Daniela wprowadziła Nikodema do pokoju Marcela. Zamknęła drzwi.
- Chodź, Nikuś - odezwała się. - Śmiało. Musimy pogadać...
Marcel uniósł wzrok znad zeszytu. Zmarszczył brwi.
- Mama, idź sobie. Muszę się uczyć tego gówna - rzekł.
- Marcel! Jak ty się wyrażasz?! - oburzyła się.
- Bo mi nic nie wchodzi do głowy... - odparł zezłoszczony.
Daniela pociągnęła stojącego obok niej Nikodema za rękę. Przyprowadziła go pod samo łóżko, na którym siedział Marcel.
- Siadaj - zwróciła się do jasnowłosego chłopca.
- Na dupie? - zażartował.
Marcel uśmiechnął się lekko. Wsunął swój zeszyt pod poduszkę.
- Chłopaki, dzisiaj, kiedy jedliśmy kolację ktoś zapukał do drzwi - zaczęła.
- No, mówiłaś, że to facio, który się pytał o drogę - westchnął Marcel.
- Tak powiedziałam, ale to nie była do końca prawda... To byli - tu spojrzała w kierunku drzwi - Oliwer i Aleks.
Marcel oburzył się. Zmarszczył brwi.
- Czego oni tu chcieli?! - zawołał zdenerwowany. - Niech spadają na drzewo!
- Synek, nie krzycz... Aleks i Oliwer przynieśli taty skrzynkę z narzędziami... Powiedzieli, że zgubiliście ją w lesie.
- Ale debile - rzekł Marcel. - Czubki.
Lusia spojrzała na Nikodema. Chłopiec zrobił zeza.
- Skąd Oliwer i Aleks mieli skrzynkę taty?
- A, bo mi spadła - rzekł Marcel. - Akurat bawiliśmy się z nimi w wojnę i straciliśmy arsenał. Na polu bitwy to się zdarza - dodał.
- Zdaje się, że ten arsenał to własność taty. Wyobrażacie sobie, co by to było, gdyby ojciec dowiedział się o tym, że zabraliście z kanciapy jego narzędzia? Przecież obaj, jak tu siedzicie, dostalibyście za to naprawdę porządne lanie.
- Nie zabraliśmy, tylko jak już to pożyczyliśmy - szepnął Nikodem.
- Pożyczyliście? Chłopaki, macie więcej szczęścia niż rozumu. Powinniście podziękować Oliwerowi i Aleksowi za to, że odnieśli tę skrzynkę.
- Jeszcze czego? - rzekł Marcel. - Mama sory, ale coś ci powiem. Wiesz, dlaczego oni przynieśli tą skrzynkę? Żeby było na nas, że ją wynieśliśmy z kanciapy! Pewnie myśleli, że tata otworzy drzwi i się na nas wkurzy. Debile.
- Marcel, tak czy inaczej, fakt jest faktem. Gdyby nie odnieśli tej skrzynki, a tata zobaczyłby, że jej nie ma...
- To co? - odezwał się Marcel. - To gówno by nam zrobił! Przecież równie dobrze to Aleks i Oliwer mogli zabrać tę skrzynkę z kanciapy a nie my!
- Chłopaki, dość tej dyskusji! Zabraniam wam wynosić z kanciapy narzędzia taty. Jeśli zobaczę, że bez jego pozwolenia bawicie się jego klamotami, powiem mu o skrzynce. Dotarło do jednego i do drugiego?
Nikodem schylił nisko głowę.
- Tak - odpowiedział.
- Marcel, zrozumiano?
- No...
Lusia uśmiechnęła się. Klepnęła Marcela w kolano.
- No! To bierz się za polski. A ty, Nikodem, nie odrabiasz lekcji?
- Ja nie muszę - zaśmiał się jasnowłosy chłopiec.
- Jak nie musisz? - zdziwiła się.
- Bo mnie tata nie sprawdza, tylko Marcela - wyjaśnił.
- Nieprawda. Raz sprawdził ci lekcje - odezwał się Marcel.
- A, bo coś mu wtedy odbiło. Tak normalnie to mi nie sprawdza lekcji, bo wie, że ja jestem ogarnięty... Nie tak, jak Marcel! - rzekł wybuchając śmiechem.
- To ja cię dzisiaj przepytam z polskiego - odezwała się Lusia.
- Nie, nie, nie... Nie zgadzam się - odparł Nikodem.
- Właśnie tak! - zawołał Marcel. - Mama, przepytaj go właśnie! Co to jest bajka, mistrzu?
- Smerfy - odpowiedział Nikodem kulając się po łóżku.
Marcel klepnął go ręką w tyłek.
- Źle! - zawołał.
- Gumisie? - odparł Nikodem głośno się śmiejąc.
Dziesięciolatek ponownie uderzył brata w to samo miejsce. Nikodem wyciągnął spod poduszki zeszyt brata.
- Krótki wierszowany utwór... - zaczął czytać.
- Nieprawda! Bajka to jest wtedy, jak tata powie... Od dzisiaj codziennie będziecie dostawać po milion złotych kieszonkowego!
- Głupi jesteś! - odparł Nikodem.
- Ty też.