Baza zimowa

1.3K 37 6
                                    

Na obiad były pierogi z serem i truskawkami. Nikodem, o dziwo, nie miał apetytu. Zjadł raptem cztery pierogi. Spoglądał smutno na ojca.
- Co tak się na mnie patrzysz? - odezwał się Szymon. - Chcesz mi coś powiedzieć?
- Nie...
Lusia wstała od stołu. Chciała zebrać naczynia po obiedzie, ale jej mąż postanowił ją w tym wyręczyć.
- Lusia, zostaw... Ja to zrobię - rzekł.
Marcel uniósł głowę.
- Możemy iść z Nikodemem na dwór? - zapytał.
- Najpierw lekcje.
- Niech idą, póki widno - wtrąciła się Daniela. - Możecie... Ale przed szesnastą macie być w domu...
Chłopcy natychmiast zerwali się z krzeseł. Prędko pobiegli na korytarz ubrać buty, kurtki, czapki. Po chwili byli już na dworze.
- Co robimy? - odezwał się Nikodem.
- Jak co? Bazę musimy sobie zrobić...
- Mamy bazę przecież - szepnął Nikodem spoglądając na zbudowany z grubych gałęzi mało stabilny szałas.
- Bazę to ma Tymoteusz. My mamy co najwyżej namiot, który w każdej chwili może się rozwalić... W dodatku na podwórku...
Nikodem pokiwał głową. Spojrzał w błyszczące oczy brata. Zastanowił się przez moment.
- To co robimy? - zapytał patrząc jak Marcel wskrobuje się na poręcz od tarasowej balustrady.
- Jak co? Prawdziwą bazę! - odparł ciemnowłosy chłopiec zeskakując z wysoka wprost na pożółkły trawnik. - Chodź, Niko! Nie ma czasu do stracenia!
Obaj pobiegli dróżką wzdłuż jeziora. Nikodem nie wiedział, dokąd prowadzi go Marcel. Mimo to bezgranicznie ufał, że tym razem pomysły Marcela nie przysporzą im kłopotów.
Chłopcy dotarli pod dom zamieszkiwany przez rodzinę Młynarczyków.
- No i? Tu chcesz robić tę bazę? - odezwał się Nikodem.
- Nie... Widzisz tę kupę złomu? To jest to, czego potrzebujemy...
Chłopaki uśmiechnęli się do siebie, a dwie minuty później byli już na podwórku Oliwera i Amelii, i przebierali niedużą stertę złomu.
- Co jak ktoś nas tu przyłapie? - odezwał się Nikodem.
- Niko, zapamiętaj sobie jedną rzecz... Mózg masz po to, żeby myśleć, a nogi po to, żeby wiać... Jak coś, to wiejemy...
- No, okej - rzekł Nikodem wyjmując spod blach pordzewiałe koło od rowera. - Przyda się? - zapytał rozpromieniony. Nie przypuszczał, że uda mu się zdobyć tak cenny łup.
- Może się przydać... Byśmy zrobili z tego okno... Zobacz, czy nie ma więcej takich kół...
- No, właśnie nie ma... Ale znalazłem to - rzekł jedenastolatek wskrobując się na szczyt złomowej góry. - Marcel! Przyda się?! - dorzucił unosząc w górę stary, aluminiowy garnek.
Marcel uśmiechnął się, a po chwili był już na szczycie złomu obok brata.
- Niko, jakbyś znalazł jakieś cienkie a wysokie pręty... Byśmy mogli sobie powiększyć domek na drzewie i tam zrobić bazę, że hej!
- Cicho... Ktoś idzie... - szepnął Nikodem pośpiesznie schylając na dół głowę Marcela.
Janek szybkim krokiem szedł w stronę garażu. Nie zauważył rządzących się po jego podwórku chłopaków. Wyprowadził na dwór auto, wsiadł i wyjechał z podwórka. Marcel i Nikodem odetchnęli z ulgą.
- No, jak Młynek pojechał to teraz możemy brać wszystko, co chcemy - rzekł rozpromieniony.
- Młynek? - zaśmiał się Nikodem. - Że do kawy?
- Tłumaczyłem ci, że mózg masz do myślenia. Niko, korzystaj z niego czasem, okej?
- No, okej... A to się przyda? - spytał kierując wzrok na zwinięta w rulon starą, ocynkowaną siatkę.
- Tak! Ale potrzebujemy taczki, bo nie damy rady tego przenieść...
- W kanciapie jest taczka.
Marcel rozejrzał się. Ostrożnie zszedł z góry złomu, po czym popędził w kierunku garaży. Nikodem z błyskiem w oczach patrzył jak jego brat wraca prowadząc dwukołowy wózek.
- Mówiłem ci, żebyś używał mózgu! - zawołał Marcel. - Bezsensu iść z powrotem do domu, jak wszystko jest tu pod ręką...
Nikodem uśmiechnął się. Zszedł z góry złomu.
- To bierzmy co nasze i spadajmy - rzekł.
- Okej! - odparł Marcel poprawiając sobie czapkę, która spadała mu z głowy. Powiedziawszy te słowa chłopcy zabrali się za załadunek taczki, a pół godziny później obaj byli już przy swoim domku na drzewie i obmyślali plan jego rozbudowy.
- Siatkę poprowadzimy pod domkiem. Będziemy mieć dodatkowe piętro - rzekł Marcel.
- Że zrobimy z niej ścianę?
- No, jakieś deski byśmy musieli przynieść... To też od Młynka, bo desek to ma całą kupę... Byśmy je poustawiali tak, żeby nam do bazy nie wiało...
Nikodem oparł się tyłkiem o taczkę. Roześmianymi oczami patrzył na stary, drewniany domek. Oczyma wyobraźni już widział bazę przypominającą bazę Tymoteusza.
- Marcel, a zrobimy tu kiedyś statek kosmiczny? - odezwał się.
- No raczej... Będziesz tu robił, co będziesz chciał... Ty możesz sobie robić statek kosmiczny a ja zagospodaruję górę i postaram się skonstruować jakąś armatę... Niko! Jakbyśmy mieli na przykład paczki i napełnili je ziemią i to byłaby nasza amunicja. Czaisz, jakby pogonić czymś takim Oliwera i Aleksa?
Nikodem przeciągnął się.
- No, ej! I zrobimy sobie coś takiego, jak widziałem w jednym filmie! Marcel, wyznaczymy sobie teren i tak na wysokości klatki rozciągniemy cieńki drut...
Marcel podskoczył z radości.
- Przecież jak ktoś będzie chciał tu do nas przyjść to się najpierw obali! - zawołał przeszczęśliwy.
- No! I trzeba zrobić tabliczkę, że ZAKAZ ZBLIŻANIA SIĘ! - zawołał Nikodem. - Ja zrobię taką tabliczkę!
- Jak zakaz zbliżania się? Właśnie, że Oliwer by musiał tu przyjść, żebym mógł się z nim rozprawić...
- Zwabimy go jakoś podstępem... Może weźmiemy jakąś farbę i namalujemy na drzewach strzałki, co? U taty w kanciapie na pewno znajdziemy jakieś pędzle i farbę...
Marcel uśmiechnął się.
- Dobra, ale najpierw i tak trzeba zbudować bazę... Ale będzie super, Niko! O, tata idzie!
Chłopcy spojrzeli w kierunku domu. Szymon szedł w ich stronę, a towarzyszyły mu Misiu i Monster. Marcel wybiegł ojcu naprzeciw. Objął go w pasie. Mężczyzna schylił się, by dać mu buziaka.
- Co tutaj się dzieje? Co? - zapytał po chwili spoglądając na rozpoczętą rozbudowę domku. - Skąd macie tę siatkę i taczkę?
Nikodem podbiegł do taty. On również przytulił się do niego.
- Tata, nie gniewaj się! - zawołał.
- Nic nie mów, ja powiem! - odezwał się Marcel. - Tata, my te rzeczy pożyczyliśmy...
- Tak? A to ciekawe! Od kogo? - rzekł Szymon.
- Od Melki...
Szymon zmarszczył brwi. Również miny chłopców momentalnie się zmieniły.
- Marcel, pan Janek pozwolił wam zabrać te rzeczy?
- On pozwoliłby, ale akurat wyjechał... Co nie, Niko? Powiedz!
- No, wyjechał...
Szymon objął ramieniem obydwu.
- Wracamy do domu, bo najwyższy czas wziąć się za lekcje - rzekł. - Co to w ogóle za pomysł, żeby pod koniec listopada zabierać się za przebudowę domku? Chłopaki, dni są już takie krótkie. Na dworze jest zimno. Domki robi się na wiosnę a nie na początku zimy. Zgadza się? - dodał uśmiechając się do starszego z chłopców.
- No, tak... Ale ta baza to pomysł Marcela... - szepnął Nikodem. - No, ale mi też ten pomysł się podoba - dorzucił uśmiechając się szczerze.
- Kto pierwszy na tarasie! - zawołał Marcel po chwili.
Chłopcy wystartowali jak wystrzeleni z orbity. Misiu i Monster pobiegli za nimi. Szymon został w tyle. Westchnął głęboko. Nie śpieszył się do domu. Szedł wolno spacerkiem. Gdy dotarł pod dom była już godzina siedemnasta z minutami. Misiu i Monster leżały na tarasie.
- Co psiaki? Chcecie się trochę ogrzać? - odezwał się. - To zapraszam - dodał otwierając tarasowe drzwi.
Psy natychmiast wbiegły do salonu.
- Misiu! Dzień dobry piesku! - zawołał Marcel siadając na podłodze i przytulając się do swego ukochanego czworonoga.
- Mama, a może wykąpiemy Misia?!
- Za lekcje się weź, Marcel - odezwała się Daniela. - Szymon, ja pójdę się położyć... Zmęczona jestem...
- No, idź, idź... My z chłopakami damy sobie radę, prawda chłopaki? - odparł mężczyzna zdejmując kurtkę.
Gdy wrócił z korytarza, usiadł wygodnie w fotelu. Położył na kolanach swój laptop.
- Marcelek, dość zabawy. Siadaj do lekcji. Nikodem, to samo - rzekł na tyle stanowczo, że obaj chłopcy bez słowa chwycili po swoje plecaki i zabrali się za odrabianie prac domowych.
Szymon popatrzył na synów zza laptopa. Po chwili podniósł się z fotela. Przygotował sobie kawę a dzieciom herbatę z miodem i cytryną.
- Trzymajcie chłopaki. A jak zrobicie lekcje to porozmawiamy sobie na temat znajomości części mowy - rzekł patrząc na Nikodema - i na temat pomagania sobie na sprawdzianach...
- Spoko... Trzeba być koleżeńskim, co nie Niko? - westchnął Marcel pod nosem.
Szymon pokiwał głową.
- Lekcje rób, żabo.
- Robię, już robię...

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz