- Dobra, wiec komu kawy?- zapytałam po całej nocy pracy. Cały czas za bardzo nie czuli zmęczenia, jednak ze mną było inaczej. Nie śpię odkąd obudziłam się w szpitalu a gdy już zamknę oczy widzę wszystko znowu... więc postanowiłam ich nie zamykać. Nawet na moment, byłam lekko drażliwa ale to zmęczenie też w pewien sposób mnie motywowało.
- Ja.- odpowiedzieli niemal jednocześnie więc wyszłam z laboratorium i skierowałam się schodami do kuchni.
Weszłam do kuchni i zobaczyłam tam mamę, która była ubrana jakby gdzieś wychodziła. Podeszłam do ekspresu i zaczęłam robić kawę.
- Wychodzisz gdzieś?- zapytałam odwracając się do niej jednak Pepper stała do mnie tyłem bo była zabiegana.
- Tak, muszę jechać do firmy.- Teraz spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem z resztą jak zawsze, ale on zszedł z jej twarzy gdy zaczęła przyglądać się mojej. Była zmartwiona.- Maya, którą noc już nie śpisz?
- Śpię regularnie. Nie masz się o co martwić.- skłamałam dosyć dobrze ale moje wory pod oczami i blada skóra mówiły same za siebie.
- Przecież widzę.- Podeszła do mnie i złapała dłonią mój podbródek, przyglądała się mojej twarzy jakby chciała wyłapać z niej każde kłamstwo.
Lekko się wkurzyłam, z resztą sama nie wiem czemu. Odwróciłam od niej swoją głowę dość gwałtownie ponownie powracając wzrokiem do ekspresu.
- Mówię, wszystko dobrze.- powiedziałam trochę ostrzej niż zwykle ale w porę się opamiętałam gdy zdałam sobie sprawę, że Pepper nie chce mi zaszkodzić. Sama sobie szkodzę.- Przepraszam. Ostatnio trochę mi odwala.
- W porządku. Ale pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać.
- Dzięki.- wzięłam trzy kubki z kawą i zmierzałam do wyjścia z kuchni ale zatrzymałam się na chwilę i ponownie odwróciłam się w stronę mamy.- Powodzenia w firmie.
- Dzięki, przyda się.
Wróciłam do laboratorium gdzie tata i Howard ciągle pracowali. Gdy weszłam obydwoje na mnie spojrzeli.
- No w końcu. Kawa przyszła.- powiedział tata podchodząc do mnie i zabierając dwa z kubków.
- No pewnie a ja to powietrze.- podeszłam do biurka i patrzyłam na to co mamy. Tata oddał Howardowi kawę a on sam upił łyk.
- Musimy wymyślić jak oddzielić komórki od krwi.- odezwał się Howard.
- Tylko co je może rozdzielić.
- Tego musimy się dowiedzieć...
Musimy się dowiedzieć. Racja, musimy. Więc jeżeli coś trzeba zrobić no to robimy, tak samo tym razem. Zaczęliśmy kombinować jakie pierwiastki mogą oddzielić te komórki od krwi. Trochę to zajęło a i tak nic nam nie wyszło. Byliśmy dopiero w połowie sprawdzania wszystkich istniejących pierwiastków. Przychodziło jeszcze w razie niepowodzenia sprawdzić ich kombinacje. Głowa bolała mnie od samego myślenia o tym ile musimy jeszcze zrobić.
Ostatecznie skończyliśmy sprawdzanie działania pierwiastków na kontakt w moją krwią. Mimo poświęconego czasu nic nie działało tak jak powinno. Właśnie, mówiąc o poświęcaniu czasu, jest już druga w nocy, tak dokładnie pracujemy nad tym już ponad dobę. Nie chciałam żeby dla mnie zarywali nocki więc w końcu się odezwałam.
- Może zrobimy sobie przerwę?
- Jeżeli jesteś zmęczona to...- zaczął tata nie odwracając wzroku od tego co robił.
- Nie chodzi o mnie. Potrzebujecie snu.
- Przykro mi szefowo ale sam wiem kiedy mam iść spać. Muszę to rozgryźć a czuje, że jesteśmy blisko.- Nadal nie odwracał uwagi od mikroskopu więc podeszłam do niego i wyłączyłam w nim światło.
- Jutro wcale nie będziemy dalej.
Czasami on się mną opiekuje ale każdy wie jaki jest i, że czasami to on zachowuje się jak zbłąkane dziecko, które trzeba nakierować.
Wszyscy udaliśmy się do swoich pokoi. Chciałam iść spać ale nie mogłam, wiedziałam, że gdy zasnę znowu będę to wszystko widzieć. To tak jakby mój organizm wiedział co się stanie i sam z siebie nie chciał pozwolić mi zasnąć.
Już wiedziałam, że mi się nie uda więc dalej nie chciałam próbować. Czyli szykujemy się na kolejną noc w pracowni...
Maraton 2/4