Lekcje

1.3K 33 6
                                    

Odpowiedziałem na kilka e-maili. Przejrzałem Facebooka zwracając szczególną uwagę na to, jakie treści zamieszczają w tym serwisie moi dwaj synowie. Nie znalazłem nic niepokojącego. Zdaje się, że chłopcy w ostatnim czasie albo trochę zmądrzeli albo nie mają czasu wstawiać na Facebooka głupot.
Nikodem skończył robić lekcje około godziny osiemnastej. Wpakował książki i zeszyty do plecaka, a potem przyleciał do mnie na kolana. No, odłożyłem laptopa i pogłaskałem go po włosach.
- Co Nikuś? Zrobiłeś lekcje? - odezwałem się do niego. Popatrzył na mnie i się przytulił. Od kiego on taki przytulasiński?
- No, zrobiłem - szepnął. Ucałowałem go w skroń i postanowiłem porozmawiać z nim szczerze na temat tego, co miało miejsce na lekcji języka polskiego i co ma znaczyć dwója, którą otrzymał z części mowy.
- Nikuś, a ta dwójka z polskiego? - odezwałem się. - Dlaczego nie nauczyłeś się na sprawdzian, co?
- Tata, to nie tak. Ja wszystko umiem. Serio - powiedział.
- To skąd ta dwójka, co?
- No, stąd, że ja chciałem pomóc Marcelowi... On nic nie umiał...
- Jak nie? - odezwał się mój młodszy syn. - Przecież dostałem piątkę...
- No, dostałeś... - szepnął Nikodem.
- Chłopaki, zamieniliście się kartkami, tak? - zapytałem prosto z mostu. Obaj milczeli. - Chodź do mnie, Marcel.
Ciemnowłosy chłopiec zamknął książkę, wziąłem go na drugie kolano.
- I co ja mam z wami zrobić, co? - odezwałem się. - Chłopaki, pierwszy i ostatni raz zamieniliście się sprawdzianami. Zrozumiano? - popatrzyłem na nich groźnie.
- No, tak - szepnął Nikodem spuszczając wzrok.
- Poprawisz mi tą dwójkę, tak? - zwróciłem się do niego.
- No, tak... - odparł.
- A tobie ile jeszcze tych lekcji zostało? - zwróciłem się tym razem do Marcela.
Uśmiechnął się do mnie.
- Matma jeszcze, ale gościu i tak nie sprawdza zadań domowych - powiedział z uśmiechem.
Potarmosiłem mu grzywkę.
- Tak? O, ty łobuzie - objąłem go ramieniem i ucałowałem. - Marcelek, jak matma będzie zrobiona nauczysz mi się definicji części mowy. Jasne?
- Ciemne - odpowiedział.
- Ja ci dam "ciemne" - pogroziłem mu palcem. Zdjąłem go z kolan i nakazałem kontynuować odrabianie prac domowych.
Nikodem poleciał na górę, Marcel z kolei wrócił do lekcji. Widziałem, że sobie nie radzi, więc podszedłem do stołu, do Marcela. Posadziłem go sobie na kolanach.
- Czego nie umiesz, szkrabie? - zapytałem.
No, nie zrobił z matmy ani jednego zadania. Gdy przystąpiłem do tłumaczenia mu na czym polega rozwiązywanie równań, zaczął ziewać. A, gdy poprosiłem go, żeby się trochę skupił, położył głowę na stole i udawał, że śpi. Odpuściłem mu tylko dlatego, że naprawdę było już późne popołudnie a jutro chłopaki nie mają w planach matmy. Jutro po szkole jeszcze raz wytłumaczę mu jak rozwiązywać te równania, a jak będzie mi marudził jak dzisiaj, to przełożę go przez kolano i w pięć sekund rozjaśnię mu umysł tak, że nabierze chęci do nauki.
Wysłałem Marcela na górę. Zabrał ze sobą tornister, Misia i Monstera. Zabrałem się za przygotowywanie kolacji, ale nim uszykowałbym kanapki, zajrzałem do sypialni sprawdzić co robi Lusia.
Moja żona nie spała. Leżała na boku i rozmawiała ze swoim brzuszkiem. Usiadłem obok niej.
- Co śpiąca królewno? Chyba czas wstawać... - odezwałem się do niej.
Przeciągnęła się.
- Drzemka dobrze mi zrobiła... - szepnęła. - Któryś mnie kopie... Daj rękę.
Chwyciła moją dłoń i wsunęła ją pod swoją tunikę. Uśmiechnąłem się.
- Ma chłopak krzepę - powiedziałem do żony, a ona utkwiła we mnie swoje spojrzenie.
- Szymon, myślisz, że obaj będą tacy sami? - zapytała, na co ja wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem, Lusia... Ale nie martw się, jeśli będą identyczni, założymy jednemu wstążeczkę na rączkę, żeby nam się maluchy nie pomieszały... - uśmiechnąłem się a ona odwzajemniła moje życzliwie spojrzenie.
- Skarbie, będzie trzeba pomału zacząć kupować różne rzeczy... Wózek, łóżeczka, ubranka...
Podrapałem się po głowie. Był koniec listopada, w powietrzu czuć było już zimę, a rozbudowa naszego domu od kilku dni tkwiła w miejscu. Lusia miała rację. W lutym na świat przyjdą dwa maleństwa, a my tak prawdę mówiąc nie jesteśmy na ich przybycie w ogóle przygotowani. Najwyższy czas myśleć o zakupie bliźniaczego wózka, łóżeczek... Trzeba by postarać się o jakiś dodatkowy regał na pieluchy i kosmetyki dla niemowląt. Powoli zaczyna docierać do mnie, że za niedługo będę ojcem nie dwójki dzieci, a czwórki... To dopiero będzie! Aż strach się bać.
Ucałowałem żonę w brzuch, powiedziałem Jasiowi i Frankowi, że mają być grzeczni i nie kopać mamy, a później pomogłem Lusi się podnieść z łóżka i poszliśmy do kuchni. Ona usiadła przy stole a ja dokończyłem robić kolację. Ani się obejrzeliśmy, a chłopaki byli już na dole.
Marcel tryumfalnie przeszedł obok mnie. Usiadł obok Lusi i uśmiechał się szeroko. Nie wiedziałem o co mu chodzi, więc postanowiłem go o to zapytać.
- Co szkrabie? Co kombinujesz?
- A, bo Niko wytłumaczył mi, o co chodzi z tymi równaniami - rzekł. Spojrzałem na niego podejrzliwym okiem. Nie chciało mi się wierzyć w to, że Marcel tak szybko załapał jak rozwiązuje się równania z jedną niewiadomą.
- No, dobrze. Bardzo mnie to cieszy - oznajmiłem. - Czyli masz już lekcje z matematyki zrobione, tak?
- No raczej - odpowiedział.
Uśmiechnąłem się. Marcel mile mnie zaskoczył. Super, że zabrał się za matmę, ale niech nie myśli, że odpuszczę mu polski i części mowy. Przed snem przepytam go z definicji i lepiej dla niego, żeby wiedział co i jak.
Usiedliśmy do stołu. Na kolację były kanapki z białym serem i z dżemem, i kakao do picia.
Chłopaki szybko się najedli. Wysłałem ich do mycia. Lusia zabrała się za zmywanie naczyń, a ja położyłem się w salonie na kanapie. Spoglądałem na moją wielką żonę. Dostrzegła to.
- Szymon, o co chodzi? - zapytała.
- Nic. Patrzę sobie na was...
- Na nas? - uśmiechnęła się.
- No... Do twarzy ci z brzuchem...
Uśmiechnęła się, a po chwili oderwała ode mnie wzrok. Myła naczynia, co kilka chwil pocierała czoło ramieniem.
- Zmęczona? - zapytałem.
- Trochę... Skończę to i pójdę wziąć prysznic...
- Pewnie - kiwnąłem głową, a ponieważ sam byłem chyba bardziej zmęczony niż ona, przekręciłem się na drugi bok, zamknąłem powieki. Nie wiem, kiedy zasnąłem. 

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz