Rozdział #2

823 29 0
                                    

Słysząc już z piętra rozmowy domowników zeszłam na dół do salonu połączonego  z kuchnią. Na kanapie zobaczyłam Natashe i Rogersa oglądających telewizje. Tata zaś czytał wirtualną gazetę siedząc przy stole  na którym leżał talerz. Naleśników? 

Dobra ewidentnie coś tutaj nie grało. Spojrzałam na kuchnie i była cała. Nic się nie paliło. Nic się nie działo po prostu panował tam porządek. Na ten widok aż przetarłam dłońmi oczy  żeby zobaczyć czy dobrze widzę. Widziałam dobrze. Nagle tata najwyraźniej zauważając mnie wychylił głowę z nad hologramu gazety, spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

- Proszę bardzo kto się obudził. - uśmiechnął się po czym widząc mój wyraz twarzy zaśmiał się.

- To nie jest śmieszne. -starałam się udawać poważną.- Coś się stało? Kto to zrobił?

-Poczekaj to zobaczysz kto.- Powiedział tylko tata wracając wzrokiem do gazety, jednak uśmieszek nie schodził mu z twarzy.

Jak powiedział tak zrobiłam. Usiadłam na kanapie obok Nat i Rogersa. 

-Ktoś z was może mi powie o co tu chodzi? - zapytałam ich nadal wgapiających się w telewizor w którym leciały widomości. 

Natasha uśmiechnęła się pod nosem- Na nas nie licz. Poczekaj to sama zobaczysz.

Dosłownie po chwili ktoś wszedł do Siedziby albo raczej ,,domu" z siatką zakupów. Clint? Nie wiedziałam co powiedzieć. Clint chyba jako jedyny nie licząc Thora, nie mieszkał z nami na stałe. Miał swój dom, w spokojnej okolicy zazdrościłam mu tego po części. Co fakt nigdy u niego nie byłam ale opowiadał mi jak jest tam pięknie i, że kiedyś mnie do siebie zabierze na wakacje, które powoli się zbliżały dokładnie za 2 miesiące miało to nastąpić. gdy zobaczyłam w wejściu Clinta, którego nie widziałam od zeszłej misji 2 tygodnie temu, od razu do niego pobiegłam i się przytuliłam.

-Hej. Jak tam? Głodna?- zapytał patrząc na talerz wciąż ciepłych naleśników.

-Pewnie. 

- No to idziemy jeść. 

Zawołaliśmy wszystkich na posiłek. Nawet Banner dał się namówić. Chwile po tym wszyscy siedzieliśmy i zajadaliśmy się naleśnikami i rozmawialiśmy śmiejąc się przy tym od czasu do czasu. Po śniadaniu posprzątaliśmy po sobie, a ja przypomniałam sobie o moim porannym bieganiu. Poszłam do swojego pokoju przebrać się w coś bardziej sportowego. Wybrałam czarny T-shirt, czarne leginsy i do tego szarą, rozpinaną bluzę. Wróciłam do salonu gdzie został tylko Steve i Clint grali na konsoli w jakieś gry. Widocznie tata poszedł majsterkować na dół a Banner na piętro do laboratorium. Potem zobaczyłam jak Nat wybiera się na sale do treningu. Miałam już wychodzić gdy usłyszałam za sobą Rogersa.

-Hej Morgan gdzie idziesz?- Czemu Morgan? Zanim tata w ogóle dowiedział się, że istnieje miał jakiś sen, o tym, że ma syna. Miał na imię Morgan, to imię po jakimś dziwnym wujku mojej zmarłej mamy. A teraz to moja ,,ksywka" i przy tym kryptonim. Zapewne media podchwyciły to gdy ktoś powiedział do mnie Morgan i tak już zostało. Tata zawsze dbał o to bym miała normalne życie więc nikt nie wie o ojcu ani o tym, że jestem Morgan.

-Idę do parku pobiegać.

- Poczekaj 5 minut  zaraz wrócę i pójdę z tobą.- Pomyślałam, że trochę dziwne będzie jak ktoś zobaczy, że jakaś nastolatka biega sobie od tak po parku z Kapitanem Ameryką. Zawsze gdy któreś z nich coś takiego proponowało kto musiał zakładać maskę na pół twarzy, w  której nie da się oddychać żeby nikt mnie nie rozpoznał? Oczywiście, że ja. Potem Steve triumfował dlatego, że znowu wygrał wyścig, a ja grzebie się za nim przy tym dusząc się w masce. 

Już w masce poczekałam przed wejściem do siedziby na Rogersa. Było ciepło w sumie to nie dziwne w NY. W końcu przyszedł. Zobaczył mnie w tej masce i jak zwykle nie mógł powstrzymać śmiechu.

- Założymy się, że jak zawsze wygram? - Tylko spojrzałam na niego morderczym wzrokiem i ruszyłam przed siebie zostawiając go w tyle. Jak na razie to ja wygrywałam. Ale nie na długo Rogers mnie wyprzedził. Biegaliśmy sobie przy czym ludzie na niecodzienny widok Morgan i Kapitana Ameryki biegających sobie po NY zaczęli robić zdjęcia. Pobiegliśmy do central parku i zrobiliśmy parę okrążeń.

Steve zdyszany ustał na chwile przy ławce żeby odpocząć. Wykorzystałam sytuacje i zaczęłam się z niego śmiać. 

- To teraz kto pierwszy w bazie.- Steve myślał, że żartuje, a ja bez wahania pobiegłam w stronę siedziby ile sił w nogach żeby być pierwsza i pośmiać się, że pokonała go 15-latka.

Gdy dobiegłam już do tower zobaczyłam, że w salonie stoją wszyscy do tego był tam Fury. 

- W końcu. Gdzie Steve? - Zapytał z poważną miną ojciec.

- Został gdzieś w tyle, pewnie zaraz wróci.- Gdy to powiedziałam Steve wszedł do salonu. - No mówiłam  a teraz co się tutaj dzieje?

- Odkryliśmy kolejną bazę Hydry. Waszym zadaniem jest ją zniszczyć. - W tym momencie spojrzał na mnie.- A ty dodatkowo wyszukasz i podasz nam jej dokładne namiary.

- Czyli rozumiem, że mam znaleźć lokalizacje bazy Hydry. A jedyne co wy zrobiliście to dowiedzieliście się tyle co my wiemy. Czyli,  że jeszcze parę baz istnieje. Jak tak to gratuluje spostrzegawczości. - Powiedziałam ironicznie do dyrektora T.A.R.C.Z.Y. 

- Prawdopodobnie w tej bazie znajduje się berło Lokiego. Więc zalecam iść zająć się tym bo to zajmie ci trochę czasu.

-A gdzie mam zacząć szukać, a tak w ogóle przecież Thor najbardziej chciał znaleźć tą magiczną dzidę.

-Thor już jest w drodze. Wiesz, że podróż na ziemie z Asgardu troch może potrwać. A masz szukać gdzieś w Sokovii. Najbardziej w obszarach najmniej zaludnionych, ewentualnie lasy.

-Dajcie mi 10 minut.- nie zdążyłam zobaczyć wyrazu ich twarzy bo od razu pognałam do pokoju, ale najpierw wzięłam prysznic i się przebrałam.





Jedna z nas || Maya StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz