Rozdział #25

230 6 1
                                    

- Dobra F.R.I.D.A.Y. bawimy się. Przyznaje za szybko się do tego zabrałam więc zacznijmy wszystko od nowa.- po raz kolejny nie wyszło więc stwierdziłam, że wszystko co do tej pory zrobiłam idzie do kosza.

- Naturalnie. 

- Więc tak. Produkujemy lek, który będzie w formie płynu podawanego do krwiobiegu.- Nie miałam siły nawet myśleć więc nie wiedziałam co mówiłam. Usiadłam zrezygnowana na kanapę.- Tylko jak już to zapisujemy to weź to jakoś w miarę fajnie sformułuj bo wiesz, że ja nie jestem poetką.

- Będę przekształcać twoją wypowiedź. I przypominam, że pani ojciec prosił o stawienie się w warsztacie.- Cholera! Zapomniałam, ale na szczęście F.R.I.D.A.Y. przypomniała mi przed czasem.

- Dzięki, że mi przypomniałaś. Ile mam jeszcze czasu?- zapytałam siadając na kanapie.

- Dokładnie 5 minut 43 sekundy. 

- Dobra to ja się zbieram. Zapisz co do teraz mamy czyli w sumie nic ale wiesz o co mi chodzi. Jak wrócę to dokończymy.

- Oczywiście. 

- A ty kolego, posprzątaj ten chlew- zwróciłam się tym razem do robota sprzątającego, który wcisnął mi tata. Powiedział, że skoro jestem ,,geniuszem" jak on to muszę nauczyć się rządzić  jak on, cokolwiek to miało znaczyć. 

Stwierdziłam, że zanim zejdę przebiorę się bo nadal byłam w piżamie a była prawie 12. Ubrałam czarne legginsy do tego zwykłą białą koszulkę a włosy jak zwykle były rozpuszczone i zeszłam na dół do warsztatu. 

- Jest dwunasta i przyszłam więc mów co jest tak bardzo... złożone?- zatrzymałam na chwilę swoją wypowiedź widząc w warsztacie znajomą mi twarz.- Hej Parker.

- Cześć.- Powiedział niepewnie się uśmiechając.

- Świetnie. przywitaliście się to objaśnimy ci nasz plan, a więc...- zaczął przyklaskując rękoma ale mu przerwałam.

- Czekaj, czekaj. Jak to wasz plan?- podkreśliłam słowo ,,wasz".

- No bo nasz.

- W sumie nie do końca nasz. Dowiedziałem się o nim dzisiaj ale jest dobry.- Sprostował Peter stojąc niedaleko mnie z założonymi rękoma w stroju Spider-mana ale bez maski na twarzy.

- Uznam to za komplement.- powiedział tata i zaczął objaśniać swój cudowny plan.- Wracając. Jak już mówiłem wybrałem ci szkołę, ale...

- Ale?

-... ale chce żebyś była bezpieczna.- Świetnie. Ja chce zacząć chociaż trochę normalnie żyć a będę miała obstawę.

- Nie potrzebuje obstawy. Ja chce chodzić do szkoły jak każdy inny normalny nastolatek a nie z jakimiś ochroniarzami. Czy to tak dużo?- powiedziałam teatralnie wyrzucając ręce w powietrze.

- Będę spokojniejszy ale bez przesady nie będę cię męczyć ochroniarzami. Ale...- znowu ale.

- Ale?...

- Ale pójdziesz do szkoły ze mną.... W sensie do mojej szkoły.- sprostował Parker.

 -Parker będzie miał na ciebie oko żeby nic ci się nie stało albo żebyś nie narozrabiała a szkoła jest na wysokim poziomie.

- Jestem duża, nie potrzebuje niańki.- powiedziałam i spojrzałam na Petera.- Bez urazy Peter. 

- Dobra to idę załatwiać ochronę.- powiedział i sięgnął do kieszeni po telefon.

- Czekaj.- powiedziałam zrezygnowana i westchnęłam a tata patrzył na mnie wyczekująco.- Zgadzam się ale dacie mi żyć normalnie... dobra to nie możliwe ale wiadomo o co mi chodzi.

Jedna z nas || Maya StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz