Tony pov.(szpital)
Poprzedniego dnia dałem się namówić do powrotu do domu, ledwo ale jednak. Od razu wiedziałem, że rano po przebudzeniu tutaj wrócę.
Tak też się stało. Właśnie znalazłem się przed salą Mayi, nie wchodzę tam od razu bo gdzieś z tyłu głowy mam nadzieje, że udało jej się zasnąć. Zasłużyła na chociaż chwilę odpoczynku. Usiadłem na jednym z krzeseł na korytarzu i stwierdziłem, że poczekam. Wyjąłem telefon z kieszeni żeby chociaż na chwilę zająć czymś głowę.
Ta chwila chyba trwała trochę dłużej niż zakładałem. Gapienie się w telefon zajęło mi godzinę i pewnie zajęłoby dłużej ale wyrwał mnie głos lekarza.
- Panie Stark?- Stał nade mną, a ja schowałem telefon do kieszeni i tez podniosłem się z krzesła.
- Tak?
- Mogę pana prosić na chwilę do siebie?- Mówiąc to wszystko miałem wrażenie, że to co chce mi powiedzieć nie będzie specjalnie dobre ale chcę wiedzieć co się dzieje więc kiwnąłem głową i udałem się za nim do jego gabinetu.
Weszliśmy do środka i usiedliśmy naprzeciwko siebie. Czekałem aż zacznie coś mówić i w końcu się doczekałem.
- Maya powiedziała psychologowi... dość dużo. Dzisiaj powinniśmy dostać od niego podstawioną diagnozę. Mówiła, że zaczęło się od pierwszej nocy w szpitalu, po porwaniu. Miała sen, który powtarza się co noc. Jak już dużo razy mówiłem nie jestem psychologiem ale trafiały do mnie takie przypadki i myślę, że to uraz psychiczny. Doświadczyła wtedy czegoś okropnego i to nie chcę od niej odejść. Będziemy musieli przenieść ją na oddział psychiatryczny... tylko potrzebujemy pana zgody.- Wiedziałem, że nie jest dobrze ale... oddział psychiatryczny?
- Jeżeli jej pomożecie to zgadzam się.- Myślałem wtedy tylko o jej dobrze więc nie zastanawiałem się długo.
- Więc trzeba jej o tym powiedzieć. Zaraz będę robił obchód po pacjentach.
- Może powiedzieć jej pan, że chcę z nią porozmawiać?- W sumie bardziej stwierdziłem niż poprosiłem bo chyba mam jeszcze do tego prawo.
- Oczywiście.
Maya pov. (teraz)
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł? Co na to twoja ciocia? - Weszliśmy do jego pokoju, może nie był tak duży jak mój ale na pewno było tu bardzo przytulnie. Zaczęłam lekko histeryzować. Co jeżeli mnie znajdą i w końcu i tak zrobią ze mną to co chcieli?
- Spokojnie. Tylko pamiętaj, że May nie wie o... no wiesz o czym.
- Tak wiem, siedzę cicho, a jest w domu?
- Jeszcze nie, ale zaraz może wrócić. Ja powinienem być w szkole za piętnaście minut.
- No tak szkoła. Jaki ty masz plan? Gdy May przyjdzie powiesz tak po prostu ,,Moja koleżanka uciekła ze szpitala i nikt nie może jej znaleźć bo trafi do wariatkowa, może u nas zostać?" Chyba nie przejdzie.
- Uwierz mi, May cię nie wyda. Na razie musi w ogóle dowiedzieć się o tym, że się znamy. Będzie ciężko ale jakoś się uda.- Chyba jak na teraz miałam dość wrażeń.
Wiedziałam, że nie ma sensu kwestionować jego zdania więc siedziałam cicho. Usiadłam na łóżku w jego pokoju a on odłożył moją torbę w kąt pokoju.
- Na pewno niedługo dowiedzą się, że cię tam nie ma, o ile już się nie dowiedzieli... Wieczorem wejdę do twojego pokoju i zabiorę jeszcze trochę rzeczy i wszystko co potrzebne do leku.- Zaczął myśleć na głos patrząc się w punkt przed sobą. Odwrócił się w moją stronę i kontynuował.- Będziesz musiała mi pomóc, ale najpierw lepiej zajmijmy się tym.- Wskazał za moją prawą ręka a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że w niej nadal znajduje się wenflon.
- Łatwizna, potrzebuję tylko wacika nasączonego spirytusem albo czymś innym do dezynfekcji.
- Zaraz...- Przerwał gdy usłyszeliśmy otwierające się drzwi domu. Czyli May już wróciła.- Chodź ze mną.- Już chciał wyjść z pokoju ale zatrzymałam go bo nadal był w stroju.
- Najpierw chyba przydałoby się przebrać, i nie mówię o sobie.- Spojrzał na mnie pytającym wyrazem twarzy ale gdy tylko zdał sobie sprawę z tego samego co ja ten szybko znikł z jego twarzy. - Odwrócę się a ty, ruchy.
Parker nic nie odpowiedział tylko podszedł do szafy, a ja jak powiedziałam, odwróciłam się. Stałam tak przez dłuższą chwilę i czułam się dziwnie ale nie dawałam po sobie tego poznać.
- Już.- Gdy go usłyszałam niepewnie się odwróciłam, a Peter był ubrany w bluzę z logiem jego szkoły i czarne spodnie.- Możemy iść.
- To chodźmy.- Bałam się ale i tak prędzej czy później May musiałaby się dowiedzieć.
Wyszliśmy z pokoju do małego korytarza, który prowadził do salonu połączonego z kuchnią, a w niej kobieta w brązowych włosach. Z opowiadań Petera wiem, że jest pod czterdziestką.
- PETER JESTEŚ?- Krzyknęła na całe mieszkanie bo myślała, że Peter jest w pokoju. Podeszliśmy bliżej kuchni do momentu, w którym May odwróciła się do nas i na jej twarz zawitało zdziwienie.
- Wiem, że to dziwne ale zanim zaczniesz pytać daj mi wszystko wyjaśnić.
- To córka Starka?- Zapytała z lekko bardziej otwartymi oczami niż w momencie gdy zobaczyła, że ona i Peter nie są tutaj sami.
- Tak, Maya.- Podałam jej rękę, którą ona niepewnie uścisnęła.
- Masz co wyjaśnić Peter...
Ostatecznie wyszło mniej niż miało wyjść ale i tak jest w miarę git. Czyli dozoba za tydzień