Masło na rogaliki

1.2K 37 0
                                    

Zaraz po powrocie ze spaceru Lusia zaparzyła herbatę. Przyjemny zapach mięty i cytryny unosił się po salonie.
Szymon rozpalił ogień w kominku.
- Zrobię rogaliki z marmoladą - odezwała się Daniela. - A nie... Masła nie ma ani margaryny - dodała zaglądając do lodówki. - W zasadzie to nic nie ma... Szymon, kiedy ostatnio byłeś na zakupach? - spytała uśmiechnięta.
- O co ci chodzi, Lusia? Przecież wszystko jest - rzekł przeciągając się w fotelu.
- Właśnie widzę... Smalec i ogórki kiszone... Trzeba będzie jechać do miasta.
- Nie przesadzaj. Nikodem, czym ty się zajmujesz? Proszę do lekcji!
Chłopiec odłożył tablet ojca na komodę, po czym bez słowa poszedł do swojego pokoju. - Trzeba ich krótko trzymać, bo szajba im ostatnio odbija - zwrócił się do żony.
- Szajba?
- Tak... Inaczej koło pasowe - zaśmiał się.
Wtem po schodach zszedł Marcel. Chłopiec nieśmiało podszedł do Szymona. Spojrzał mu w oczy.
- Co szkrabie? Lekcje zrobione?
- Nie... Tata, ja umiem z matmy wszystko, ale mi zły wynik wychodzi... - szepnął.
- Przynieś zbiór zadań i zeszyt. Coś zaraz na to poradzimy - odparł Szymon wstając z fotela.
Marcel pobiegł na górę. Lusia zbliżyła się do męża.
- Wiesz co? Pojadę do sklepu po te masło - odezwała się.
- Chyba śnisz. Wczoraj wróciłaś ze szpitala.
- I szybko tam wrócę, bo z tego, co widzę, chcesz mnie zwyczajnie zagłodzić - odparła z uśmiechem na twarzy. - Podskoczę do naszego sklepiku. Za dziesięć minut będę z powrotem - oznajmiła.
- No, okej. Masz kasę czy ci dać? - spytał mężczyzna.
- Mam, ale możesz dać - odparła.
- Jak masz to nie dostaniesz.
Lusia klepnęła męża ręką w policzek.
- Nieładnie panie Jasiński - odezwała się.
- To prawda - zaśmiał się.
Daniela ubrała płaszcz, ciepłe buty. Przerzuciła torebkę przez ramię, po to tylko, by przed wejściem do auta ją ściągać. Wyszła z domu.
Szymon dołożył do pieca kilka niewielkich kawałków drewna. Po chwili w salonie pojawił się Marcel. Chłopiec podszedł do ojca. Podał mu zbiór zadań i swój zeszyt.
Szymon przyjrzał się rozpisanym przez Marcela obliczeniom.
- Co ci się tu nie zgadza? - spytał odrywając wzroku od zeszytu.
- No, bo jak patrzyłem w zbiorze zadań to tam z tyłu jest inna odpowiedź... - rzekł dziesięciolatek.
- Dobrze zrobiłeś to zadanie. Widocznie w książce jest błąd.
Marcel uśmiechnął się.
- Serio? - spytał z niedowierzaniem.
- No, serio. Marcelek, tak ci tylko przypominam, że masz do poprawienia pałę z polaka. Byłoby miło, gdybyś w poniedziałek zgłosił się na lekcji do odpowiedzi i poprawił tę jedyną.
- No, byłoby miło - rzekł chłopiec.
Szymon uśmiechnął się. Pogłaskał syna po głowie. - Jak skończysz lekcje, weź się za polski. Zrozumiano?
- Tak - odpowiedział pokornie. - To idę do siebie.
- No, to idź.

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz