Weszłam do sali konferencyjnej i byli tam wszyscy i dodatkowo sekretarz stanu, a prościej mówiąc wszyscy to znaczy Wanda, Vision, Steve, Tata, Sam, Rhodes, Nat i sekretarz czyli Ross. Wszyscy siedzieli przy wielkim stole oprócz taty, on jako jedyny siedział z boku sali na krześle ze wzrokiem w podłodze, a Ross stał przed tablicą. Weszłam do pomieszczenia i nic nie mówiąc usiadłam przy stole obok Nat. Widziałam, ze coś się stało, wszyscy wyglądali na przygnębionych.
- Skoro to już wszyscy to chyba możemy zacząć.- powiedział patrząc na mnie a potem wrócił wzrokiem do reszty i zaczął monolog.- Wiecie, pięć lat temu przeszedłem atak serca. Ścięło mnie z nóg gdy zabierałem się do dwunastego dołka. Okazało się to strzałem w dziesiątkę ponieważ po trzynastogodzinnej operacji wszczepienia bajpasów, odkryłem coś czego nie nauczono mnie w wojsku. Dystans.- Mówiąc ten cudownie ciekawy monolog ( czujecie ten sarkazm?) gestykulował rękoma. Po czym oparł się na chwilę dłońmi o stół i ustał ponownie prosto.- Ludzkość ma u was wielki dług. Przez tyle lat nas broniliście i narażaliście własne życie, dla wielu ludzi jesteście bohaterami. Jednak innym bardziej pasuje słowo ,,samowolka".
- A dla pana kim jesteśmy?- wtrąciła Nat ze złośliwym uśmieszkiem.
- Wielką beczką prochu. Bo jak inaczej chcecie nazwać grupę agentów, odmieńców i innych dziwaków, którzy regularnie naruszają granice państwowe? Narzucają swoje zdanie demokratycznym rządom a dodatkowo nie interesują ich konsekwencje. - Ross odszedł od miejsca gdzie stał i pokazał tym samym tablicę, na której zaczęły się wyświetlać tak to on powiedział ,,konsekwencje" naszych działań.- Nowy York.- Na tablicy pojawił się filmik. Było na nim widać bitwę o Nowy York z Lokim a słychać krzyki przerażonych ludzi. Nie chciałam na to patrzeć. Wiem, że ludzie nie powinni być w to zamieszani ale jak mogliśmy zrobić cokolwiek? Nie nasza wina, że szurnięty brat Thora zwołał sobie jakiś swój team kosmicznych dziwaków i najechał NY. Oglądanie tego bolało każdego z nas. Każdy starał się odwracać wzrok od tablicy, wszyscy wiedzieliśmy, że to co robimy jest ryzykowne nie tylko dla nas ale zagrożeń jest za dużo żeby tak po prostu to wszystko rzucić. Potem Ross pokazywał nam inne ,,konsekwencje" między innymi Waszyngton, Sokovia i... Lagos. Pokazano nam płonący blok i leżących parę martwych ludzi. Spojrzałam na Steve'a a on patrzył na Wandę, która odwracała wzrok jak tylko mogła. Chyba zrozumiałam przekaz więc nie pytałam.
- Wystarczy, Rozumiemy.- Zatrzymał go Steve gdy zobaczył, że Wanda powoli przestawała dawać radę. Ross wyłączył nagranie i wyłączył tablicę.
- Przez okrągłe cztery lata mieliście swobodę bez żadnej kontroli. Dłużej nie będziemy tego znosić. Ale mamy rozwiązanie.- Jakiś czarnoskóry mężczyzna podał mu parę kartek złożonych w taką jakby książkę.- Protokół z Sokovii- powiedział podsuwając Wandzie dokument.- Został zatwierdzony przez 117 krajów.- Wanda chwile popatrzyła na dokument ale nie czytała jego zawartości tylko podsunęła go do Rhodsa.- Mówi on, że Avengers przestają być organizacją prywatną, co więcej będziecie działać pod kontrolą ONZ wtedy, i wyłącznie wtedy gdy uzna to za konieczne.
- Avengers powstali po to żeby świat stał się bezpieczniejszy. Sądzę, że to wyszło.- Powiedział Steve patrząc pusto w stół.
Ross podszedł do Steve'a i patrzył się na niego.- Dobra Rogers wiesz może gdzie jest Thor i Banner? Bo gdybym ja zgubił gdzieś dwie sporego rozmiaru atomówki miałbym kłopoty.- Odszedł kawałek od Rogersa ale jeszcze nie skończył nas pouczać.- Uwierzcie to rozwiązanie jest korzystne dla obu stron.
- Dobra a jakie macie warunki.- Odezwał się Rhodes odrywając wzrok od protokołu i przenosząc go na Ross'a.
- Za trzy dni ONZ zbiera się w Wiedniu żeby ratyfikować protokół.- Widziałam jak Steve w tym momencie oderwał wzrok od Ross'a i przeniósł go na tatę wciąż siedzącego w dziwnym milczeniu. Widziałam po nim, że coś go trapi ale nie wiedziałam jeszcze co.- Zastanówcie się i przegadajcie to.