Operacja CZAPKA cz 2

623 23 7
                                    

Było kilka minut po dziewiętnastej. Luśka siedziała przy Marcelu. Głaskała go po policzkach, po włosach, po dłoniach. Mówiła do niego. Otworzył oczy.
Od razu znalazłem się przy jego łóżku. Przykucnalem.
- Marcelku, ale nam napedziłeś strachu... Tak się bałam - szepnęła Daniela łamiącym głosem.
- Będę żygał.
Od razu podałem Marcelowi niebieski worek foliowy, bo tylko to było pod ręką. Mały wyglądał naprawdę kiepsko. Miał zadrapania na twarzy, na dłoniach, na brzuchu i plecach. A utrata przytomności i wymioty wskazywały na wstrząśnienie mózgu.
Poszedłem wyrzucić folię z wymiocinami Marcela. Gdy wróciłem mój synek siedział na łóżku. Był bladziutki. Miał sine oczy i suche usta. Daniela dawała mu wodę do picia.
- Dobra, starczy - wyszeptał wyjmując z ust słomkę.
- Jak ty się czujesz, maleństwo? - zapytała go Daniela.
- Chce mi się spać.
- To śpij słonko - pogłaskała go. - Obniżę ci oparcie...
Marcel patrzył na mnie bez słowa. Pewnie myślał, że się na niego gniewam. No, myślałem, że ma więcej wyobraźni i oleju w głowie, ale nie będę się obrażał na dziesięcioletnie dziecko za to, że spadło z drzewa. Pomyślałem, że poczuje się lepiej, jeśli go o tym zapewnię. Przykucnąłem tuż obok niego, jak poprzednio. Ucałowałem jego bladziutką dłoń, w którą wbity był wenflon.
- Dostanę za wagary? - zwrócił się do mnie. Cwaniak.
- Nie dostaniesz. Ten jeden jedyny raz ci odpuszczę - odparłem uśmiechając się do niego. - Teraz najważniejsze jest to, żebyś nabrał sił i wrócił do domu - dodałem przegarniając delikatnie jego grzywkę na bok. Ucałowałem go w czoło. - Bardzo cię z mamą kochamy - mimowolnie zacisnąłem powieki. Przetarłem oczy. Naprawdę bałem się o tego małego brzdąca.
- Będę mógł chodzić po dworze bez czapki? - zapytał. No, bezczelny jest. Znów się do niego uśmiechnąłem.
- Tak kochanie... Od połowy maja do końca sierpnia - rzekłem patrząc w jego bystre oczka. Westchnął głęboko.
Dopiero w tym momencie pojąłem, że Marcel nie bez przyczyny wlazł na to drzewo w parku... On wskrobał się na ten dąb, żeby zdjąć z gałęzi swoją czapkę. Oczywiście! Wziąłem głęboki oddech. Czym jeszcze to dziecko mnie zaskoczy?
- Marcelek, zamknij oczka i spróbuj zasnąć. Jutro z samego rana odwiedzi cię babcia, a my z mamą przyjedziemy do ciebie po szkole. Okej? - odezwałem się do niego.
- Okej tata.
Marcel przewrócił się na bok. Lusia poprawiła jemu kołdrę. Szybko zasnął. Poczekaliśmy aż do końca spłynie mu kroplówka. Lekarz powiedział, że Marcel musi zostać dwa, trzy dni na obserwacji. Ze smutkiem przyjęliśmy to do wiadomości. Wolelibyśmy, żeby nasz kochany urwis dochodził do siebie w domu, w znanym sobie środowisku, ale zaakceptowaliśmy decyzję lekarza. Tu będzie miał profesjonalną opiekę.
Oby te trzy dni szybko zleciały. Wracaj do zdrowia, Marcelku.

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz