Kocham cię

726 24 14
                                    

Nie było do końca tak jak sobie myślałem. Następnego dnia tata wziął wolne z pracy. Powiedział, że ktoś musi mnie mieć na oku, bo jestem cwany lis. Postanowiłem, że nie będę wchodził mu w drogę. Niech sobie robi co chce. Nie obchodzi mnie to. Poza tym jestem na niego obrażony.
Kiedy zszedłem na dół mama coś tam robiła w kuchni. Ona ciągle musi coś robić. Tata siedział w fotelu i dokładał drewna do kominka. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył.
- O, jest nasz mały szkrab. Chodź no tu do mnie - zawołał.
Nie chciało mi się z nim gadać. Zniszczył mój szkicownik. Każdy mój rysunek, nawet ten najmniej udany miał prawo być w tym szkicowniku, a tata to prawo zwyczajnie zlekceważył i złamał. Trochę się znam na prawie. Wiem, że każdy ma prawo do posiadania własności, a tata zniszczył mi moją własność. Jak mam nie być na niego o to zły? To nie wszystko. Tak mi przyszło teraz do głowy... Nie podobają mi się różne rzeczy należące do taty. Na przykład nie podoba mi się jego notes, w którym pisze oceny na brudno i jakieś tam inne pierdoły. Czy to znaczy, że mam prawo zniszczyć ten notes? Spróbowałbym tak zrobić! I spróbuję! Wyrwę mu jedną kartkę z tego notesu tak jak on wyrwał kartkę z mojego szkicownika. To będzie takie zadośćuczynienie.
No podszedłem do taty uśmiechając się po drodze. Cieszyłem się, że przyszła mi do głowy taka genialna myśl z tym notesem taty.
- Co chciałeś? - zwróciłem się do niego.
- Przywitać się z tobą. Kilka dni nie było cię w domu. Stęskniliśmy się z mamą za tobą - walnął ściemę. Chyba przewróciłem na to oczami.
- Wczoraj mi pokazałeś jak się mocno za mną stęskniłeś - wygarnąłem mu. Niech wie, że nie jest między nami okej. Zmarszczył brwi. Byłem śmiały, bo mama była za wyspą. Jakby co to wiedziałem, że mnie obroni.
- Oczywiście, że za tobą tęskniłem, smyku - przygarnął mnie i przytulił, a po chwili wziął na kolana i pstryknął leciutko w czubek nosa. - Dlaczego w to wątpisz? - jak zwykle niedomyślny.
- Wyrwałeś mi kartkę ze szkicownika - wyrzuciłem to z siebie a tata zamiast zrobić minę wyrażającą smutek to się zaśmiał. To mnie wkurzyło, ale co mogłem w tym momencie zrobić?
- Marcel, serio będziesz się obrażał o jakąś głupią kartkę? Wskakuj w dres. Zjesz drugie śniadanie i zabiorę cię w miejsce, które ci się spodoba - powiedział tajemniczo.
Miejsce, które mi się spodoba... Od razu zrobiłem sobie w głowie burzę mózgu. Jakie miejsce chciałbym zobaczyć najbardziej na świecie? No wiadomo, że średniowieczną salę tortur. Kiedyś oglądałem takie rzeczy w Internecie, ale wiadomo, że na żywo to co innego. Ale by było super położyć się na madejowym łożu albo dać się zakuć w dyby... Chociaż, z drugiej strony, jeszcze większą frajdę bym miał jakbym mógł pobawić się w tortury z Oliwerem i Aleksem przy czym od razu jasno i wyraźnie zaznaczam, że to ja byłbym katem a oni ofiarą.
Szybko uświadomiłem sobie, że sala średniowiecznych tortur to ostatnie miejsce do którego zabierze mnie mój tata. Domyśliłem się, że to będzie zwyczajny spacer wzdłuż jeziora. Prawdę mówiąc nawet się na to trochę ucieszyłem.
No i rzeczywiście. Zjadłem dwie kanapki, wypiłem herbatę, ubrałem się i poszliśmy z tatą i z psami tak sobie połazić po dworze. Było przyjemnie, bo nie wiało. Od razu zerwałem sobie witkę. No co? Lubię coś trzymać w ręce jak spaceruję. W sumie to tata też sobie zerwał taką witkę i zaczepiał się we mnie. Zwalał mi tą witką czapkę z głowy. Nie czaję. Jak coś to wojna o to, że nie nosimy z Nikodemem czapek a teraz jak jestem mega posłuszny i mam czapkę na głowie to tacie tak odwala. Szybko zaczaiłem o co mu chodzi. Chciał walki na szermierkę. Ale miałem ubaw podczas tej walki. Cieszyłem się, bo nie dawał mi forów. Naprawdę uczciwie go pokonałem.
- To co? Już nie gniewasz się o ten rysunek? - przygarnął mnie i przytulił.
- Ale czekaj... Nie przeprosiłeś mnie - powiedziałem. Tata zaśmiał się głośno.
- I nie mam zamiaru tego robić.
W sumie już nie wracaliśmy do tematu tego mojego skradzionego i sponiewieranego przez tatę rysunku. O szkole też nie gadaliśmy. Tata spytał mnie, o czym marzę. To trudne pytanie. Tak z marszu to ciężko coś wymyślić. Obiecałem, że zastanowię się i odpowiem. Mogłem od razu palnąć, że chciałbym jechać na wycieczkę do jakiegoś średniowiecznego zamku, w którym znajduje się sala tortur, ale to pytanie było poważne więc chciałem na nie odpowiedzieć też poważnie a nie głupkowato.
Szliśmy tak sobie. Ja z przodu z psami a tata za mną. No, rozmyślałem nad tym o czym marzę tak naprawdę i wtedy sobie coś uświadomiłem. Aż mi się głupio zrobiło. No, dotarło do mnie, że ja wszystko mam.
Mam wypasiony telefon, szybkiego kompa (żadne gry mi się nie zacinają, wszystko chodzi jak talala). Mam też konsolę. Chciałem zdalnie sterowane auto to dostałem. Marzyło mi się mieć drona, mam. Mam pełno fajowych przyborów - pastele, szkicownik, drogie długopisy po 7 złotych. W szafie przewala się od markowych ciuchów. Potem są tak - jakieś piłki, deskorolka, rower. Mamy z Nikodemem własne zwierzęta i domek na drzewie odremontowany. Mamy wszystko.
Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy w pewnym momencie uświadomiłem sobie, skąd mam to wszystko. No, nie ma się co oszukiwać. Jak mieszkałem sam z mamą to z wszystkich tych rzeczy, które wymieniłem, w moim posiadaniu była jedynie konsola i to pod warunkiem, że nie miałem szlabanu. Prawda jest taka, że niczego mi nie brakuje, bo mój tata lubi wydawać na mnie kasę. Zrobiło mi się głupio, że chciałem mu po złości wyrwać kartkę z notesu. Niech sobie ma ten notes...
Podbiegłem i przytuliłem się do niego.
- Co szkrabie? Za co ten przytulas? - zapytał mnie.
- Nie będę ci robił po złości - wyszeptałem.
- O, miło mi to słyszeć. A mogę spytać jaki jest tego powód?
Nie doczekał się odpowiedzi. Objął mnie i zawróciliśmy w kierunku domu. Jak tak szliśmy to pomyślałem sobie, że mógłbym teraz powiedzieć do taty "kocham cię", że byłoby mu miło. Ale jakoś nie miałem odwagi.

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz