Wataha wilków

654 21 54
                                    

Nie wiedziałem nawet dokąd biegnę, a zimno poczułem dopiero jak usiadłem na końcu molo. Zobaczyłem wtedy, że nie jestem sam. Obok mnie siedział mój najlepszy przyjaciel, Misiu. Od razu go wziąłem na kolana, polizał mnie po buzi a ja mocno go przytuliłem.
Bałem się wrócić do domu, bo wiedziałem, że mi się dostanie. Tata mi nie odpuści. Dawno nie widziałem go tak wpienionego.
Nie myślałem o tym, gdzie spędzę tę noc. Wiedziałem jednak, że na pewno nie wrócę do domu. Czułem się bezpieczny, bo obok mnie był Misiu. Gdy tak siedziałem i patrzyłem sobie w gwiazdy nagle ktoś wrzucił jakiś kamień do wody. Aż podskoczyłem. Mega się wystraszyłem. Odwróciłem się szybko. Misiu też zerwał się na równe nogi, zaczął szczekać.
- Bierz go! - krzyknąłem.
- To ja! - rozległ się jakiś głos.
- Jaki ja?! - wydarłem się.
- No, Oliwer!
Ale się wkurzyłem. Oliwer zaświecił latarką na swoją buzię, żebym zobaczył, że to naprawdę on.
- Czemu za mną łazisz? - odezwałem się do niego.
- Nie łażę za tobą. Zawsze lubiłem tu przychodzić - usiadł obok mnie. - Masz coś do jedzenia? - zapytał.
- Chyba z dupy.
- Czemu zwiałeś z domu?
- Przez ciebie. Zakopałeś kasę pod drzewem. Ja ją znalazłem i mam przez to kłopoty. Mogłeś lepiej ukryć tę kasę to by nie było problemu - powiedziałem wkurzony.
Oli się na mnie rzucił. Przewrócił mnie i walnął mocno w nos. Normalnie to by mnie nie pokonał, ale wziął mnie z zaskoczenia a poza tym jest ode mnie większy o pół głowy. Walnął mnie tylko jeden raz. Nie oddałem mu. Misiu złapał go za nogawkę od spodni. Potem mi Oli pokazał, jaką ma dziurę w tych spodniach.
Jak mu powiedziałem, że mój tata na pewno odda kasę jego ojcu to się mega ucieszył. Zaczął mnie namawiać, żeby wracać do domu. Tłumaczyłem mu, że to nie takie proste, że dopiero co zwiałem. Poza tym tata chciał mnie zbić tłuczkiem do kotletów. Byłem serio wystraszony. Oli trochę mi nie wierzył, nawet się śmiał, że ściemniam, ale ja mówiłem prawdę. Zawsze mówię prawdę.
Nie wróciłbym do domu tej nocy, gdyby nie Oliwer. Ostrzegł mnie przed kręcącą się po okolicy watahą wilków. Wiadomo, że ja się tam niczego nie boję. Wilków też się nie boję. Ale miałem ze sobą Misia. Mój pies jest naprawdę odważny. Co jak będzie chciał pogonić stado wściekłych, wygłodniałych wilków? Mogłyby go rozszarpać. Dwa wilki to może by pokonał. To dzielny pies. Ale jakby wilków było więcej niż trzy czy cztery to by mogły go nieźle pogonić.
Oliwer odprowadził mnie do domu. Uścisnęliśmy sobie dłonie i Oli poszedł do siebie. Znów miałem stracha, bo wszystkie światła były zapalone przed domem i samochód stał na włączonym silniku. Pewnie tata mnie szukał, jeździł po okolicy, ale zachciało mu się srać no to przyjechał do domu...
Wziąłem milion pięćset sto dziewięćset głębokich wdechów i wydechów, no i złapałem za klamkę. No to jestem trupem.

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz