Zielona skrzynka

1.1K 36 6
                                    

Po kilku próbach uniesienia żelaznego teownika Marcel zdał sobie sprawę z tego, że nie da rady go przenieść. Zdenerwowany usiadł na trawie. Zmarszczył ciemne brwi.
Kilka minut później dostrzegł biegnącego w jego stronę Nikodema. Chłopiec trzymał przykryty pokrywką kocioł.
- Marcel! Marcel! - wołał nie przerywając biegu.
Dziesięciolatek wyszedł zza kanciapy. Zdębiał na widok przestraszonej miny Nikodema.
- Co? - odezwał się.
- Oliwer i Aleks siedzą w naszym szałasie! Mają zaostrzone strzały butelki z wodą. Widziałem!
Marcel zacisnął zęby. Poczuł w sobie złość.
- Widzieli cię? - spytał po chwili namysłu.
- Nie... Schowałem się za drzewem i rzuciłem kamień tak mega daleko. Oni pobiegli sprawdzić co to... Wtedy ja przejrzałem szałas i przyleciałem tutaj... Mówię ci, Marcel, oni mają drewniane strzały, zaostrzone! Nie mamy z nimi szans.
- Jak nie? Nie widzieli cię, więc nie spodziewają się ataku - rzekł Marcel z namysłem.
- Ale czym ich niby zaatakujemy?
Wtem obaj chłopcy usłyszeli głos Danieli.
- Marcel! Nikodem! Do domu!
- Na ziemię - rzekł Marcel rzucając się na ziemię. - Nie oddychaj... Nie może nas zobaczyć...
Daniela jeszcze raz zawołała synów. Zeszła z tarasu. Ruszyła w kierunku kanciapy.
- Idzie tu... - szepnął Nikodem obserwując zza szopki każdy krok matki. - Idzie prosto na nas... Co robimy?
- Niko... Nie ma czasu do stracenia... Na trzy, cztery startujesz w stronę szałasu i czekasz na mnie w kryjówce... Trzy, cztery!
Jedenastolatek podniósł się z ziemi, po czym ruszył w stronę lasu. Daniela zamarła.
- Nikodem! - zawołała. - Nikodem!
Gdy kobieta bezskutecznie próbowała dogonić jasnowłosego chłopca, Marcel wbiegł do kanciapy. Wziął stamtąd należącą do ojca zieloną skrzynkę z narzędziami, po czym popędził tą samą ścieżką, którą przed chwilą uciekał Nikodem.
Kilka minut później Marcelowi udało się znaleźć brata. Nikodem siedział na jednym z drzew. Dziesięciolatek podał mu zieloną skrzynkę, po czym wskrobał się na tę samą gałąź, co Nikodem.
- Widziałeś jak uciekałem przed mamą? Nie miała ze mną żadnych szans... - rzekł starszy chłopiec.
Marcel uśmiechnął się. Otworzył skrzynkę.
- To jest śrubokręt do poszerzania dziurek w nosie Oliwera - zaśmiał się. - A to do wyrywania zębów - dodał biorąc do ręki żelazne obcęgi.
Chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- A to? - rzekł Nikodem wyjmując ze skrzyni klucz francuski.
- A tym miażdży się Oliwerowi palce... Jejku, Niko! Jak ja bym chciał zrobić na nim chociaż jedną z tych rzeczy, o których sobie gadamy...
- A jakbyś mógł zrobić mu tylko jedną torturę, to co byś mu zrobił? - spytał Nikodem z błyskiem w oczach.
- No... Zrobiłbym krzesło z gwoździ i musiałby na nim sobie siedzieć - wyznał roześmiany. - I jeszcze bym mu kowadło położył na kolanach... - dopowiedział. - Ale ja się już w to nie bawię... A ty co byś mu zrobił?
Nikodem uśmiechnął się, po czym zrobił zeza.
- Nie powiem tego - rzekł.
- Niko, powiedz!
- No, okej... Jakby włożyć Oliwerowi do dupy końcówkę od pompki do roweru i go napompować...
Marcel parsknął śmiechem. Przybił bratu piątkę.
- Dobry jesteś, Niko! - zawołał.
Chłopcy przestali się śmiać, gdy po chwili usłyszeli niezidentyfikowany odgłos.
- Co to? - odezwał się Marcel.
- Też to słyszałeś?
Wtem zza krzaków wyskoczyli Aleksander i Oliwer. Chłopcy zaczęli rzucać w Marcela i Nikodema zrobionymi przez siebie strzałami.
- W nogi! - zawołał Marcel zeskakując z drzewa. Niechcąco tracił łokciem zieloną skrzynkę ojca. Narzędzia rozsypały się.
Nikodem początkowo chciał je pozbierać, jednak Marcel chwycił go za rękę.
Kilka minut później wykończeni ucieczką chłopcy siedzieli już na tarasowych schodach przed swoim domem.
- Tata nas zabije za tą skrzynkę - odezwał się Nikodem.
- Nie będziemy się najwyżej do niczego przyznawać... Równie dobrze to Oliwer i Aleks mogli ukraść tą skrzynkę z kanciapy...
- No, w sumie...
Wtem z domu wyszedł Szymon. Mężczyzna miał na sobie kurtkę i ciepłe buty. Zamierzał szukać synów. Nie przypuszczał, że będą siedzieć na tarasowych schodach.
- Zapraszam panów do domu - rzekł. - Porozmawiamy sobie...
Chłopcy popatrzyli na siebie bez słowa. Po chwili obaj podeszli do ojca. Szymon otworzył przed nimi drzwi. Wprowadził synów do salonu, po czym zamknął drzwi na klucz.

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz