Zgoda

1.2K 35 3
                                    

Była godzina dwudziesta pierwsza z minutami. Marcel wsunął zeszyt z języka polskiego pod poduszkę. Niemalże w tym samym momencie do jego pokoju wszedł Szymon.
- Hej, żabo - rzekł. - Jak tam bajki? - dodał podchodząc do łóżka dziesięciolatka.
- Tata, tak sobie - szepnął Marcel wyjmując zeszyt spod poduszki. - Nie jestem w to dobry. Lepszy jestem w bieganie i w skoki w dal niż w to - oświadczył uśmiechając się niewinnie.
- Ale uczyłeś się?
- Tak...
Szymon pogłaskał syna po włosach. Ucałował go w czubek głowy.
- To dobrze - rzekł unosząc kołdrę w górę. - Wskakuj do łóżka i śpij.
- Tata... Ja nie chciałem cię okłamać. Tylko jakoś tak mi się niechcąco głową pokiwało zamiast na boki to w górę i w dół - szepnął po chwili namysłu.
Szymon uśmiechnął się.
- Wiem o tym, szkrabie...
- Tata, a wpuścisz mi do spania Misia?
- Już nie dzisiaj. Zamknąłem psy w piwnicy.
- A czemu zamknąłeś?
- A, bo dzisiaj ma być chłodniejsza noc - odparł Szymon.
- Tata, no! Proszę! Nie chcę, żeby Misiu mi zamarzł...
- Nie zamarznie... Misiu ma grubą sierść...
Marcel zmarszczył brwi, zszedł z łóżka. Chwycił Szymona za rękę.
- Chodź ze mną - rzekł ciągnąc ojca w stronę drzwi. - No, chodź.
- Marcel, do spania!
- Po Misia idę...
- Misiu jest zamknięty.
- Tata, no!
Szymon wziął głęboki oddech. Spojrzał w brązowe oczy chłopca.
- Dobrze. Przyprowadzę ci Misia, ale masz mi się w tej chwili kłaść do łóżka.
Marcel uśmiechnął się.
- Misia i Monsterka - rzekł.
Szymon przygroził chłopcu palcem, po czym zbiegł na dół po schodach. Marcel posłusznie wszedł pod kołdrę.
Kilka minut później do jego pokoju wbiegły dwa psy - Misiu i Monster. Marcel zeskoczył z łóżka, by je wyściskać. Border collie zaczął lizać chłopca po twarzy i po rękach. Zaś Monster skakał na Marcela niczym kangur.
Szymon stanął w futrynie. Uśmiechnął się.
- No, co tak się patrzysz? - rzekł chłopiec spoglądając na ojca. - Chodź do nas. Zobacz, jakie Misiu ma cudowne uzębienie, ile ma ząbków...
Słowa wypowiedziane przez chłopca niezmiernie rozbawiły Szymona. Mężczyzna podszedł do syna. Usiadł obok niego na podłodze. Momentalnie na jego kolana wszedł Monsterek.
- Widzisz, jak cię kocha za to, że wpuściłeś go do domu? - odezwał się Marcel.
- No - odparł Szymon głaszcząc pieska po miękkiej sierści.
- Tata, ja kocham i Misia, i Monsterka, a ty?
- Ja też... I ciebie kocham, i mamę, i Nikodema...
Marcel spuścił lekko głowę. Po chwili odważył się spojrzeć ojcu w oczy.
- Tata, dasz na zgodę?
- Jesteśmy pokłóceni?
- No, gniewam się na ciebie trochę o to lanie.
- A, okej. Mogę dać na zgodę.
Szymon uśmiechnął się, po czym uścisnął synowi rękę.
- To zgoda? - spytał.
- No, zgoda...
- To wskakuj do łóżka, bo już prawie dziesiąta.
- A ty co będziesz robił?
- Też pójdę spać, a co?
- A nic. Tak tylko się spytałem.
Marcel podniósł się z podłogi. Wszedł do łóżka. Szymon okrył go kołdrą.
- Dobranoc szkrabie - rzekł zapalając nocną lampkę.
- Dobranoc tata.
Szymon uśmiechnął się, po czym wyszedł z pokoju syna. Nim zszedł na dół do sypialni, zajrzał do Nikodema. Chłopiec dawno już spał. Ojciec pogłaskał go po jasnej grzywce.
- Niko friko... Śpij dobrze - szepnął.
Wychodząc z pokoju syna zgasił górne światło.

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz