Level

668 21 15
                                    

Wróciliśmy z żoną do domu jakoś po dwudziestej. Nie lubię robić takich dużych zakupów, ale termin porodu Lusi nie oddala się, a się przybliża. Trzeba się przygotować na powitanie w domu naszych pociech.
Przebudowa domu stanęła w miejscu już jakiś czas temu z przyczyny od nikogo niezależnej. Majster poważnie się rozchorował. Na początku trochę mnie zwodził, przekładał terminy. Pewnie nie był do końca świadomy powagi stanu swego zdrowia.
W zasadzie cięższe, zewnętrzne roboty zostały już zakończone. Rozmawiałem już z Jankiem. W weekend pomoże mi wstawić okna i zamontować rynny. Później będzie można się już zabrać za podłączenie ogrzewania, rozprowadzenie kabli. Gniazdka. Wtyczki... A jednak jest jeszcze trochę pracy.
Kupiliśmy w Ikei dwa drewniane, białe łóżeczka, przewijak, komodę, wysoką szafkę i kilka drobiazgów. Póki co wszystko to będzie trzeba wstawić do naszej sypialni. Byliśmy w trzech sklepach z artykułami dla dzieci i niemowląt. Mamy już chyba wszystko - wanienkę, kocyki, pieluszki, oliwki, smoczki, ubranka. W tygodniu rozejrzymy się jeszcze za bliźniaczym wózkiem i będzie finisz. Tak mi się przynajmniej na ten moment wydaje.
Trochę czasu mi zajęło zanim pownosiłem wszystkie te rzeczy do domu. Chłopaki pewnie chętnie by mi pomogli, ale obydwaj byli już wykąpani i w piżamach. Czekała mnie długa noc. Chciałem zmontować te meble. Przyniosłem z kanciapy skrzynkę z narzędziami i wziąłem się do roboty.
Nikodem leżał na kanapie przykryty kocem. Grał na konsoli.
- Zrobiliście lekcje, Niko? - odezwałem się szukając w skrzynce odpowiedni śrubiokręt.
- Ja zrobiłem - odpowiedział nie odrywając wzroku od gry.
- A Marcel? - spytałem.
- A to ja nie wiem. Mógłbym iść po niego, żebyś się go zapytał, ale mi się nie chce - rzekł.
Spojrzałem na niego wymownie. Dawniej za taki tekst w najlepszym przypadku stałby już w kącie.
- Ja zajrzę do Marcela - odezwała się moja żona.
Lusia poszła na górę. Chciało mi się pić. Podniosłem się z podłogi i sięgnąłem z szafki butelkę z wodą.
- Nikodem, powiedz mi dziecko, Marcel powiedział ci, gdzie był po lekcjach? - zwróciłem się do niego.
- Może tak, może nie.
Denerwowały mnie te jego odzywki.
- Odłóż już konsolę i do spania - powiedziałem.
- Jak skończę level...
- Okej. To dokończ level, ale przed pójściem spać proszę odłożyć konsolę na komodę. Będziesz miał na nią karę przez trzy dni.
Nikodem natychmiast podniósł się z kanapy, Wyłączył grę.
- Nie muszę tego dokańczać... - rzekł podchodząc do mnie. - To nie będzie kary? - dodał patrząc na mnie zatroskanymi oczami.
- No, nie będzie. Ale nie bierz konsoli do spania... Odłóż ją tutaj.
Nikoś kiwnął głową. Przytuliłem go i ucałowałem.
- Śpij dobrze, skarbie - powiedziałem do niego.
Uśmiechnął się i odszedł odkładając po drodze konsolę na komodę.

Byłem już naprawdę śpiący. Poprzedniej nocy mało spałem a długie zakupy bywają męczące. Chciałem jednak dokończyć to, co zacząłem. Byłem już na finiszu.
Przykręciłem ostatnią śrubkę. Ale się zdziwiłem, kiedy zobaczyłem wchodzącego do salonu Marcela... Młody był zaspany, miał bose stópki.
- Siku się zachciało? - zagadałem.
- Nie... - podszedł do mnie i podał mi plik pieniędzy.
Wstałem z podłogi.
- Co to jest? Skąd to masz? - spytałem patrząc mu w oczy.
Marcel nie był dziś na świetlicy. Poszedł gdzieś na miasto. Musiał mieć w tym jakiś interes. Co jeśli ukradł komuś te pieniądze? Zamarłem.
- Przecież nie ukradłem tych pieniędzy. Nie jestem złodziejem - powiedział. Jego słowa nie uspokoiły mnie ani trochę. Miałem nadzieję, że mój syn za chwilę w miarę logicznie wytłumaczy mi, skąd wziął tę kasę.
- To skąd to masz? No powiedz mi - ponagliłem go.
- Chciałeś kasę, to masz. Oddaj mi teraz skarbonkę i odwołaj szlaban na kieszonkowe.
Z jednej strony byłem zły o ten komentarz, z drugiej - myślałem, że za chwilę wybuchnę śmiechem. Marcel będzie mi mówił, co mam robić... Co ten dzieciak ma w głowie?
- Mistrzu, chcesz mnie zdenerwować? - zwróciłem się do niego. - Okej - złapałem się za klamrę od paska ani na moment nie odrywając wzroku od Marcela.
Młody momentalnie przypomniał sobie czym jest pokora. Najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego, że ma kłopoty. Nie miałem zamiaru go bić. Chciałem jedynie, żeby przestał cwaniakować i zaczął w końcu szczerze ze mną rozmawiać.
- Nie... Ja nie chcę ciebie zdenerwować - powiedział smutnym głosem. - A te pieniążki są z mojej skarbonki.
Popatrzyłem na niego z namysłem i poszedłem do sypialni. Wróciłem ze skarbonką Marcela w ręku.
- Z tej skarbonki? - spytałem patrząc na niego z powątpiewaniem.
Kiwnął głową. Przewidział, jakie będzie moje kolejne pytanie. Odpowiedział na nie, nim zdążyłem je zadać.
- Nożem je wyciągnąłem - szepnął.
Przykucnąłem przy nim. Dałem mu tą nieszczęsną skarbonkę do ręki.
- Marcelek, wiesz, która jest godzina? - uśmiechnąłem się do niego.
- Jakoś po jedenastej...
- Jest piętnaście po pierwszej - powiedziałem zerkając na zegarek. - Chyba czas spać..
Poczochrałem go, odwróciłem tyłem do siebie i połaskotałem po brzuchu. Młody śmiał się w głos, a żaba skarbonka omal nie wyślizgnęła mu się z rąk. Wziąłem go na ręce i ucałowałem w policzek. Zaniosłem Marcela na górę. Nie chciałem, żeby łaził bosymi stopami po zimnej podłodze.
- No, wskakuj mała żabo - odezwałem się unosząc kołdrę w górę.
Marcelek położył się. Przykryłem go, dałem jeszcze jednego buziaka, zgasiłem lampkę i wyszedłem.
Drzwi do pokoju Nikodema były niedomknięte. Zajrzałem tam. Nikoś mocno spał a jednocześnie trząsł się z zimna. Podniosłem z podłogi kołdrę. Przykryłem go, pogłaskałem. Monster patrzył na mnie błyszczącymi oczami. Zostało mi jeszcze wyjście z psem na spacer i będę mógł pójść spać...

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz