Nim Marcel i Nikodem wrócili do domu, odnieśli swoje włócznio-szable w bezpieczne miejsce. Ukryli je za kanciapą między prętami. Chłopcy przekroczyli próg salonu a Lusia zaparzyła im ciepłą herbatę.
- Marcel, jakoś dziwnie wyglądasz. Płakałeś? - odezwała się Daniela.
Chłopiec uśmiechnął się. Napił się herbaty.
- A czemu miałem płakać? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- No ja nie wiem, ale masz takie oczy czerwone.
- Od wiatru - szepnął poraz kolejny przykładając kubek do ust.
Daniela popatrzyła na syna podejrzliwym okiem, po czym wyciągnęła z szafki opakowanie pierników. Starannie wyłożyła je na nieduży talerzyk i postawiła na stole przed chłopcami
Szymon tylko czekał, kiedy jego synowie wypiją herbatę do końca. Gdy tylko ich kubki były puste usiadł przy stole obok Marcela i spojrzawszy mu w oczy zapytał...
- Kiedy zamierzasz pouczyć się na poprawę z polskiego?
- No jak kiedy? - odparł chłopiec drapiąc się po głowie. - No, dzisiaj.
- Marcel, proszę cię, byś poszedł teraz do swojego pokoju, przyniósł stamtąd zeszyt i wziął się do nauki. Dobrze?
- Teraz? Nie lepiej później?
Szymon westchnął głęboko.
- Zrób o co cię proszę i nie zadawaj głupich pytań. Miałeś uczyć się wczoraj i przedwczoraj. Zgadza się?
- No zgadza.
- To śmigaj po zeszyt. Nikodem, to samo.
Starszy chłopiec spojrzał na ojca ze zdziwieniem. Nie zamierzał się teraz uczyć, przecież miał dobre oceny i nie musiał poprawiać żadnych jedynek jak Marcel. Aby zyskać na czasie, poprosił Daniela o dolewkę herbaty. Zuzia prędko go obsłużyła.
Marcel tymczasem poszedł do pokoju na górę. Chwilę zajęło mu szukanie zeszytu. Gdy w końcu go znalazł, wolnym krokiem powędrował do salonu. Usiadł przy stole, otworzył zeszyt i westchnął głęboko
- Jakbym się zaczął uczyć po obiedzie to bym to wszystko na dłużej zapamiętał a tak to to wszystko od razu zapomnę.
Ani Szymon ani Lusia nie skomentowali tych słów. Mieli nadzieję, że Marcel za moment weźmie się do nauki.
- Nawet nie wiem czy w poniedziałek mam polski - odezwał się dziesięciolatek po chwili namysłu. - Może sprawdzę w planie lekcji.
- Marcel, nic nie sprawdzaj, po prostu weź się za naukę - powiedział Szymon.
- Lepiej mi wchodzi do głowy, jak jestem sam w pokoju i siedzę na łóżku a nie przy stole i...
- Okej, weź ten zeszyt i proszę na górę. Za pół godziny przyjdę i cię przepytam z bajek. Jeśli przez ten czas niczego się nie nauczysz dostaniesz ode mnie lanie. No, na co czekasz? Wyrywaj na górę!
Marcel spojrzał z byka na ojca, po czym wziął do ręki zeszyt i pobiegł po schodach wprost do swojego pokoju. Nikodem głośno się zaśmiał.
- A tobie nie za wesoło? Masz już zrobione lekcje? - odezwał się do niego Szymon.
- No, wypiję herbatę i idę.
Mężczyzna przeciągnął się, po czym wstał z krzesła, wziął w rękę kubek z chłodnią już kawą i oparł się obok lusi o kuchenny blat.
- No jak tak bokiem stoisz to widać ci ten brzuszek - odezwał się.
- Kiedy im powiemy? - szepnęła Daniela.
- A co? - odezwał się Nikodem.
Szymon spojrzał na niego i przygroził mu palcem. Po chwili skierował wzrok na żonę, objął ją od tyłu delikatnie głaszcząc po brzuchu.
Nikodem spoglądał na to bez słowa, ale kiedy jego ojciec zaczął całować Lusię po szyi, chłopiec podniósł się z krzesła. - - Dzięki za herbatę - rzekł, po czym pobiegł na górę.
- No i zostaliśmy sami - powiedział Szymon patrząc żonie w oczy.
Lusia spuściła wzrok, położyła swoje dłonie na oplatających jej brzuch rękach męża.
- No, niezupełnie sami - szepnęła, po czym zatopiła swoje usta w jego ustach.