Tony pov. (jeszcze tego samego wieczora/nocy)
Nie miałem zamiaru dzisiejszej nocy zasnąć. Gdy dowiedziałem się, że Maya ma coś dziwnego we krwi od razu wiedziałem, że musze się dowiedzieć co to jest. Przyznam, że dobrze pracowało mi się z Howardem ale nie wybaczyłem mu tego, że nie interesował się mną przed... no... ,,porwaniem". Widziałem, że on i Maya jakoś znaleźli wspólny język i nie chciałem żeby to straciła. Przez to, że myślałem tylko o sobie straciła wszystkich, na których jej zależało i chciałem to naprawić. Przy niej próbowałem nie zaczynać z nim kłótni, jak na razie dobrze mi to szło.
Gdy wyszliśmy z pokoju Mayi nie zważałem na niego i zszedłem na dół do warsztatu. Siedzę tutaj już dobre półgodziny i próbuje rozgryźć ten współczynnik w jej krwi. Jak na razie wiedziałem jedno, Strucker przeprowadzał na niej jakieś doświadczenie. Nie wiedziałem jakie ale coś było na rzeczy.
Usłyszałem, że drzwi od mojej pracowni się otworzyły. Teraz, w nowym domu drzwi nie są zabezpieczone żadnymi hasłami więc może tutaj wejść każdy. Nie zwróciłem na to uwagi bo pomyślałem, że to Pepper i znowu zacznie kazanie o tym, że nie powinienem przesiadywać tutaj całej nocy.
Ciągle jednak nie słyszałem jej głosu więc odwróciłem się żeby zobaczyć kto wszedł. Zobaczyłem Howarda, który przyglądał się temu co robię. Nie odzywał się tylko patrzył.
- Jestem zajęty.- powiedziałem twardo żeby dać mu do zrozumienia, że nie mam ochoty na rozmowy.
- Widzę. Słuchaj Tony nie musisz mnie nienawidzić.- mówił jakoś dziwnie spokojnie. Nie pamiętałem żeby kiedykolwiek mówił do mnie takim tonem.
- Skąd taki wniosek?- Powróciłem do wcześniejszych czynności nie zwracając uwagi na swojego gościa.
- Wiem, że nie byłem dobrym ojcem ale...
- Ale co?- przerwałem mu trochę głośniej ale wciąż nie odrywałem się od swojej pracy. Cisza, która mi odpowiadała była irytująca więc podniosłem się z krzesła i zacząłem robić to czego nigdy nie robię. Mówić to co mi ciąży.- Ale byłem dla ciebie zawodem więc wolałeś mnie ignorować?
- Nie chciałem żebyś był taki jak ja.- starałem przetworzyć w głowie te słowa i zapadła chwilowa cisza.- Chciałem żebyś był lepszy, żebyś nie musiał popełniać moich błędów.
- Coś nie wyszło. Wiesz co było najlepsze? Ludzie zawsze myśleli, że skoro mam pieniądze to wszystko jest świetnie.- Podszedłem do biurka oddalając się od niego. Odwróciłem głowę w jego stronę żeby jeszcze coś dopowiedzieć.- Gdy do mnie trafiła... chciałem jej pokazać, że na miłość nie trzeba sobie zasłużyć... Zamiast tych wszystkich drogich aut wolałem żebyś się mną zainteresował chociaż na chwilę. Powinieneś wiedzieć, że żadne pieniądze nie kupią chwili czasu.
Stał i nic nie mówił przez dłuższą chwilę. Uznałem że i tak nic nie powie więc w pełni wróciłem do tego co robiłem. Nie byłem wkurzony, to było coś innego. Nie wiedziałem co ale na pewno nie złość.
- Chciałem uczestniczyć w twoim życiu ale uznałem, że lepiej będzie jak będziesz mnie nienawidził...
- W tym problem. Ja cię nie nienawidzę. Próbowałem, naprawdę ale nie umiałem. Zawsze na pierwszym miejscu był Rogers, to jaki on nie jest wspaniały albo jak to nie jesteś dumny z niego i tego całego eksperymentu. Chciałem żebyś był dumny ze mnie.- Moment, czy ja właśnie przyznałem na głos, że jestem zazdrosny o mrożonkę?
- Chcę zacząć od nowa. Z czystym kontem.- przeniosłem na niego swój wzrok. Teraz zamiast stać w wejściu do warsztatu stał praktycznie obok mnie.- Wiem, że nie będzie łatwo ale nie zaszkodzi jak spróbujemy. Co ty na to?
- Nie wiem. Musze to przemyśleć.- chciałem się zgodzić ale przyznam, moja duma na to nie pozwalała. Nadal miałem do niego żal ale on żyje, wcześniej obwiniałem się za to, że nie wykorzystałem tego przed ich... no... ,,śmiercią". Nie chce znowu tego zmarnować.
- Rozumiem.- Odszedł w kierunku drzwi i gdy usłyszałem ich zamykanie się dopiero wtedy spojrzałem by się upewnić, że jestem tutaj sam.
Nie spałem całą noc próbując dowiedzieć się czegokolwiek o tym współczynniku. Niestety na marne. Nie znalazłem kompletnie nic, zrezygnowany przeniosłem się do swojego łóżka i od razu zasnąłem.
Maya pov.
Znowu to samo. Koszmar, który za każdym razem miał ten sam schemat: budzę się w ciemnym i zimnym miejscu, przychodzi Strucker i łamie mi kości. Ten przeraźliwy ból to uczucie, którego nie jestem w stanie zapomnieć. Obudziłam się z krzykiem. W moim pokoju było ciemno i byłam święcie przekonana, że ktoś tu jest. Zapaliłam latarkę w telefonie bo za bardzo bałam się żeby podejść do włącznika światła. Zaświeciłam nią po całym pokoju ale nikogo nie było. Postanowiłam chociaż spróbować znowu zasnąć.
Dziesięć minut... dwadzieścia... trzydzieści. No nie zasnę. Do rodziców nie pójdę bo jestem na to za stara. Jedyne wyjście to było pójść do salonu i zobaczyć czy jest coś w telewizji.
Wzięłam swoja kołdrę i poduszkę, wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach do salonu. Zabrałam ze stolika pilot i ułożyłam się wygodnie na kanapie. Włączyłam telewizor i zaczęłam skakać między kanałami. Trafiłam na jakąś tandetną komedie ale nic ciekawszego nie znalazłam więc zaczęłam ją oglądać.
Nie zasnęłam całą noc. Bałam się zasnąć i znowu widzieć to wszystko. Nad ranem żeby się na nikogo nie natknąć zabrałam swoje rzeczy i wróciłam do pokoju. Byłam strasznie zmęczona ale nie mogłam spać.
Zdecydowałam, że chce jak najszybciej uporać się z problemem Howarda a z tego co wiem to tomograf nadal był na dole. Jak tylko wszyscy wstaną zacznę nad tym pracować.
Dobra z tym CIEKAWYM rozdziałem to trochę przesada. Chwilowo mam ,,blokadę twórczą", że tak powiem XD. Niby jest akcja bo Howard ,,zmartwychwstał" ale jednak nie ma akcji, no nie wiem.