Szpital to najnudniejsze miejsce na świecie. Niby jest tu jakaś świetlica, telewizja i nowi kumple, ale i tak się tęskni za mamą i za Nikodemem. Przez te kilka dni nadrobiłem rysowanie i trochę zaprzyjaźniłem się z wróblem, który każdego dnia siadał na moim parapecie. Dawałem mu okruszki i skórkę od chleba. Trochę mnie wkurzało to, że gdy był po drugiej stronie okna i podchodziłem do szyby, żeby przyjrzeć mu się z bliska, no to on uciekał. No, ale zwierzęta tak mają. Potrzebują dużo czasu, żeby zaufać człowiekowi.
Ja nigdy nie skrzywdziłbym ani wróbla, ani pająka, ani nawet mrówki. Od każdego zwierzęcia można się czegoś tam nauczyć. Od sowy to wiadomo - żeby być mądrym, od psa - żeby być przyjacielskim. A czego można się nauczyć od wróbla? Może tego, żeby jeść z chleba nie tylko ten miękki środek, ale też skórkę i, żeby nie zostawiać okruszków, tylko, żeby je wyjadać i, że jedzenie najlepiej smakuje jak się siedzi na parapecie. Nie no, z tym parapetem to przesadziłem. Wiadomo, że jedzenie najlepiej smakuje w MacDonaldzie a nie na parapecie.
Gdy tak rozmyślałem sobie o moim skrzydlatym przyjacielu do sali, w której leżałem jako pacjent weszli mama, tata i Niko friko. Rodzice mnie wyściskali a mama nawet dała mi buziaka. Musiałem później wycierać buzię. W mojej rodzinie tylko ja jestem normalny. Mama wszystko wyolbrzymia i się wszystkiego boi. Jak coś jej nie pasuje to płacze, ale udaje, że nie płacze. Głupie to. Nie można udawać. Trzeba być szczerym i mówić prawdę.
Nikodem byłby normalny, gdyby nie jego odchyłki związane z kosmosem i gdyby nie to, że jest kapusiem. On nawet nie lubi na mnie skarżyć, ale jest taki nierozumny, że zawsze mnie wsypie. Muszę go tego oduczyć, ale za bardzo nie wiem jak to zrobić. Może bym musiał też go kiedyś z czymś wsypać, podkablować go tacie. Mógłbym na przykład powiedzieć tacie, że Niko ukradł ze sklepu wino jabłkowe. Łoo! Ale by się tata wkurzył. Ale ja nie jestem taki. Nie jestem kapusiem. Potrafię trzymać język za zębami. Raz wsypałem Nikodema, ale to dlatego, że byłem pod murem. To było wtedy, kiedy na boisku szkolnym Niko spadł z barierki i przyjechało po niego pogotowie ratunkowe. Było mi naprawdę głupio, że wsypałem go wtedy przed tatą, że powiedziałem tacie, że Niko schował się w drzewie. Nie jestem przecież kapusiem. Wytłumaczyłem sobie, że musiałem wyjawić tacie kryjówkę Nikodema, bo gdybym tego nie zrobił to na pewno dostałbym lanie, a ja nie chciałem, bo to boli.
Mój tata też nie jest do końca normalny. Czepia się o byle gówno. Wkurza się o oceny a to przecież tylko jakieś durne cyferki w dzienniku. Czasem jest tak, że ja naprawdę umiem na czwórkę a i tak dostanę dwóję albo nawet jedynkę, bo akurat mi się coś pomiesza, coś pokręcę. To trochę niesprawiedliwe, bo Niko nie musi się uczyć tak dużo jak ja a i tak wszystko wie. On dostaje dobre oceny a ja raz dobre a raz złe.
No przykładam się ostatnio do nauki. Wiem, że muszę mieć dobre stopnie. Z matematyki idzie mi całkiem nieźle, ale i tak nie rozwiązuję zadań tak szybko jak mój brat. Niko to w głowie umie wszystko obliczyć i napisze jedynie sam wynik. A ja to wszystko rozpiszę a i tak gdzieś zrobię błąd i dupa.
Jak mieszkaliśmy sami z mamą to nie przejmowałem się ocenami a przechodziłem z klasy do klasy. Jak dostałem pałę to nikt nie robił o to awantur. Mama czasem po wywiadówce pomarudziła, o ile powiadomiłem ją w ogóle o wywiadówce. Czasem brakuje mi tej beztroski. Od września naprawdę wiele się zmieniło w moim życiu, wszystko się zmieniło. -
Najbardziej tęsknię za tym, że dawniej mogłem wychodzić z domu kiedy chciałem i gdzie chciałem. Teraz nie ma samowolki. Mogę iść na dwór, ale najpierw mają być zrobione lekcje. Wkurza mnie to. Nie jestem robotem do uczenia się i odrabiania prac domowych.
Przez te kilka spędzonych w szpitalu dni, odpocząłem sobie od szkoły. W sumie może to dobrze się stało, że wszedłem na to drzewo po czapkę i spadłem. Pewnie do końca tygodnia nikt nie będzie mnie gonił z lekcjami. Będę siedział sobie w domu z mamą, z Misiem i z Monsterkiem. Jak tata będzie w szkole to mama na pewno pozwoli mi iść połazić nad jezioro. Może nawet przejdę się do Amelii. Dawno się z nią nie widziałem, bo ostatnio nie chodziła do szkoły. Słyszałem, że miała zapalenie oskrzeli i gorączkę. Wcale jej się nie dziwię. Jak ja bym miał za brata Oliwera, który jest złodziejem to też pewnie bym miał gorączkę albo nawet jakieś drgawki. Wolę mieć brata kapusia niż złodzieja.
Usiedliśmy z Nikodemem na parapecie. Kątem oka spoglądałem, czy z drugiej strony szyby nie ma przypadkiem pana Wróblewskiego. No, nie było. Mama pakowała moje rzeczy do torby, a tata poszedł do gabinetu lekarskiego po wypis. Nikodem uśmiechał się jakoś dziwnie. Nie wiedziałem o co mu chodzi.
- Czemu się śmiejesz jak głupek? - zapytałem go w końcu.
- No bo tata sprawdził wczoraj sprawdziany i dostałem piątkę - pochwalił się.
- No i co w tym takiego super? Przecież ty zawsze dostajesz piątki z matematyki?
Niko jeszcze bardziej się uśmiechnął. Zaczął machać sobie nogami.
- Zawsze dostaję piątki, ale tata mnie nigdy nie chwali - powiedział robiąc wesołego zeza.
- Pochwalił cię?
- No, powiedział, że jest ze mnie dumny.
- To chyba był jakiś pijany. Śmierdziało od niego wódką albo winem? - zapytałem.
- Nie czułem. Chyba nie.
Wydąłem wargę. Nie miałem pojęcia o co tu chodzi. To, że tata pochwalił Nikodema wydawało mi się żartem, ale Niko nie wyglądał jakby robił mnie w ciula. Może pytania na teście z matmy były takie trudne, że tata był pewien, że nawet Niko nie będzie umiał ich rozwiązać, Niko dostał piątkę więc tata się wzruszył. Nie wiem sam. A może było tak, że to mama zmusiła tatę, żeby powiedział Nikodemowi, że jest z niego dumny albo może tata się po prostu przejęzyczył, albo Nikodem źle go zrozumiał. Jakby nie było, lubię jak Niko robi wesołego zeza.