Kartkówka ciąg dalszy

1.2K 35 2
                                    

Szymon siedział na kanapie. Sprawdzał kartkówki swoich uczniów. Daniela stała przy kuchennym blacie i kończyła robić sałatkę. Nie podobało jej się to, że Marcel poraz kolejny wprowadza do domu psy. Postanowiła jednak ten temat przemilczeć.
Chłopiec usiadł na podłodze. Przytulił się do Misia. Spojrzawszy na Szymona, uśmiechnął się szeroko.
- Co mały szkrabie? - odezwał się Szymon.
- No nic. Sprawdzałeś już moje?
- Nie, ale zaraz mogę sprawdzić - odparł mężczyzna przeszukując stertę kartkówek. - Marcel Jasiński. No, jest...
- Tata, nie musisz sprawdzać. Wszystko mam dobrze.
Szymon uśmiechnął się. Wyciągnął rękę w stronę chłopca. Ten, usiadł obok niego na kanapie.
- Zadanie pierwsze, dobrze. Drugie, dobrze.... Tutaj wynik jest prawidłowy, dobrze...
Marcel uśmiechnął się. Przytulił się do ramienia taty. Nie mógł się doczekać, kiedy Szymon wpiszę mu piątkę czerwonym długopisem. Mina zrzedła jednemu i drugiemu, gdy ojciec chłopca przewrócił kartkę na drugą stronę.
- O, ja... - westchnął chłopiec. - Ja myślałem, że tamte zadania to są wszystkie. Serio... - zaczął się tłumaczyć. - Tata, ja naprawdę nie wiedziałem...
- Marcel, nie przyjmuję tego do wiadomości - odparł Szymon marszcząc ciemne brwi. - Na wszystko masz czas. Na łażenie po klasie i ostrzenie kredek na sprawdzianie jest czas, ale na przerzucenie kartki na drugą stronę już nie!
Daniela spojrzała na męża z wyrzutem.
- Szymon, nie krzycz na niego. Trzeba było powiedzieć dzieciakom z ilu pytań się test. Założę się, że nie tylko Marcel obliczył jedynie zadania znajdujące się na pierwszej stronie.
- No, wyobraź sobie, że sprawdziłem trzy czwarte prac i jak na razie Marcel stanowi ewenement!
- Tymek też pewnie nie ruszył drugiej strony... - szepnął Marcel.
- Nie porównuj się z Tymkiem. Tymek nie ruszył także pierwszej strony. Siadaj tu, koło mnie. Trzymaj długopis... Dokończysz ten test... Proszę, twoja kartka...
Marcel usiadł na podłodze, podłożył sobie podgłówek pod tyłek.
- Tak mi będzie super wygodnie - szepnął.
- Daję ci na to dziesięć minut... Czas start.
Marcel zabrał się za wykonywanie obliczeń. Szymon tymczasem schował pozostałe kartkówki do białej teczki, po czym podszedł do żony.
- Jaką sałatkę robisz? - spytał.
- Jarzynkę - odpowiedziała. - Marchewka, groszek, kukurydza...
- Mama, możesz się zamknąć? - rzekł Marcel. - To znaczy... Czy możesz mówić ciszej? Próbuję się skupić...
- Jak ja ci się zaraz zamknę! - odezwał się Szymon..
- Skarbie, przestań już...
Lusia chwyciła męża za rękę. Szymon chciał coś powiedzieć, ale wówczas jego żona przyłożyła swój palec do jego ust. Mężczyzna odwrócił się, wstawił wodę na kawę.
Po kilku minutach Marcel podniósł się z poduszki. Podszedł do taty. Podał mi swój sprawdzian.
- Skończyłem - rzekł..
Szymon pogłaskał malca po głowie. Usiadł w fotelu.
- Marcelek, podaj mi mój czerwony długopis - odezwał się.
- Robi się! - zawołał malec pędząc w kierunku ojca. Usiadł obok niego na oparciu od fotela.
- I co? - zapytał. - Pewnie będę miał wszystko dobrze...
- Myślisz? Pani Ani zostało w portfelu sto siedemdziesiąt złotych... Dobrze...
Marcel spojrzał Szymonowi w oczy, po czym szczerze się do niego uśmiechnął.
- Mogę? - szepnął malec wskrobując się ojcu na kolana.
- No, chodź... Zadanie szóste... Ile kilometrów dziennie pokonuje pan Kowalski... Osiemnaście? Skąd ten wynik?
- No, do domu od sklepu ma dwa kilometry, od sklepu do pracy siedem... To jest razem dziewięć i z powrotem... Razem osiemnaście... - szepnął chłopiec.
- Pan Kowalski każdego dnia jedzie autem do sklepu oddalonego od domu o dwa kilometry. Później wraca do domu i stamtąd wyrusza do pracy... Marcelek, należało wykonać to w ten sposób... Spójrz... Dwa kilometry w jedną stronę... Dwa w drugą... I do pracy... To jest, ile?
- Jedenaście... - szepnął chłopiec. - I do tego trzeba dodać dziewięć... Źle to zrobiłem...
- No, pomyliłeś się o dwa kilometry... Dam ci za to pół punktu... Nie smuć się...
Szymonowi zostało do sprawdzenia ostatnie tekstowe zadanie. Marcel zacisnął kciuki. Bardzo chciał dostać z tej kartkówki czwórkę. Wstrzymał oddech, gdy ojciec przyłożył czerwony długopis do kartki.
- Marcel, weźmiesz mi się chłopcze do nauki - rzekł Szymon stawiając czerwony ptaszek przy ostatnim zadaniu. - Od dzisiaj chcę widzieć w twoim dzienniczku tylko takie oceny, okej? - dodał wystawiając chłopcu dużą, czerwoną piątkę.
Malec uśmiechnął się szczerze. Wziął do ręki swój sprawdzian, usiadł na kanapie. Podrapał się po głowie.
- Nie wierzę! - zawołał wpatrując się w kartkę ze wzruszeniem. - Po prostu nie wierzę! Dziękuję tatuś!
- Mi nie masz za co dziękować. To twoja zasługa. Poświęciłeś czas na naukę, to zaowocowało... Jestem z ciebie naprawdę dumny.
Lusia podeszła do syna, przytuliła chłopca, dokładnie obejrzała jego sprawdzian.
- Ślicznie, Marcelek. Tak trzymaj!
- Okej - szepnął malec biorąc głęboki oddech. - I z polaka dostałem dzisiaj piątkę, co nie? - dorzucił spoglądając na ojca.
- No, musiałabyś to zobaczyć! - rzekł Szymon. - Zadawałem młodemu pytania przy polonistce, a Marcel pięknie na nie odpowiadał...
- I powiedziałem definicję bajki, że to krótki, wierszowany utwór, a zawsze to zapominałem, a akurat mi się w tym momencie przypomniało! Polecę do Nikodema! Tata, co dostał Nikodem? Też piątkę?
Szymon kiwnął głową.
- Tak - odpowiedział.
- To dobrze! Misiu, chodź na górę!
Daniela chciała syna za rękaw od bluzy.
- Marcelek, poczekaj. Daj dzienniczek. Podpiszę ci tą piątkę z polskiego.
- Babka mi jeszcze tej piątki nie wpisała... Misiu! - zawołał chłopiec biorąc pieska na ręce. - Chodź, Misiu! Dzisiaj jest mój półszczęśliwy dzień! - dorzucił niosąc czworonoga w stronę schodów.
Szymon wstał z fotela. Zalał wrzątkiem nasypaną do filiżanek herbatę.
- Zobacz, ile daje pilnowanie Marcela z lekcjami... Dostał dzisiaj dwie piątki i to nie z wuefu czy z plastyki, ale z polskiego i matematyki...
- Szok. Rok temu o tym czasie przynosił mi do domu same uwagi i dwóje...
- Prymusa z niego raczej nie zrobię, ale chciałbym, żeby miał te trójki i czwórki... Jest naprawę bystry... Gdyby słuchał na lekcjach i nie zajmował się lepieniem ludków z plasteliny, miałby naprawdę świetne stopnie i to przy minimum wysiłku.
- Myślisz? - szepnęła Daniela patrząc mężowi w oczy.
- Jestem pewien. Zapowiem chłopakom, że każdy tydzień bez jedynki i dwójki będzie się kończył wspólnym wyjściem do skateparku... Myślę, że to będzie dla Marcela dobra motywacja do nauki.
- Świetny pomysł - odparła Daniela.
- Pójdę im o tym powiedzieć... Już widzę ich miny...
- Idę z tobą - odparła Daniela odkładając filiżankę z herbatą.

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz