-Jesteś pewna?- powiedział Peter gdy otwierałam ,,drzwi" do mojej pracowni.
- Jak pojadę do szpitala to tata się o tym dowie więc to wykluczamy od razu.- powiedziałam jak już usiadłam przy biurku. Ledwo co podniosłam bolącą rękę na blat i podwinęłam rękaw do łokcia żebym miała dostęp do miejsca złamania.
- Jezu to wygląda paskudnie- powiedział krzywiąc się.- Pomóc jakoś?
- Wystarczy, że nie zemdlejesz. Jak chcesz to się odwróć.- powiedziałam i zaczęłam przyglądać się ręce. Peter miał racje, to wyglądało paskudnie.
- Dam radę.
- Jak wolisz. F.R.I.D.A.Y.
- Tak panno Stark?
- Słuchaj chyba złamałam rękę wiesz jak mogę zrobić jakieś prześwietlenie czy coś tutaj?
- W laboratorium doktora Bannera jest taka możliwość. Czy poinformować o tym pana Starka?
- Absolutnie. Zabezpiecz tą informacje i nikomu nie pokazuj a w szczególności ojcu.- powiedziałam po czym wstałam z miejsca i ledwo co udało mi się zabrać z biurka rękę, ale jakoś się udało.- tylko powiedz mi jeszcze czy ktoś jest w tower?
- Aktualnie nie ma nikogo, szukają cię.
- No po prostu świetnie.- powiedziałam sama do siebie ironicznie.
- No i co teraz?- powiedział w końcu Peter.
- No nic uda nam się prześlizgnąć do laboratorium. Jakoś potem przeżyje ten ochrzan. - zaczęliśmy kierować się do laboratorium.
Weszliśmy do laboratorium ja usiadłam przy jednym z blatów i położyłam na nim rękę.
- Hej na pewno wszystko okej? Jesteś jakaś blada.- Dopiero zdałam sobie sprawę z tego, że zaraz chyba zemdleje z bólu.
- Jest okej. Chyba.- Zawahałam się chwilę i oparłam głowę o rękę po czym odetchnęłam. Widziałam jak Peter powoli nie wie co robić.- Uspokój się muszę się pośpieszyć bo chyba zaraz wrócą. Poszukaj jakiś leków przeciwbólowych w tych szafkach.- powiedziałam i wskazałam na szafki znajdujące się po naszej prawej stronie. Peter zaczął w nich grzebać a ja tym czasem zajęłam się swoją ręką. Mój telefon cały czas dzwonił ale nie miałam teraz na to czasu.
- F.R.I.D.A.Y mów mi jeżeli wrócą.- powiedziałam i zaczęłam myśleć jak obsługuje się ten cały rentgen. Kiedyś Bruce mi o tym mówił, przypomniałam sobie co i jak i zrobiłam zdjęcie rentgenowskie mojej ręki. Już miałam je w zdrowej ręce i się mu przyglądałam.
- Znalazłem coś, powinno się nadać.- powiedział Peter i podał mi pudełko tabletek. Bez chwili namysłu wzięłam dwie i łyknęłam bez popijania. Zaczęłam przyglądać się zdjęciu. Kość łokciowa była złamana, i to dość mocno. Z tego co widziałam nie było żadnych jej odłamków więc mogłam ją jakoś złożyć.
- Dobra jeżeli masz słabe nerwy to lepiej wyjdź- powiedziałam ciągle patrząc na zdjęcie.
- Czemu?
- Bo muszę ją teraz nastawić, a to nie będzie przyjemny widok.
- Jak ty chcesz sama nastawić sobie rękę?
- A bo ja wiem? Jakoś dam radę. Wychodzisz czy zostajesz?
- Zostanę.
- Jak wolisz.- powiedziałam i zaczęłam nastawiać złamaną rękę. Przystawiłam się i wzięłam głęboki wdech.- Zrobię to na raz. Jeżeli wyjdzie, możemy świętować.- Odetchnęłam ostatni raz i zacisnęłam dłoń, która znajdowała się na miejscu złamania tak żeby nastawić kość. Zabolało jak nigdy. Krzyknęłam tak głośno, że chyba słyszeli mnie w całym Nowym Yorku.
- Bolało?- zapytał Parker.
- Nie wiesz łaskotało.- powiedziałam ironicznie po czym wstałam i wykonałam kolejne prześwietlenie żeby zobaczyć czy się udało. Jaką ulgę poczułam gdy zobaczyłam, że kość jest na swoim miejscu. Teraz zostało tylko jakoś unieruchomić rękę i będzie dobrze.
- Udało się?- powiedział Peter a ja się do niego odwróciłam i uśmiechnęłam.
- Jeszcze jak. Jeszcze tylko parę rzeczy.
- Co jeszcze?
- F.R.I.D.A.Y. Bruce ma tutaj coś żebym mogła jakoś usztywnić tą rękę?
- W laboratorium możesz znaleźć bandaż a coś do usztywnienia ręki w warsztacie pana Starka. Jakiś pręt lub coś.
- Dobra jakoś to będzie.- powiedziałam i ruszyłam do warsztatu a Peter za mną.
Szukałam czegoś w warsztacie taty. Znalazłam kawałek pręta więc przyłożyłam bo do ręki, był trochę zimny ale przynajmniej był.
- Słuchaj Peter.- powiedziałam patrząc na niego.- Teraz musisz mi pomóc.
- Co mam robić.- powiedział podchodząc do biurka.
- Weź bandaż i owiń nim moją rękę a ja będę trzymać pręt. Dasz radę?
- To chyba nic trudnego.- Powiedział i zaczął owijać moją rękę. Ja patrzałam na jego brązowe włosy, które opadały mu na czoło. Nawet nie zauważyłam jak skończył i zaczęliśmy się sobie przyglądać. Nagle się jakby ocknęłam.
- Ten, no to dzięki za pomoc.- powiedziałam odchodząc w kierunku drzwi.
- Ta... nie ma za co. Wyjść drzwiami czy?...
- Chyba lepiej oknem.
- Ta też tak myślę.- powiedział i zaczęliśmy kierować się o mojego pokoju. Już otwierałam drzwi gdy usłyszałam mój dzwoniący telefon. Wzięłam go do zdrowej ręki i odblokowałam. 24 widomości i 50 nieodebranych połączeń od taty. No to super.
- Tata?
- 24 wiadomości i 50 nieodebranych połączeń.- powiedziałam patrząc w ekran.
- No to szykuje się niezły ochrzan.
- Wiesz co? - Oderwałam wzrok od telefonu i spojrzałam na bruneta.- Organizuje swój pogrzeb. Chyba zaraz zabiorę się za testament.- powiedziałam na co ten się zaśmiał a ja uśmiechnęłam.- Jakieś specjalne życzenia? Może chcesz moją pracownie?- wskazałam kciukiem na pomieszczenie za nami.
- Oddałabyś mi ją?- powiedział z uśmieszkiem na ustach.
- No. Pomogłeś mi więc jestem ci coś winna. Albo nie pracowni ci nie oddam. Mam u ciebie dług, może kiedyś uda mi się go spłacić.
- Może.- Powiedział ale jeszcze przez chwilę patrzyliśmy na siebie.- To.. ten ja chyba już pójdę.
- Ta, no to pa.
- Pa- wyszedł oknem i założył na siebie maskę po czym odleciał.
Telefon nie przestawał dzwonić więc myślałam nad tym czy odebrać. Jednak po chwili namysłu odebrałam byłam wkurzona na tatę ale bez sensu szukał mnie po całym mieście skoro jestem w domu.
- Dziecko gdzie ty jesteś?!- taak był nieźle wkurzony.- Ja się zamartwiam a ty się gdzieś szlajasz?! W tym momencie widzę cię w domu rozumiemy się?! Nawet nie wiesz jak masz przerąbane!- dobra chyba jeszcze nigdy na mnie tak nie nakrzyczał.
- A. To jestem w domu jakoś od godziny! B. Nie krzycz na mnie i C. Nie chce z tobą gadać!- powiedziałam i się rozłączyłam. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu więc szybko je wytarłam. Poczułam, że ciągle mam krew od uderzenia jednego z tych kretynów. Wzięłam spodenki bieliznę i dużą bluzę, żeby zakryć rękę. I poszłam się umyć. Zmyłam z twarzy zaschniętą krew umyłam zęby i włosy, rozczesałam je i wysuszyłam. Założyłam na siebie bluzę i wyszłam z łazienki.
-F.R.I.D.A.Y. nie wpuszczaj tutaj nikogo.- powiedziałam kładąc się pod kołdrę. Mimo tego że była dopiero 18 byłam już padnięta.
- Oczywiście.
Położyłam się i zamknęłam oczy. Mogłam pierwszy raz od tygodnia się wyspać i zamierzałam to wykorzystać. Zasnęłam niemal od razu czułam jak cały stres ze mnie momentalnie uleciał.