Tata zaparkował pod kamienicą, w której mieszka Parker. Mama była zmęczona szpitalem więc została w domu. Wyjęłam telefon i wybrałam numer Parkera bo powiedziałam, że gdy już będziemy to dam mu znać.
-Już jesteście?
- Ta. Czekamy w aucie, i od razu mówię siadasz z tyłu.
- Dobra już wychodzę.- I się rozłączył. A tata patrzył na mnie więc nie wytrzymałam i zapytałam.
- Coś się stało?
- Wisz co nigdy o tym nie rozmawialiśmy ale chyba już czas.- zaczął bardzo poważnie więc się trochę zmartwiłam ale słuchałam dalej.- Wiesz jesteś za młoda na chłopaków. Oni są bez względni...
- Nieeeee! Nie musisz ze mną o tym rozmawiać błagam.- Od razu przerwałam jego wypowiedź.
- Tylko mówię.- Powiedział śmiejąc się co udzieliło się tez mi. Jednak uspokoiliśmy się gdy zobaczyliśmy Petera.
- Dzień dobry panie Stark.- usiadł na siedzeniu z tyłu cały spięty więc się do niego odwróciłam.
- Nie spinaj się tak Parker. Nie jedziesz na herbatę do królowej.- powiedziałam po czym się uśmiechnęłam a tata ruszył z piskiem opon. Zanim się obejrzeliśmy byliśmy już pod ulubioną knajpką z cheeseburgerami moją i taty.- Super zaczynamy przedstawienie.- powiedziałam nakładając maskę i okulary przeciwsłoneczne. Wysiedliśmy z auta i weszliśmy do środka, ja i Peter poszliśmy do stolika obok okna a tata poszedł zamówić.
- Nie miałeś żadnych planów? Jest sobotnie popołudnie czy normalni nastolatkowie nie spotykają się teraz czy coś w tym stylu?- powiedziałam do niego gdy już usiedliśmy.
- Może normalni tak, ja jestem inny.
- Jak to inny?
- W szkole uchodzę za nerda.- powiedział spuszczając wzrok.
- Teraz wszystko kumam. - spojrzał na mnie pytająco.- Gdy w pracowni mówiłeś, że podoba ci się ta dziewczyna to nie wiedziałam czemu boisz się zagadać. Teraz wiem. Klasowy kujon tak?
- Tak, można tak powiedzieć.- powiedział śmiejąc się.- Ale ej! Pewnie sama nigdy nie zagadałaś do chłopaka więc się ze mnie nie śmiej.
- Ale bać się a nie mieć okazji to zupełnie dwie inne rzeczy geniuszu.- Zastanowiłam się chwilę- Ale spróbuj ją gdzieś zaprosić. Nie masz nic do stracenia.
- No nie wiem.
- Decyzja należy do ciebie. Ale jeżeli się nie zgodzi to nie trać na nią czasu, kiedyś na pewno poznasz jakąś fajną dziewczynę, której nie będziesz musiał nic udowadniać.- Posłałam ten jeden ze swoich pokrzepiających uśmiechów co chłopak odwzajemnił.
- Dzięki.
- Dobra nudziło wam się? Z resztą po co pytam jasne, że nie.- Tata wrócił i usiadł obok mnie tym samym na przeciwko Parkera.
- Pogadaliśmy trochę.
- Parker następnym razem jeżeli coś się stanie to ja jestem pierwszym, który ma o tym wiedzieć jasne?- Po prostu bez tego by się nie obeszło nie?
- Oczywiście panie Stark. Czyli pan już...- powiedział ale tata mu przerwał
- Czy wiem, że Maya złamała rękę? Tak.- powiedział niespecjalnie zwracając na niego uwagę.
- To nie jego wina. Ja go poprosiłam, żeby nic nikomu nie mówił.
- Niech będzie.
Potem zaczęliśmy rozmawiać, nawet Parker się odzywał. Przyszło nasze zamówienie i zaczęliśmy jeść. Rozmawialiśmy aż przypomniałam sobie, że tata jeszcze przed Ultronem obiecał mi szkołę publiczną. Trudno, że dopiero zaczęły się wakacje, ja chciałam mieć gwarancje już teraz.
- Tato?- zaczęłam patrząc na siedzącego obok mnie ojca.
- Tak?
-Pamiętasz jak obiecałeś mi to, że pójdę do szkoły publicznej?- powiedziałam w końcu z chytrym uśmieszkiem.
- Wiesz? Nic takiego sobie nie przypominam.- Pewnie. Jakby mogło być inaczej. Postanowiłam zagrać bronią na która jest wyczulony.
- Wiedziałam, że się starzejesz ale żeby aż tak?- Odwrócił się zdezorientowany w moją stronę.
- Że co? Ja stary? Doskonale wszystko pamiętam.- chyba właśnie zdał sobie sprawę z tego co powiedział.- Cholera. Musiałaś?- Teraz razem z Peterem zaczęliśmy się śmiać.
- Wow przypomniałeś sobie. Wspaniale.
- Dobra zgodzę się pod jednym warunkiem.
- Tak, pewnie co tylko chcesz.
- To ja wybiorę szkołę.- No oczywiście, że były warunki.
- Dobra, ale błagam jakąś normalną.
Resztę popołudnia spędziliśmy na rozmowach i gdy już zjedliśmy do taty zadzwonił telefon z firmy i musiał jechać podpisać jakieś dokumenty czy coś więc odwieźliśmy Parkera do domu i pojechałam z tatą do firmy. Gdy poszedł tam ja zostałam w aucie i czekałam. Był tam już chyba półgodziny, ale zobaczyłam jak idzie w kierunku auta. Wsiadł i od razu bez słowa ruszył przed siebie, widziałam, że jest trochę wkurzony.
- Co tam się stało?
- Czemu wnioskujesz, że coś musiało się stać?- odpowiedział pytaniem na pytanie nie odrywając wzroku od drogi.
- Może dlatego, że wszedłeś do auta bez słowa i od razu ruszyłeś najszybciej jak możesz?
- Nie powinnaś się tym martwić. To nic.- mówił nadal nie odrywając wzroku od drogi.
- Jak ja mam ci znowu zaufać jak coś przede mną ukrywasz?- To była prawda. Chciałam wiedzieć o co chodzi.
- Jeden dobry klient odwołał zakup broni. Nieźle płacił. Jeszcze ta sprawa z MIT.
- Co z MIT?- Na to tata westchnął i zjechał na pobocze.
- Słuchaj.- zaczął odwracając się do mnie.- Mam wyrzuty sumienia za Sokovie. Chce zrobić coś dobrego, gdyby wtedy tamten budynek się na mnie nie zawalił to może więcej ludzi by przeżyło...- musiałam mu przerwać. To nie była jego wina.
- Tato to nie przez ciebie. Gdybym nie zachowała się tak samolubnie i wsiadła do tej cholernej szlupy to może to wszystko się nie stało...- Też czułam się winna. Tłumaczyłam sobie, że przecież nie da się uratować i zadowolić wszystkich.
- Nie mów tak. - powiedział chwytając mnie za rękę.- Chciałaś pomóc i pomogłaś, a to nie twoja wina, że odziedziczyłaś po mnie bycie tak upartą.- przy mówieniu tego lekko się zaśmialiśmy. - Wiesz co spadajmy do domu. Pomożesz mi robić nową zbroje co?
- Poszperać razem przy czymś nowym tak?- Powiedziałam prostując się w fotelu a tata pokiwał twierdząco głową.- Z tobą zawsze.
- No i super.- powiedział łapiąc w dłonie kierownice. Ruszyliśmy jak zwykle gdy tata jest za kierownicą, bardzo szybko.
Powiedzmy sobie otwarcie. Nie wyszedł mi ten rozdział i jest w ciul nudny ale następne postaram się żeby były ciekawsze. No i jeszcze jedna taka informacja, że mam plan na tą książkę żeby pokombinować coś i zrobić trzy części tej książki ale nie wiem to dopiero pomysł bo mam dużo pomysłów na jakieś akcje więc no.