S04 E17

291 25 41
                                    

Nie docierało do mnie to, że moje piękne życie znów zostało przez kogoś brutalnie odebrane. Tym razem miałem odejść razem z nim. Nie było nadziei, że ktokolwiek z nas wyjdzie żywy z rozpadającej się fabryki. Nie było nadziei, że nas oszczędzą. W tym miejscu miałem pozostawić wspomnienia, wszystkie swoje marzenia. Co z Gonem? Killua? I co z Leorio? Obiecywałem mu, że to nie koniec, że nasza przyjaźń nigdy się nie skończy, a nasz kontakt będzie trwał. Co sobie pomyśli, kiedy nagle zniknę? Jak bardzo moja dusza będzie cierpieć, gdy uwięziona przez niedokończone na ziemi sprawy, będzie patrzeć na swoich przyjaciół, którzy nawet nie mogliby mieć pojęcia co się stało? Byłbym zdrajcą...choć nie o to powinienem się teraz martwić, bo przed moimi oczami ulatywały dusze innych. Moje serce pękło na miliardy kawałków, gdy głowa Franklina przeturlała się od jego tułowia do schodów, które prowadziły do mojej sypialni. 

Chrollo złapał mnie za rękę. Ścisnął ją mocno, a chwilę później osunęliśmy się po metalowym słupie do parteru. Nie mieliśmy sił stale się podnosić i trzymać się na nogach. Jedynie się chwialiśmy i traciliśmy cel. Nie mieliśmy wyjścia. Oboje to wiedzieliśmy lecz walczyliśmy dopóki ktokolwiek jeszcze żył. Walczyliśmy dopóki mieliśmy kogo ratować, ale...krzyki ustały. Jedynymi odgłosami w pomieszczeniu były karabiny, pistolety i inne bronie. Wszystkie pająki zostały wybite, zduszone, poćwiartowane i odcięte od życia w makabryczny sposób. Potraktowano ich jak najgorsze śmieci, nieludzko! Ciała, które widziałem, mogłyby pozostać ze mną po najodleglejsze lata i nawiedzać mnie w koszmarach. Nie byłem w stanie tego znieść, nie znowu. Łańcuchy zwisały z mojej dłoni, nie byłem w stanie atakować. Nie było już sensu atakować. Wygrali z nami. Odebrali nam wszystkich i wszystko, więc co nam pozostało? Magicznym cudem uciec i chować się po dalekich zakątkach w strachu, że kiedyś nas dopadną? Kto by się na to pisał? Każdy człowiek, który boi się śmierci - czyli nie ja. Wciąż miałem do kogo wrócić, ale czy wtedy nie naraziłbym przyjaciół? Posunąłem się zbyt daleko, by móc wrócić i nigdzie nie ruszę się bez tego, który w tej trudnej chwili próbował mnie bronić ostatnimi siłami. Jakikolwiek gaz unosił się w powietrzu, nasze organizmy nie były dłużej zdolne do walki z jego skutkami. Wreszcie wszystkie bronie uniosły się w naszym kierunku. Ich lider zaczął mówić w naszą stronę, ale nie słuchałem go. Szept Chrollo przyciągnął moją uwagę.

- Kurapika, osłonię cię, przynajmniej spróbuję...

- O czym ty mówisz? - zapytałem, nie rozumiejąc jaki był w tym sens. 

- Przynajmniej spróbuj uciec. Błagam, po prostu spróbuj - zaczął mnie prosić. Był bliski złamania. Cierpiał. 

- Ja... - w moich oczach pojawiły się łzy, serce zabiło mocniej, a po chwili cały obraz się zamazał. Wielkie krople łez spłynęły po moich policzkach. Nie chciałem się żegnać. Nie chciałem się żegnać! - Nie ucieknę, zostanę z tobą. Umrzemy razem. 

- Nie pozwolę ci umrzeć. Nie tutaj, nie teraz. Jesteś jeszcze młody. To moja wina, że tu jesteś. Teraz powinieneś świetnie się bawić ze swoimi przyjaciółmi, śmiać się i przeżywać nowe przygody - mówił z wielkim bólem. - Chcę, abyś przynajmniej spróbował przeżyć, pochował ciała naszej rodziny, odwiedził grób bliskich jeszcze raz...

Wbiłem w niego zszokowane spojrzenie. On naprawdę chciał mnie osłonić. Naiwnie wierzył, że to cokolwiek da. Że jeśli raz stanie na drodze paru kul, dotrę do wyjścia bez spotkania z setką pozostałych. Nie myślał o sobie. Chciał za mnie umrzeć. Nie mogłem go zostawić, nie chciałem go zostawiać. Jeśli nasza historia miała zakończyć się tego dnia, niech rocznica naszego związku stanie się również rocznicą naszej śmierci, śmierci całej Trupy Fantomu. 

Złapałem go za policzki delikatnie, pogłaskałem kciukami i spojrzałem prosto w oczy Chrollo. Mężczyzny, który zaczął od bycia moim największym wrogiem, a skończył na miłości. Przez głowę przeszło mi wiele wspólnych wspomnień. Nasza historia była szalona, dziwna, ale nasza. 

- Kocham cię, pamiętaj o tym - wyznałem, po czym pocałowałem jego usta ten ostatni raz.

 Pistolet z jego dłoni wypadł na podłogę, ponownie złapał moją rękę, odwzajemniając to ostatnie uczucie. Chwilę potem rozległy się huki wystrzałów. Poczułem między naszymi ustami metaliczny posmak krwi. Zakończyliśmy nasze żywota szkarłatnym pocałunkiem. Przebici pociskami osunęliśmy się na ziemię. Ręka, którą zdobiły łańcuchy wciąż znajdowała się w dłoni Chrollo. Jeszcze przez moment mogłem spojrzeć na jego twarz i zamknięte oczy. Nim mój czas się skończył, również je zamknąłem. Gdyby nie rany i wielka kałuża krwi, ta scena nie różniłaby się wiele od zwykłego, spokojnego snu we dwoje. 

A pomyśleć, że wystarczyłoby tylko ograniczyć dojście gazu przez jakiś materiał, by wrócić do sił i zrobić pożytek z naszych mocy. Moje łańcuchy i jego książka na pewno dałyby radę...ale już za późno. 

Żegnaj Leorio, żegnajcie chłopcy. 

Mamo, tato, Pairo i cała Trupo Fantomu wraz z moim ukochanym...

już do was idę...

___

Koniec! 
Kurokura postawiła wielką kropkę i już więcej nie usłyszymy o tej dwójce w tym ff! 
Teraz zostali tylko Illumi i Hisoka. Jak myślicie, ich historia ma szansę na szczęśliwszy finał?

Kill my Soul || Hisoka x Illumi PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz