Tak jak zalecił Clint chwilę się przespałam na siedzeniu w głównej części odrzutowca. Poczułam, że lądujemy, to właśnie uczucie mnie obudziło. Wychodząc widziałam mały domek wokół niczego. Na podwórku były zabawki i huśtawka. Nie mało mnie to zdziwiło bo przecież Clint nie ma dzieci. Właśnie...
- Witam w moich skromnych progach. Z góry mówię uważać pod nogi bo nie zdążyłem naprawić podłogi.- Uchylił drzwi i kolejno weszliśmy do domu najpierw Clint potem ja, tata, Nat, Steve, Banner i Thor. Tata szedł za mną by ,mieć na mnie oko" bo nadal nie powiedziałam mu co się stało.- Kochanie wróciłem.- ustaliśmy w rządku w salonie i naszym oczom ukazała się kobieta była w ciąży. Clint się z nią przywitał.
- To chyba jakaś super agentka tak?- Spytał mój ojciec wciąż w szoku.
- Gdzie dzieciaki?- dzieciaki? Na prawdę nic nie rozumiałam, ale po chwili się wszystko w miarę wyjaśniło. Po schodach przybiegły dzieci chłopiec i dziewczynka na oko może z 5, 7 lat.
- A to mali agenci?- Powiedziałam widząc minę ojca, ale nie powiem też byłam w szoku.
- Przepraszamy za najście.
- Zadzwonilibyśmy ale nie wiedzieliśmy o waszym istnieniu.
-Fury pomógł mi tego dopilnować. I chce żeby tak zostało.- Clint spojrzał na nas znacząco.
- Jasne.
- Więc tak to jest Laura- wskazał na swoją żonę albo dziewczynę nie wiem jeszcze tego nie łapie- a to Lila i Cooper. Więc no czujcie się jak u siebie.
- Na prawdę Clint nie wiemy jak ci dziękować- w końcu to powiedziałam no bo ktoś musiał.
- Musimy się gdzieś ukryć a tutaj jest bezpiecznie.- powiedział po czym ruszył po schodach na piętro a my się rozeszliśmy. Ojciec i Steve chcieli się na coś przydać i poszli rąbać drewno więc poszłam z nimi jakoś pomóc, wyszło na to, że ja podaje a oni je rąbią i przy tym próbują się nie pozabijać siekierami. Clint naprawiał podłogę a jego syn mu pomagał, Thor uznał, że ukrywanie się nic mu nie da więc się ulotnił, a Banner był w środku z Nat. Ja przysłuchiwałam się ostrej wymianie słów Steve'a i taty.
- Wiesz chociaż gdzie uciekł Thor - powiedział tata rozwalając drewno.
- Nie ale to nie ważne. Ważne jest to, że zespół się rozpada, przez ciebie Stark.
- Oj przepraszam bardzo, że chciałem pomóc. Chciałem uchronić cały świat przed tym co jeszcze nie nadeszło a na pewno nadejdzie i ty dobrze o tym wiesz. Czy my nie walczymy właśnie o to? By w końcu przestać walczyć i wrócić do domu?!
- Właśnie o to chodzi! Naprawę nie rozumiesz?! Zawsze gdy chcesz wygrać wojnę zanim się zacznie giną ludzie. Zawsze.- nie mogłam dłużej tego słuchać.
- Już starczy! Nie widzicie co się dzieje?! Ultron próbuje nas skłócić a wy na to pozwalacie!- Właśnie miałam wygłosić monolog ale przerwała mi żona Clinta.
- Przepraszam Morgan? Clint mówił żeby nie prosić ale czy umiałabyś naprawić traktor stoi popsuty chyba już ze dwa lata.- Momentalnie złagodniałam no bo gdyby nie ta kobieta teraz nie mielibyśmy gdzie pójść.
- Tak oczywiście.- powiedziałam z uśmiechem, który od razu znikł gdy powróciłam wzrokiem do Steve'a i taty.- A wy lepiej pomyślcie nad moimi słowami. Zaczynam myśleć, że chyba tylko ja nadal się staram a wy już się poddajecie.- Ruszyłam obok kobiety- To gdzie ten traktor?
- Poczekaj chwilę pójdę po dzieciaki zaprowadzą cię i powiedzą co i jak.
- Jasne.- uśmiechnęłam się do kobiety, która po chwili zniknęła z mojego pola widzenia a ja patrzyłam na krajobraz tego miejsca. Było nawet piękniej niż z opowieści Clinta. Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos małej dziewczynki.
-Mama mówiła, że mamy zaprowadzić cię do garażu.- Najwyraźniej dziewczynka była zestresowana a jej starszy brat stał za nią i przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Hej, ja nie gryzę nie bójcie się- na te słowa dzieci się lekko zaśmiały. Uklękłam na kolano żeby być mniej więcej na wysokości dzieciaków.- Jestem Maya ale możecie mi mówić Morgan.- podałam im swoją rękę, którą oboje uścisnęli- I jeżeli możecie to tak mam naprawić traktor.
- Choć zaprowadzimy cię- tym razem odezwał się starszy brat dziewczynki. Dzieci zaczęły iść w stronę garażu gdy zobaczyłam traktor podeszłam i zaczęłam o naprawiać. Natomiast Cooper i Lila przyglądali się moim poczynaniom. Jednak zobaczyłam kogoś kogo myślałam, że nie powinno tam być. Nick Fury.
- Hej dzieciaki nie będę wam zabierać czasu zmykajcie się pobawić czy co wy tam robicie.
- Ja wole zostać i popatrzeć- powiedział młodszy Barton a jego siostra już szła w kierunku huśtawki.
- Wiem, że wolisz popatrzeć ale jesteś starszym bratem chyba powinieneś jej pilnować.- widziałam zawiedzoną minę chłopca- Ale hej, obiecuje że coś razem zbudujemy dobra?
- Obiecujesz?- najwidoczniej chciał się upewnić ja tylko się zaśmiałam pod nosem i przytaknęłam a chłopiec już szedł w kierunku siostry. Więc podeszłam do traktora i dalej przy nim grzebałam.
- A teraz mów czego chcesz Fury?- nadal nie podniosłam głowy z nad mojej pracy.
- Chce wam pomóc.
- No to powiem rychło w czas. Spóźniłeś się o jakieś 24 godziny. Jest!
- Co?
- Naprawiłam go.- Spojrzałam z obojętnym wyrazem twarzy na ciemnoskórego mężczyznę przede mną.- To co tam chciałeś kontynuuj.
- Naprawdę sztuczna inteligencja? Nawet się nie zawahałaś.
- Dobra A to się bardzo wahałam a B to był trochę długi dzień więc gdybyś przeszedł do udzielania nam pomocy to byłoby super.
- Obiecajcie że go wyłączycie i nie będziecie kombinować.
- Z tego co wiem to już nami nie przewodzisz, nie jesteś już naszym szefem.
- Teraz jestem tylko starcem któremu na was zależy.
Musiałam się chwile zastanowić wiem, że chciał dobrze - Wiem nawaliłam. Powinnam ich odwieść od tego pomysłu ale jak zwykle okazałam się być taka jak mówią stereotypy. Jestem tylko durną córeczką bogatego tatusia, która musi mieć wszystko czego chce.- Podeszłam i oparła się o traktor- Powinnam się wykazać a nawaliłam.
- To nie tylko twoja wina. Każdy się przyczynił.
- Ale nie wszyscy o tym wiedzieli a ja tak. Zespół się rozpada.
- I właśnie po to tutaj jestem.