Marcel wybiegł z domu boso i w krótkim rękawku. Na dworze było zimno, padał deszcz.
- Misiu - zawołał chłopiec spoglądając w stronę kanciapy.
Po chwili zza drewnianej szopy wybiegły dwa psy.
- Marcel, zamykaj te drzwi, bo zimno wpuszczasz! - zawołała Daniela przewiązując swój różowy szlafrok aksamitną tasiemką.
- Misiu! No, dalej!
Dwa przemoknięte psiaki wbiegły do salonu i usiadły pod stołem. Marcel przykucnął, by je pogłaskać.
- Synek, a może byś się tak ubrał, co? - powiedziała matka chłopca.
- Mama, jaka ty jesteś upierdliwa. Przecież wiem, że muszę się ubrać...
- To w tej chwili do łazienki! - nakazała.
Malec podniósł się z podłogi i pobiegł wgłąb korytarza.
- Tak się składa, że łazienka jest zajęta! - krzyknął.
- Tak się składa, że łazienka właśnie się zwalnia - odparł Szymon wychodząc z niedużego pomieszczenia. - Nikodem jeszcze nie zszedł na dół? - spytał zaraz po wejściu do łazienki.
- Byłam go budzić, ale się nie dało - odparła.
Szymon kiwnął głową, po czym pobiegł po schodach na górę. Nikodem mocno spał. Nie przeszkadzała mu głośno grająca muzyka ani to, że okno w pokoju jest szeroko otwarte.
- Nikodem! Koniec spania! - zawołał od progu.
- Minutka....
- Za pięć minut widzę cię siedzącego przy stole!
- Okej... - westchnął malec.
Szymon zszedł na dół. Marcel jadł śniadanie. Zdecydowana większość jego kanapek trafiała pod stół. Misiu i Monster walczyły ze sobą o każdy podarowany im przez Marcela kawałek chleba z Nutellą.
- Co dziś będziesz robić? - rzekł Szymon spoglądając na małżonkę.
- Zrobię jakiś obiad... Co chcecie na obiad?
- Kotlety - rzekł schodzący po schodach Nikodem. - Z buraczkami i z ciemnym sosem...
- Bez buraczków - szepnął Marcel wsuwając pod stół kolejny kawałek chleba. - Czemu Misiu je jedzenie normalnie, a Monster gryzie mi palce?
- Bo Monster jest potworem! - odparł Nikodem udając bardzo groźną minę. Usiadł przy stole.
- Czyli Monster liże ci palce a ty mimo to nadal jesz nimi kanapki? - odezwała się Lusia.
- Kanapki jem buzią a nie palcami... A z palców jeszcze oblizuję krem czekoladowy, bo szkoda, żeby się zmarnował... - westchnął Marcel.
- A potem grzebiesz tymi palcami w dupie, bo masz owsiki - odezwał się Nikodem.
- Chyba ty, czubie! - zawołał Marcel podrywając się z krzesła.
- Hej! Spokój! - krzyknął Szymon. - Najedli się panowie? Jak tak, to myć zęby i jedziemy do szkoły!
- Ja dopiero zacząłem jeść... - szepnął Nikodem.
- Ja się najadłem...
- To wyrywaj do łazienki! - rzekł Szymon zwracając się do Marcela.
Chłopiec podniósł się z krzesła. Przeszedł dumnie obok taty i zatrzymał się przy Danieli. Ukochał ją. Kobieta szczerze się zdziwiła.
- Marcelek, a cóż znaczy ten przytulas? Czym sobie zasłużyłam?
- Niczym - odpowiedział malec. - Taki mam dzień dobroci dla... mamy... - wyjaśnił.
Szymon wstał od stołu. Przeczesał ręką włosy. Napił się kawy z ekspresu.
- Chłopaki, po lekcjach proszę pójść do babci Danki. Ja będę miał pare spraw do załatwienia na mieście. Przyjadę po was około godziny piętnastej. Zrozumiano?
- Zrozumiano - odparł Nikodem.
- Chyba, że zostaniemy dzisiaj w domu, bo mamy dupne lekcje... - odezwał się Marcel.
- Dupne czyli? - spytała Lusia.
- Dupne czyli dwa języki polskie, historia i dwa wuefy... No, wuefy nie są akurat dupne, ale i tak możemy zostać w domu i opiekować się mamą...
- Mama da sobie radę - odezwała się Daniela.
- Niewiadomo - rzekł Marcel. - Tata, a rozdasz dzisiaj nasze sprawdziany i powiesz głośno, że dostałem piątkę?
- No raczej... Takie rzeczy nie zdarzają się codziennie - odparł Szymon z uśmiechem na twarzy.
Chłopcy popędzili do łazienki. Lusia i jej mąż zostali sami w salonie.
- Ale cieszy się z tej piątki... - odezwała się Daniela.
- No, nie dziwię mu się. Dostać piątkę od tak upierdliwego nauczyciela, jak ja to naprawdę mistrzostwo świata - zaśmiał się.
- No tak... - szepnęła. - Szykuj się... Bo chłopaki zaraz wyjdą z łazienki, a ty jeszcze nie ubrany...
- No, okej...