Pręty

1.3K 34 3
                                    

Chłopcy podbiegli do kanciapy. Obaj byli zdeterminowani, by wzmocnić swój szałas i skompletować zestaw arsenału.
- Nie ma wiader, ale jest to coś - rzekł Nikodem kucając przy wielkim aluminiowym kotle. - Nada się?
- Oj, nada się! - zawołał Marcel niemalże podskakując z radości.
Bracia wynieśli z kanciapy wielki gar wraz z pokrywką.
- Taki duży, a wcale nie ciężki - rzekł Nikodem. - Marcel, idziesz?
Dziesięciolatek przyglądał się prętom leżącym za kanciapą. Podniósł jeden z nich.
- Jakby tata to widział! - rzekł Nikodem patrząc z błyskiem w oczach na to, co robi Marcel.
- Przecież te pręty tu leżą i leżą... Bezsensu... Tata ich nie potrzebuje. Sam powinien przyjść do nas... "Hej, chłopaki! Za kanciapą leży niepotrzebna sterta złomu. Nie potrzebujecie trochę prętów do zabawy?!" - zaśmiał się.
- Jo! - odparł Nikodem kucając przy aluminiowym kotle.
Marcel przechadzał się po prętach w tę i z powrotem. Najchętniej zabrałby wszystkie.
- Sam nie wiem, co byłoby lepsze - odezwał się. - Bo tu są jeszcze takie żelastwa - dodał w skupieniu przyglądając się teownikom i ceownikom. - Pręty moglibyśmy pod skosem wbić w ziemię, żeby odstraszać intruzów...
- Czyli Oliwera i Aleksa? - spytał Nikodem.
- No... Ale jakbyśmy sobie pożyczyli od taty to żelastwo i to żelastwo, to jakbyśmy złapali Oliwera, nie trzeba by było przywiązywać go do drzewa. Dalibyśmy mu jedno żelastwo na ręce, drugie na nogi i byłby unieruchomiony... Jejku, szkoda, że nie możemy już bawić się w tortury! Z takimi żelastwami to by były takie fajne, masakryczne tortury... Szkoda, że nie zauważyłem tych prętów, jak jeszcze mogłem się w to bawić... Chodź, weźmiemy te dwa żelastwa i kilka prętów...
- Tata zabronił mi się zbliżać...
- Niko, nie pajacuj... Chodź, sam nie dam rady tego przenieść...
- To weź sobie taczkę - podpowiedział mu.
- Serio nie pomożesz?
Nikodem wzruszył ramionami. Stojąc w pewnej odległości od Marcela, patrzył jak ten z wielkim trudem wyciąga żelazny, pordzewiały teownik spod góry różnej grubości prętów.
- Fajnie się patrzy? - rzekł Marcel siłując się z żelastwem.
- Bym ci pomógł, ale tata powiedział...
- Wiem, co tata powiedział... Trochę za mądry jest... Jak mamy wygrać wojnę bez sprzętu militarnego? Chodź, złapiesz to coś z drugiej strony...
- Nie.
- Co za czub. I tak jak przyjdzie co do czego, to obaj dostaniemy w dupę. Niko...
- Mogę gałązek pozbierać czy coś...
- Wiesz, co? Idź sobie kasztanów pozbieraj do wiaderka. Potem sobie ludków narobisz i będziesz się nimi bawił!
Nikodem uśmiechnął się.
- A gdzie widziałeś kasztany? - spytał.
Marcel palnął się ręką w czoło.
- W twojej dupie! - rzekł.
- A... Czyli nie widziałeś...
- Co za czub... Dobra, mam to coś, ale sam tego nie zaniosę, bo kaleczy ręce...
- Rękawice sobie załóż. Idę z tym garnkiem.
- Super pomysł. Idź, niech cię nie widzę!
Nikodem uśmiechnął się. Chwycił w jedną rękę ucho kotła, w drugą pokrywę. Pobiegł w stronę szałasu.
Marcel z kolei usiadł na prętach. Odpoczywał i myślał nad tym, w jaki sposób przenieść żelastwo do szałasu.

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz