Topór

605 20 5
                                    

- Ciekawe co tata znowu wymyślił. Wkurza mnie z tym całym wymyślaniem - rzekł Marcel zeskakując z gałęzi drzewa. Strzepnął piasek ze spodni.
Zanim Nikodem zdążył się obejrzeć, Szymon stał już u jego boku.
- Po co wlazłeś na to drzewo, co? - zwrócił się do Marcela.
- Od kiedy się czepiasz o takie byle co? - odburknął malec.
- Nie denerwuj mnie, dziecko. Proszę za mną. No już.
Chłopcy popatrzyli na siebie zaskoczeni. Ich zdziwienie było tym większe, że ojciec nie prowadził ich w kierunku domu a w stronę furtki.
- Dokąd idziemy, tata? - rzekł Nikodem schylając się po leżący na ziemi okrągły kamyk.
- Do Oliwera. Przeprosicie się nawzajem.
Marcel stanął w miejscu. Wziął głęboki oddech.
- Nie pogodzę się z nim - rzekł marszcząc ziemne brwi.
Ani się obejrzał a Szymon chwycił go za rękę i pociągnął ku sobie.
- Pogodzisz i przestań mi się buntować, bo źle się to dla ciebie skończy. Do tej pory nie reagowałem na to, że dokuczaliście sobie z Oliwerem, ale dzisiaj daliście taki pokaz głupoty, że po prostu... Po prostu brak mi słów na was.
Nikodem popatrzył na ojca z namysłem.
- Na mnie też? - zapytał.
Szymon pokiwał tylko głową. Szli tak przez chwilę w milczeniu. Marcelowi udało się wyrwać rękę z uścisku ojca. Wsunął obydwie dłonie do kieszeni kurtki. Pociągnął nosem.
- Jak tylko dotrzemy na miejsce, pogodzicie się z Oliwerem i nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu - rzekł Szymon stanowczo.
Marcel spojrzał na ojca z namysłem.
- Oliwer jest złodziejem. Ukradł mojego psa. Nie robi się tak.
- Przebacza się i żyje się dalej. Ty też wiele razy zachowałeś się nie fair w stosunku do Oliwera. Czas zakopać topór wojenny, zapomnieć o tym, co było. Zrozumiano?
- Głupie to - odparł Marcel.
- To nie jest głupie. Zapominanie o dawnych winach świadczy o dojrzałości. Głupie to jest ściąganie gaci koledze, który akurat uwiesza się na barierce przed szkołą.
- Na mojej barierce, mojej - szepnął Marcel zaciskając zębami dolną wargę.
Szymon spojrzał na niego zaskoczony.
- Słucham? Co ty znowu wymyśliłeś? Nie przeginaj, Marcel.
Chłopiec zerwał gałązkę rosnącego przy dróżce dzikiego bzu. Oberwał ją z liści. Nikodem podbiegł do niego z podobną gałązką.
Szymon patrzył bez słowa na zabawę synów. Nikodem udał, że zadaje Marcelowi ostateczny cios w klatkę piersiową.
- Jestem trupem! - krzyknął Marcel zbolałym głosem. Upadł na ziemię. - Możesz mi odrąbać głowę toporem. Tak robią gladiatorzy - zwrócił się do brata nie otwierając ani na chwilę oczu.
Nikodem rozejrzał się wokół w poszukiwaniu czegoś, co przypominałoby topór. Dostrzegłszy leżący na ziemi rozłupany konar, ruszył w jego kierunku. Szymon chwycił go za kaptur kurtki. Skierował w swoją stronę.
- Nikodem, dokąd to, co?
- No po topór - odparł blondwłosy chłopiec.
- Później będziecie się bawić w gladiatorów czy w co tam będziecie chcieli...
Powiedziawszy te słowa mężczyzna pomógł Marcelowi podnieść się z trawy. Chwycił obydwu za ręce.
- Naprawdę muszę was prowadzić za rączki jak trzylatków? - spytał unosząc w górę prawą brew.
Marcel roześmiał się.
- Ale śmieszna mina! Tata, zrób ją jeszcze raz! - zawołał.
- Co powiedziałeś, mały szkrabie? Ta mina jest groźna! - zaśmiał się.
- Groźny to jest Monster jak się go głaszcze nie w tą stronę albo mu się kradnie ogon!
Szymon uśmiechnął się. Przygarnął obydwu chłopców.
- Kradnie ogon? - powtórzył z niedowierzaniem. - Jak można ukraść psu ogon, co?
- Normalnie! - zawołał Nikodem. - Przywiązujesz Monsterkowi ogon do łapy i on go potem nie może znaleźć i się wkurza - wyjaśnił.
Szymon spoważniał. Przyjrzał się synom z namysłem.
- Chłopcy, nie robi się tak - rzekł patrząc  Nikodemowi w oczy. - Po ile wy macie lat, co?
Nikodem pociągnął lekko nosem, spojrzał ojcu w oczy.
- To nie wiesz? - rzekł zaskoczony. - Mamy po jedenaście lat.
- Wiem, wiem. Nieważne...

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz