Gorączka

1.3K 35 1
                                    

Lusia położyła chłopaków do spania. Ja w tym czasie rozłożyłem kanapę w dużym pokoju, wziąłem szybki prysznic.
Byłem stęskniony żony, toteż cierpliwie czekałem na nią pod kołdrą. Gdy w końcu się zjawiła posunąłem jej się. Ma tak duży brzuch, że zajmuje dwie trzecie łóżka. Położyła się na boku przodem do mnie.
- Tęskniłem za tobą - szepnąłem przeplatając palce swej ręki z palcami jej delikatnej dłoni.
- Tak? A ja słyszałam, że świetnie się beze mnie bawiłeś - odpowiedziała uśmiechając się do mnie.
- Nie chciałem, żeby alkohol, który był w domu się przeterminował - odparłem a ona przybliżyła się ku mnie i daliśmy sobie czułego buziaka.
- Koniec z paskiem. Ostatni raz uderzyłeś paskiem Nikodema - powiedziała po chwili.
- Tak, kochanie - odparłem.
- Szymon, ja mówię serio - obruszyła się.
- Lusia, wiesz, jak się o niego bałem? Leżał na ziemi jak kłoda... Nie ruszał się... Jak go ratownicy podnieśli w górę na tych noszach to myślałem, że serce mi pęknie z rozpaczy, a Niko sobie udawał, zeskoczył z tych noszy i na moich oczach zwyczajnie zwiał - powiedziałem. - Lusia, miałem mu coś takiego odpuścić? Dostał karę na jaką zasłużył...
Daniela wtuliła się w moją pierś. Ucałowałem ją w skroń.
- Nie zostawiaj mnie więcej razy, okej? - zwróciłem się do niej.
- Okej - odparła. - Patrzyłam w telefon, sprawdzałam, czy nie dzwoniłeś...
- I co? Nie dzwoniłem? - zapytałem uśmiechając się do niej.
- No właśnie nie!
Czule się pocałowaliśmy, a po chwili do salonu wszedł Nikodem. Mój syn przytulił się do Lusi.
- Co kochanie? - odezwała się do niego.
- Nie mogę spać...
- Wzięłabym cię na kolana, ale sam widzisz, jaki mam wielki brzuch - zaśmiała się, a ja przyłożyłem młodemu rękę do czoła. Był rozpalony.
- Masz gorączkę - odezwałem się do niego. - Kładź się tutaj... Lusia, gdzie znajdę termometr?
Daniela podniosła się z kanapy. Poszła w kierunku łazienki. Jeszcze raz przyłożyłem rękę do czoła Nikodema.
- Wczoraj trochę deszczu na mnie napadało - odezwał się, a po chwili zakaszlał.
Lusia przyniosła termometr. Młody miał trzydzieści osiem stopni gorączki. Całe szczęście, że przyjechałem do tego Poznania. Ciekawe co Lusia zrobiłaby sama z chorym dzieckiem.
Ubrałem się. Pojechałem autem do całodobowej apteki. Kupiłem Nikodemowi syrop na kaszel, Rutinoscorbin i tabletki na opad gorączki.
Gdy wróciłem do domu Lusia robiła Nikodemowi okłady z wody z octem. Powiedziała mi, że gorączka trochę mu spadła. Podaliśmy młodemu lekarstwa.
Zbliżała się godzina dwudziesta trzecia, gdy do dużego pokoju wszedł Marcel. Chłopiec podszedł do nas, wziąłem go do siebie na kolana. Przyłożyłem mu rękę do czoła.
- Tylko mi nie mów, że ty też masz gorączkę - odezwałem się do niego.
- Nie mam. Niko jest mocno chory?
- Spadała mu gorączka - odezwała się Daniela.
Nikodem spał na boku. Grzywkę miał spoconą. Biedny dzieciak. Posiedzieliśmy jeszcze przez chwilę. Chociaż było naprawdę późno, ani ja, ani Lusia, ani tym bardziej Marcel, nie byliśmy senni.
- Pokazać jak narysowałem mamę? - odezwał się mój syn.
- No, pokaż - odparłem.
Marcel poleciał do pokoju obok. Nie było go z nami maksymalnie przez pół minuty. Podał mi do ręki swój notes.
- Mama ma aż tak duży brzuch? - odezwałem się do niego. Usiadł mi na kolanach.
- No, ma - rzekł. - A kiedy mama w końcu urodzi?
- Mama, kiedy w końcu urodzisz? - zwróciłem się do żony siedzącej na kanapie obok Nikodema.
- Pierwszy termin mam na piętnastego lutego - odpowiedziała.
- Cieszysz się, że będziesz starszym bratem? - odezwałem się do Marcela.
Mały uśmiechnął się do mnie.
- Może być - rzekł. - Na początku i tak będą tylko beczeć, no nie?
- No...
- Dwie małe beksy...
- Marcel, idź już spać - odezwała się moja małżonka.
- Sam? A Nikodem?
- Lusia, idź spać z Marcelem, a ja położę się obok Nikodema. Chcę mieć go na oku - zwróciłem się do żony.
Daniela kiwnęła głową, wstała z kanapy o własnych siłach. Jeszcze trochę, a będę musiał pomagać jej się podnosić.
Dałem Marcelowi i Lusi buziaka na dobranoc, rozebrałem się i wszedłem pod kołdrę obok Nikodema. Od razu oberwałem od śpiącego syna ręką w twarz.
Jakie ja mam życie? Wczoraj zostawiła mnie żona a dzisiaj obkłada mnie moje własne dziecko? Uśmiechnąłem się sam do siebie, przytuliłem się do poduszki i zasnąłem.

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz