Żona

527 21 23
                                    

Na dworze robiło się już szaro. Daniela stała w oknie, czekała na powrót męża i dzieci. Wiedziała, że tego dnia wrócą do domu później niż zwykle. Mimo to niecierpliwiła się.
Gdy tylko zobaczyła zajeżdżający pod dom samochód męża, złapała w dłoń leżący na parapecie telefon. Niepewna, czy postępuje słusznie, zamówiła taksówkę. Gdy chłopcy weszli do domu, miała w oczach łzy.
- Mama, coś się stało? - rzekł Marcel podchodząc do matki. Nie czekając na odpowiedź, przytulił ją.
- Byliśmy z tatą w Ikei po łóżeczko, przewijak i komodę dla bliźniaków. Zaraz będziemy je składać, tylko najpierw bym sobie coś zjadł - odezwał się Nikodem.
Daniela przetarła ręką oczy.
- Podejdź do mnie, Nikoś... Chcę wam coś powiedzieć - szepnęła próbując zapanować nad targającymi nią negatywnymi emocjami. 
Gdy tylko chłopiec się do niej zbliżył, uśmiechnęła się wbrew sobie. Pogłaskała Nikodema po policzku.
- A co wy na to, żeby jechać do babci i dziadka do Poznania? - spytała marszcząc brwi pod ciężarem łez.
Chłopcy popatrzyli na siebie zdziwieni. Niemalże w tym samym momencie do salonu wszedł Szymon. Mężczyzna niósł nieporęczny karton.
- Nikodem, no prosiłem cię, żebyś chociaż mi otworzył drzwi - odezwał się.
- Otworzyłem. Mama płacze - odparł Nikodem.
Szymon spojrzał na małżonkę. Szybko odłożył karton. Podszedł do Danieli. Zbladł na widok jej łez.
- Lusia, wszystko okej? - spytał lekko wystraszony.
- Nic nie jest okej! - krzyknęła odpychając męża obydwiema rękoma. Pobiegła do sypialni. Załamana usiadła na łóżku. Spojrzała blado na drzwi. Tak jak się spodziewała. Tuż za nią, do pokoju wszedł Szymon.
Mężczyzna był skołotany. Nie miał pojęcia czym spowodowane jest dziwne zachowanie żony. Przykucnął przy niej.
- Powiesz mi co się dzieje? To hormony? - zadał nietrafne pytanie.
- Nie, kochanie, to nie hormony - syknęła przez zęby. - Jesteś chamem.
- Wiem, już mi o tym mówiłaś - uśmiechnął się mając nadzieję, że to rozładuje nieco atmosferę. - Skarbie, nie wiem, co sobie ubzdurałaś, ale wydaje mi się, że przesadzasz.
Daniela uniosła głowę w górę. Wzięła trzy głęboki, uspokajające oddechy, po czym ponownie spojrzała w oczy kucającego przy niej Szymona.
- Byłam w mieście - powiedziała tak spokojnie na ile była w stanie. - Włożyłam do koszyka śpioszki, pieluszki, kaftaniki...
Szymon spuścił głowę na dół. Już wiedział w jakim celu zmierza wypowiedź jego żony.
- Wybrałam smoczki dla maluszków i Misia Szumisia - mówiła dalej. - Wiesz co się okazało, kiedy przyłożyłam kartę do czytnika? Spójrz mi w oczy i odpowiedz.
Mężczyzna zacisnął zęby. Między małżonkami zapadła kilkunastosekundowa chwila ciszy. 
- Nie chodzi mi o kasę. Niczego od ciebie nie chcę! - wrzasnęła. - Ale nie jestem twoją niewolnicą tylko żoną! Jak ty mnie traktujesz?! Tam - wskazała na znajdujące się przy komodzie trzy torby, których Szymon wcześniej nie zauważył - są rzeczy moje, Nikodema i Marcela. 
- Ale...
- Nie przerywaj mi. Za chwilę przyjedzie po nas taksówka za którą ty zapłacisz. Jadę do mamy, bo źle mi się robi, kiedy na ciebie patrzę. Wynieś te torby przed dom.
- Lusia, daj sobie wytłumaczyć... Odblokuję ci tę kartę...
- Nie musisz - przerwała mu. - Już założyłam sobie swoje własne konto bankowe, na które będzie wpływać moja pensja. Byłam w szkole. Zostawiłam numer konta w sekretariacie, więc od przyszłego miesiąca będzie mnie stać na podpaski.
- Przecież jesteś w ciąży. Nie potrzebujesz podpasek.
- Jesteś naprawdę chamski. Żałuję, że dopiero teraz to widzę. Wynieś te torby i zejdź mi z oczu.
Szymon podniósł się z podłogi. Przetarł dłonią załzawione oczy i twarz. Ruszył w kierunku drzwi, ale zatrzymał się. Podszedł do Lusi. Spojrzał na nią zbolałym wzrokiem.
- Lusia, przepraszam cię - rzekł wzruszając ramionami. Miał w głowie pustkę. Nie wiedział, co powiedzieć, jak się wytłumaczyć z tego, co zrobił. Z całego serca pragnął zatrzymać żonę przy sobie, ale nie wiedział jak to zrobić. 
Czuł, że wali mu się grunt pod nogami i to na jego własne życzenie. Gdyby tak mógł cofnąć czas! Na pewno drugi raz nie popełniłby tego samego błędu, nie zablokowałby żonie karty. Dałby nawet Luśce te pięćset złotych, o które prosiła. Zrobiłby wszystko, byle by zatrzymać ją i synów przy sobie.
- Muszę od ciebie odpocząć - szepnęła Daniela głaszcząc męża po policzku. - Wynieś te torby.
Zagubiony mężczyzna miał w głowie mętlik. Podszedł do drzwi. Uchylił je lekko. Nieoczekiwanie usłyszał roztrzęsiony, dziewczęcy głos. Wszedł do salonu. To, co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach.

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz