65.

54 6 0
                                    

Rok później...(dzień odebrania wyników matur)

Minął rok od zniknięcia tej cholernej choroby. Teraz czuję się jak wcześniej, a nawet 100 razy lepiej. Zrozumiałam wiele rzeczy, które wcześniej były dla mnie obce. Po skończeniu szkoły, przeprowadzce do Seattle( która już jutro) zamierzam założyć fundację, na rzecz chorych dzieci i młodzieży na raka. Nie tylko białaczka, ale też różnego rodzaju rak płuc, jelita czy trzustki. Wszystkie jego odmiany. Ale co ja będę takiego robić? Znajdę świeżo upieczonych psychologów, by oni rozmawiali z dziećmi o problemach, choć ja sama też pragnę nim zostać. Po owocnych rozmowach, będziemy organizować dla nich przeróżne zajęcia integracyjne, by zaufały naszym terapeutom. Będziemy wspierać te małe duszyczki, aż do zakończenia procesu leczenia, lub przewidywanej śmierci.


Takie w sumie mam plany na przyszłość. Za to Payton na razie zamierza wzbogacić się na granie w najlepszym klubie, a potem sam chce założyć drużynę dzieciaków, które będą grały i jeździły na zawody, tak jak my w liceum. Będzie uczył na szkolnych trawnikach różne grupy młodzieży i dzieci, aż (jak to on stwierdził) jego klub będzie najpopularniejszy w mieście lub stanie. Nie mówiąc o skali krajowej.


Koniec szkoły, jutro wakacje, a my już tęsknimy za sobą, za tymi nudnymi lekcjami i superowym czasie spędzanym na boisku. Dlatego też dziś po odebraniu świadectw i wyników matur, idziemy się nieźle zabawić na szkolnym balu, ale raczej dyskotece. Bardziej kameralnie będzie do godziny 23, kiedy to naszymi opiekunami będą nauczyciele. Potem po dogadaniu się z dyrektorką, nasi rodzice(których i tak nie będzie) mają nas pilnować do samego rana, gdy wszyscy popadają ze zmęczenia. Dużo alkoholu, dobra muzyka i świetne towarzystwo, co razem daje mnóstwo wspomnień, jak i zdjęć.


Nocowałam dzisiaj u Paytona, bo moi rodzice kazali mi wyjść. Dlaczego? Może szykują coś specjalnego na zakończenie tej cholernej szkoły. W każdym razie, u niego miałam wszystkie potrzebne rzeczy, by wyszykować się na odebranie matur i by odpicować się na bal, który zacznie się o godzinie 18:00.


Jest godzina 10:31, Payton nadal śpi. Bardzo cicho wstałam z jego łóżka, zakładając moje kapcie. Poszłam do łazienki, nie biorąc żadnych ubrań. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Puściłam zimną wodę, żeby się rozbudzić. Po kilku minutach do łazienki wszedł mój chłopak, a co najlepsze bez pukania!

-ej ładnie to tak?-spytałam stojąc tyłem do drzwi

-a ładnie to tak beze mnie brać prysznic, hm?-zaczął zdejmować ubrania

-dobra, masz racje. Ale ty też masz się pilnować kochany- przyznałam bardzo poważnie

-nie gadaj tyle-wszedł pod prysznic- czy ciebie do reszty porąbało?-przekręcił kurek na cieplejszą wodę- taka zimna woda?

-ej ale ja taką lubię-powiedziałam oburzona, a chłopak zaczął mnie całować

-jak się denerwujesz, to wyglądasz bardzo słodziutko i niegroźnie wiesz?-przerwał na chwilę, po czym wrócił do całowania mojej szyi


Wtedy z pokoju Paytona dobiegł dzwonek mojego telefonu.

-muszę zobaczyć kto to-powiedziałam, próbując przepchnąć się przez Paytona

-a nie możesz odzwonić później-próbował zatrzymać mnie, łapiąc mnie w talii

-nie-powiedziałam stanowczym i zdecydowanym głosem-zaraz wrócę-stwierdziłam


Przepasałam sobie ręcznik nad piersiami i wyszłam z łazienki, robiąc delikatne mokre ślady z ociekającej ze mnie wody. Wzięłam telefon do ręki i co się okazało, to była moja mama. Zostawiła mi SMS-a.

cześć kochanie, pewnie jeszcze śpicie. Przepraszam, gdy was obudziła. Ale chciałam poinformować was, że jesteście zaproszeni na dzisiejszy obiad, na godzinę 14. Będzie trochę rodziny i znajomych. Nie ma mowy, że odmówicie, jak poprzednim razem! Buziaki <3

-Payton!-krzyczałam z pokoju

-choć już-wołał zniecierpliwiony chłopak, nadal stojący pod prysznicem

-idę- weszłam do łazienki i powiesiłam ręcznik na wieszaczek, po czym weszłam z powrotem pod prysznic- idziemy dziś na obiad do moich rodziców, nie ma odmowy. Tym razem się nie wykręcimy

-ale wtedy się nie wykręciliśmy specjalnie- zapewniał łapiąc mnie za obydwie dłonie- czy to moja wina, że właściciel już naszego domu, miał jakiś błąd w papierach i trzeba było osobiście pojechać i wszystko uzgodnić? To był przypadek...-zastanowił się chwilę- ale teraz najwyraźniej jesteśmy skazani- powiedział

-tak miało być-stwierdziłam


Pod prysznicem spędziliśmy jeszcze jakieś 10 minut. Wyszłam jako pierwsza, wysuszyłam i wyprostowałam włosy, a Payton w tym czasie wyprasował sobie koszulę.

Love me till the end - Payton MoormeierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz