Marcel siedział na kanapie obok mamy. Starał się mieć smutną minę i spuszczoną głową. Liczył, że to złagodzi gniew rodziców a co za tym idzie, wymiar kary. Szymon przyniósł z sypialni jego skarbonkę oraz tłuczek do mięsa. Postawił je na ławie tuż przed oczami dziecka. Marcel posmutniał jeszcze bardziej, wydął wargę.
- No co? Chyba nie myślałeś, że nie będziemy z mamą wymagać od ciebie zwrotu pieniędzy, które ukradłeś Oliwerowi - odezwał się Szymon bacznie przyglądając się synowi.
- Nic nie ukradłem. Nie jestem złodziejem. Znalazłem tę kasę. Była zakopana w puszce po ciastkach. Puszka nie była podpisana, więc...
- Więc przestaniesz w tym momencie dyskutować, zbijesz skarbonkę i oddasz mi pieniądze, które zwędziłeś - przerwał mu Szymon.
Marcel zmarszczył brwi. Popatrzył na ojca z żalem.
- Kocham tą skarbonkę - rzekł płaczliwie. - Nie mogę jej zbić. Dostałem ją od ciebie w prezencie - tłumaczył.
- Dostaniesz następną. Daniela, może ty mu przetłumaczysz?
Zapadła chwila ciszy, którą przerwał Marcel.
- Mama tak jak myśli, że ta skarbonka nie zrobiła nic złego. Nie trzeba jej rozbijać - powiedział podłamanym głosem.
Szymon popatrzył na żonę z dezaprobatą. Sam wziął w rękę leżący na ławie tłuczek.
- Żegnaj żabo skarbonko - rzekł.
- Nie... Proszę - szepnął Marcel błagalnie.
- On ma rację Szymon. Nie rób tego - odezwała się Daniela. - Jeśli ty to zrobisz, on się niczego nie nauczy. Dociera do ciebie, Marcel, jak złe było to, co zrobiłeś Oliwerowi? Jak ty byś się czuł, gdyby tata - wskazała ręką na Szymona - sprawił ci lanie a później kazałby ci zwrócić pieniądze, które ukradłeś, a ty nie mógłbyś tego zrobić, bo ktoś by tobie te pieniądze zabrał? Marcel, zrobiłeś Oliwerowi wielkie świństwo. Chyba nigdy nie zachowałeś się tak podle jak tym razem. Wiedziałeś, że twój kolega ma kłopoty a mimo to nie zrobiłeś absolutnie nic, żeby mu pomóc. W każdej chwili mogłeś mu te pieniądze zwyczajnie oddać, ale ty tego nie zrobiłeś. Nie rozumiem, jak mogłeś się tak zachować... No co tak patrzysz na mnie? Oddaj pieniądze, które ukradłeś.
- Ciekawe jak... Są w skarbonce - westchnął Marcel.
Szymon przetarł oczy ze zdumienia.
- Do niego nic nie dociera - rzekł zrezygnowany. - To zrobimy inaczej. Zabieram tę skarbonkę i nie zobaczysz ani jej, ani kieszonkowego dopóki nie oddasz mi pięciuset złotych.
- Co?! Dlaczego? To niesprawiedliwe - odparł Marcel płaczliwie.
Szymon wziął do ręki skarbonkę. Wstał z fotela.
- Może taka kara cię czegoś nauczy.
- No to ja już teraz nic nie rozumiem - rzekł malec. - No jak mam ci oddać kasę, której nie mam, co?
- Zapytaj o to Oliwera, bo postawiłeś go w identycznej sytuacji. A teraz, marsz na górę. Za pół godziny widzę cię w łóżku.
Marcel prędko podniósł się z kanapy. Załamany pobiegł na piętro. Rozpłakał się.