Oliwer to ma fajowo. Może jeździć sobie do szkoły normalnie, czyli autobusem. Nikt nie każe mu siedzieć po lekcjach na świetlicy. Idzie sobie gdzie chce, byleby później być o czternastej piętnaście na przystanku.
Tata kazał Nikodemowi zostać po lekcji, czyli babka już mu wyklepała, że Niko dostał pałę i tak głupio jej powiedział. Niko i babka - dwie paple. Brak komentarza. Serio.
Poszedłem na świetlicę, a tam nudy. Nic nie mieliśmy zadane. Normalnie to zrobiłbym chociaż lekcje. Nie było z kim pograć w piłkarzyki, bo czubki z mojej klasy poszły już do domu. Byłem na świetlicy tylko ja, babka i jakieś tam gówniarze.
Przypomniało mi się, że jednak mieliśmy coś tam zadane. Usiadłem sobie na parapecie, żeby normalnie zrobić lekcje, a babka się zaczęła mnie o to czepiać. Nie chciało mi się z nią gadać. Nie wiem, czemu Nikodem się w niej zakochał. Jest głupia i jej nie lubię.
- Marcel, a ty dokąd?! - krzyknęła za mną, ale ja zarzuciłem tylko plecak na ramię i tyle mnie widziała. Jak jutro baba z historii mi się zapyta, czemu nie mam odrobionych lekcji to powiem, żeby się zapytała babki Studzińskiej.
Nie miałem pomysłu, dokąd iść, a nie chciało mi się czekać przy samochodzie na tatę i Nikodema. Znalazłem w spodniach dwa pięćdziesiąt, moje ostatnie pieniądze. Obliczyłem, że starczy mi na te najtańsze żelki.
No to mi się poszczęściło. W sklepie byli Aleks i Oliwer. Zagadałem do nich, czy by mi nie dali na picie. Nie mieli kasy, ale babka ze sklepu mnie lubiła i dała mi za free małą butelkę wody. Poszliśmy na stację, bo Aleks musiał sprawdzić rozkład jazdy pociągów do Poznania. Na tej tablicy było tyle cyfr, jakichś znaczków, literek. Nie dało rady tego rozszyfrować.
Na stacji jest mega fajnie. Są tunele, w których można biegać, gonić się. Na każdym peronie stoją słupy. Można się za nimi chować. Trochę się wyszalałem z chłopakami. Oli i Aleks są na serio w porządku. Nic do nich nie mam. Podzieliłem się z nimi żelkami, ale żeby było sprawiedliwie Oli mógł jeść tylko czerwone, Aleks żółte, a ja pomarańczowe i zielone.
Usiedliśmy na schodach, żeby trochę odpocząć.
- Tata zabrał mi skarbonkę. Odda jak mu skończę szkołę i pójdę do pracy - zwierzyłem się im.
Oli zrobił wielkie oczy. Aleks za bardzo nie słuchał, bo bawił się żółtymi żelkami.
- Kłamiesz. Nie ukarał cię tak - odezwał się do mnie Oli.
Wkurzyłem się, bo naprawdę byłem w wielkiej, czarnej dupie. Nie wiedziałem, co zrobić. Brakowało mi już pomysłów. W skarbonce miałem mega dużo kasy, a tata sprytem mi ją zabrał.
- Mówię prawdę - tłumaczyłem mu. - Tata powiedział, że odda mi moją skarbonkę, ale dopiero jak ja jemu oddam tę kasę, którą ci zakosiłem. Jak mam mu oddać tę kasę, skoro ona jest w tej pieprzonej skarbonce?! - wydarłem się, bo byłem już mega wkurzony.
- Zakoś mu skarbonkę. Wyjmij z niej kasę. Skarbonkę odłóż tam, gdzie była. Oddaj mu kasę a on ci odda skarbonkę - powiedział Aleks.
Przewróciłem oczami, bo on myśli, że to takie proste.
- Z tej skarbonki nie da się wyciągnąć kasy. Trzeba ją zbić. Dostałem ją od mojego taty. Nie mogę jej zbić, bo ją lubię, no i będzie mu przykro jak to zrobię. No, i jeszcze nie powiedziałem najważniejszej rzeczy. Dopóki nie oddam tacie kasy mogę się pożegnać z kieszonkowym - wyznałem.
- Ja tam bym wyciągnął tę kasę nożem albo wykałaczkami - powiedział Aleks.
Zaświeciła mi się żarówka z głowie. Uśmiechnąłem się.
- No, tak bym mógł zrobić - wyszeptałem. - Tylko musiałbym poszukać, gdzie w ogóle jest ta skarbonka, ale to już ogarnę.
- Kurde! Autobus! - rzekł Oliwer wstając ze schodów.
Spojrzałem na godzinę w telefonie. Chłopaki mieli dwie minuty do przyjazdu autobusu. Pobiegli jak dwa głupki. I po co? Przecież mój tata podrzuciłby ich autem do domu. Bez pośpiechu wszedłem do tunelu. Skasowałem w telefonie komunikat o czterech nieodebranych połączeniach od taty. Czyli już się nagadał z babką.
Trochę przyśpieszyłem, ale tylko na chwilę. Jak wyszedłem z tunelu to znieruchomiałem po prostu. Jechał pociąg a dwie dziewczyny z ósmej klasy normalnie leżały na torach między szynami. Myślałem, że szybko wstaną, ale one tylko piszczały jak jakieś debilki. Pociąg tak głośno zagwizdał, że aż podskoczyłem. Przejechał nad nimi. Szok. Zawsze jak gdzieś jedziemy autem i stoimy gdzieś przed barierkami, i przejeżdża pociąg to wiadomo, liczę wagony. Ale w tym momencie to ja chyba nie byłem sobą. Patrzyłem na ten pociąg. On zdawał się nie mieć końca. Jak przejechał to te dziewczyny normalnie sobie wstały i zaczęły biegać po tych torach jak jakieś dzikuski z lasu. Z tunelu wybiegł umundurowany gość. Wystraszyłem się go, bo był tak wpieniony, że bałem się, że i mnie się dostanie. Dziewczyny zwiały.
Poszedłem w kierunku szkoły. To mega blisko. Dwie minuty drogi. Koło Żabki spotkałem Nikodema. Trzymał colę i paczkę chrupek pizzowych.
- Gdzie byłeś? Wszędzie cię szukamy - odezwał się do mnie.
- Właśnie widzę - odpowiedziałem patrząc na jego zakupy. - Niko, powiem ci, ale jeśli wypaplasz to cię zabiję. Naprawdę - zagroziłem. - Dwie dziewczyny z ósmej klasy normalnie położyły się na torach i przejechał po nich pociąg - wyjaśniłem mega przejęty.
Nikodem zamiast mi uwierzyć to się głupio zaśmiał.
- Ale ściema - powiedział.
- Nie kłamię! - wydarłem się na niego. - Jutro po lekcjach możemy tam iść i ci pokażę, gdzie to było...
Przeszliśmy przez ulicę. Tata stał na szkolnym parkingu oparty dupą o maskę od auta.
- No siema - odezwałem się do niego.
- Siema - powtórzył. - Ja ci dam siema. Gdzie byłeś? Nie wiesz, że po lekcjach masz siedzieć na świetlicy?
- Wiem...
- To dlaczego włóczysz się gdzieś po mieście, co? - zdjął mi plecak i otworzył przede mną tylne drzwi od strony kierowcy. Wsiadłem do auta. Zapiąłem pasy. Niko wlazł do przodu, włączył nutę. Pojechaliśmy do domu.