Zwiedziliśmy z chłopakami Stary Browar, obejrzeliśmy film w Multikinie, zabrałam ich do McDonald's na colę i frytki a na koniec poszliśmy do kawiarni na lody.
Była godzina szesnasta, gdy przekroczyliśmy próg mego rodzinnego domu. Byłam zmęczona, wręcz padnięta. Chodzenie po centrach handlowych to naprawdę wyczerpujące zajęcie, zwłaszcza dla kobiety w zaawansowanej ciąży.
Usiadłam w fotelu. Mimowolnie wzięłam w rękę telefon. Cztery nieodebrane połączenia, czyli jednak zadzwonił - nic bardziej mylnego! Połączenia były od Danuty. Chcąc nie chcąc oddzwoniłam do teściowej.
- Halo - usłyszałam jej głos w telefonie.
- Mama dzwoniła do mnie. Słucham, coś się stało?
- Lusia, ja byłam u was w domu. Szymon schlany jak świnia, was nie ma. Co się u was dzieje? Jesteś u rodziców?
Czułam, jak teściowa podnosi mi ciśnienie. Wzięłam trzy uspokajające głębokie oddechy.
- Tak, jestem u rodziców - powiedziałam krótko.
- Kiedy masz zamiar wrócić do domu? Lusia, Szymon przeżywa to, że zabrałaś dzieci i wyjechałaś...
- No, trudno - odparłam.
- Córeczko, tak nie można. Miejsce żony jest przy mężu.
Miałam dość tego jej gadania. Wciąż wtrąca się w nieswoje sprawy. Wie, że miejsce żony jest przy mężu, ale nie wie, że nie ma nic gorszego niż teściowa, która wszędzie musi wepchnąć swoje trzy grosze.
- Wiem o tym. Mama wybaczy, ale muszę kończyć - odparłam.
Ledwo rozłączyłam połączenie a oto u mego boku zjawił się Nikodem. Chłopiec trzymał w ręku kubek z herbatą.
- Mama, to dla ciebie. Położę ci na stole...
Uśmiechnęłam się. Nikodem to naprawdę kochany dzieciak. Jest uczynny, pomocny, szczery, dobrze się uczy. Denerwuje mnie to, że Szymon wiecznie się go o coś czepia.
Po krótkim odpoczynku, poszłam do kuchni. Dołożyłam nieco węgla do kaflowego pieca, a później wróciłam do pokoju, do chłopaków.
- Gdy byłam mała mama trzymała w tej szafce gry planszowe - odezwałam się podchodząc do meblościanki.
Zajrzałam do jednej z szafek. Nie znalazłam tam jednak poszukiwanego chińczyka. Zamiast tego w moje ręce dostał się stary album ze zdjęciami.
Usiadłam na kanapie. Marcel niemalże natychmiast ułożył się obok mnie. Jedną ręką go objęłam, a drugą zaczęłam przewijać stronice podniszczonego albumu.
Nikodem zabrał z krzesła poduszkę. Położył ją na parapecie, po czym rozsiadł się na niej wygodnie. Oglądał jakieś zabawne filmiki na swoim tablecie. Śmiał się w głos.
- Co oglądasz? Statki kosmiczne? - odezwał się do niego Marcel.
- Nie... Patrzę jak koty atakują psy - odpowiedział. - O ja! - zawołał po chwili. Zeskoczył z parapetu i podbiegł do mnie. - Tata przyjechał.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Przecież dopiero co rozmawiałam z Danutą. Powiedziała mi, że Szymon jest pijany. No, mój mąż może miewa głupie pomysły, ale nie wsiadłby za kierownicę po alkoholu.
- Niko, to na pewno nie tata - powiedziałam wstając z kanapy. - Dużo ludzi ma czarne BMW - dodałam zbliżając się do okna.
- Ale tylko nasze auto ma taką tablicę rejestracyjną - szepnął Nikodem, a ja poczułam mroczki przed oczami.
Usiadłam w znajdującym się nieopodal fotelu, a po chwili usłyszałam dźwięk domofonu.
- To ja może lepiej otworzę, co? - odezwał się Nikodem.
Kiwnąłem głową. Obaj chłopcy pobiegli w stronę drzwi. No to nastała chwila prawdy. Jeśli się okaże, że przyjechał pijany, to chyba go zabiję.