26.

91 8 0
                                    

Po zapakowaniu najważniejszy rzeczy, mogliśmy jechać do Hollywood. Droga będzie trwać koło godziny, ale znając Paytona to będzie bardzo miła podróż. A więc pożegnałam się z tatą i Theo, po czym zjechaliśmy na dół i zapakowaliśmy torbę do mini bagażnika. Założyłam kask, wsiadłam na motor, zaraz potem zrobił to również Payton. Włączył silnik i ruszyliśmy do miasta gwiazd. Ciekawe co on mógł zaplanować, może jakaś kolacja w miejskiej restauracji, albo zwiedzanie czegoś. Może jakaś kolacja i wieczór pod gołym niebem... Naczytałam się romansideł, a teraz myślę o niewiadoma jakich rarytasach. Pamiętajmy, że to nie żaden film, a Payton to nie książę na biały koniu.


W połowie drogi zatrzymaliśmy się na chwilową przerwę, by rozprostować kości. Nawet nie wiecie jak jest niewygodnie, siedząc w jednej pozycji przez 30 minut. Do tego, widząc tylko to co jest po bokach. Przyznam, że gdy jechałam z przodu, widziałam o wiele więcej niż teraz, ale nie narzekam. Barry nigdzie mnie nie zabierał, ale też był dobrym przyjacielem. Mam nadzieję, że to kiedyś wróci i wszyscy w piątkę będziemy się przyjaźnić. Marzenie, ale chyba nie do spełnienia...


Chwile postaliśmy, pogadaliśmy na luźne tematy, nie dotyczące wycieczki czy Beacon Hills, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Siadłam na motor, przytuliłam się do Paytona, a chłopak włączył silnik pojazdu. W trakcie drogi nie za bardzo jest jak rozmawiać. Wiatr wieje, Payton musi skupić się na drodze, nieznośni kierowcy osobówek. Można wywnioskować, że ma się chwile na poważne pomyślenie na temat przyszłości no i teraźniejszości. Ja w tym czasie rozmyślam o moim blogu i co napisze w kolejny wpisie. Całe szczęście wzięłam komputer, nie jest jakichś wielkich rozmiarów więc na spokojnie zmieścił się w torbie i bagażniku.


Następne 45 minut spędziliśmy w dalszej drodze. Dlaczego 15-sto minutowe opóźnienie? Korki na wjeździe to miasta. Jak to powiedział Payton, to normalne. Więc pozostało nam tylko czekać, ale postanowiłam przerwać tę ciszę.

-słuchaj, wiem że to miało być tajne i w ogóle. Ale może powiesz mi, gdzie jedziemy? Nie mogę się już doczekać!

-dobra, niech ci będzie...-pomyślał chwile jakby chciał się zastanowić co mi powiedzieć, a co nie-jedziemy teraz do mojego kolegi, Dylana. Potem ci wszystko dokładniej opowiem, bądź cierpliwa-przyznał

-dobrze, postaram się jak tylko mogę-zaśmiałam się


Całe szczęście, gdy minęliśmy te korki na wjeździe to Hollywood, to potem było spokojniej i bez komplikacji. Do dojechania do domu tego Dylana, straciliśmy kolejne 15 minut, czyli razem droga trwała półtorej godziny. Gdy byliśmy już na miejscu, pierwsze co to zeszłam z motoru i rozprostowałam kości. Potem wyjęłam torbę z bagażnika i przewiesiłam ją sobie przez ramię. Dopiero wtedy spojrzałam na dom, który zrobił na mnie wielkie wrażenie.

-wow ...-powiedziałam rozglądając się po okolicy- to jego dom?

-tak, mieszka z rodzicami. Ale ich aktualnie nie ma i jest wolna chata. Dzwoniłem do niego zanim wyjechaliśmy i powiedział, że jesteśmy mile widziany, więc panie przodem-powiedział chłopak pokazując ręką na drzwi wejściowe do domu


Grzecznie zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, a otworzył je nam średniego wzrostu blondyn ubrany w jakieś szare dresy i luźną koszulkę. Pierwsze co to przywitał się z Paytonem na misia, potem dopiero zauważył mnie.

-my się chyba nie znamy-przyznał słusznie chłopak-Dylan Hartman-podał mi rękę na przywitanie

-Skyler West-odwzajemniłam uścisk dłoni, wchodząc do domu-ładnie tutaj!-powiedziałam na głos, choć miało to tylko zostać w moich myślach

-a dziękuję, przeważnie to ja zbieram laury. Moich rodziców wiecznie nie ma-powiedział wcale tym nie zmartwiony

Love me till the end - Payton MoormeierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz