Peter pov.
Leżałem na łóżku wpatrując się w sufit bo nie mogłem zasnąć. Powtarzało się to już którąś z kolei noc. Nie wiem jak bardzo muszę być głupi żeby dopiero teraz zauważyć, że zależy mi na Mayi dopiero gdy zniknęła. Gdy nie wracała z misji przez pierwszy tydzień już czułem, że czegoś mi brakuje, żałowałem, że nie powiedziałem jej o tym. Nie zmienię przeszłości ale mogę ukształtować przyszłość, ona musi wrócić. Kogo będę denerwował i żartował? Z kim będe oglądać maratony filmowe? Pogrążony we własnych myślach nie przespałem kolejnej nocy. May się o mnie martwiła ale nie wiedziała co się dzieje oprócz tego, że moja przyjaciółka zaginęła, ale tak musiało zostać.
Maya pov.
Obudziłam się z bólem głowy, po przesłuchaniu zawsze się z nim budziłam ale teraz był silniejszy niż zwykle. Nie zdążyłam nawet usiąść a strażnik już był w pokoju. Skuł mi ręce i jak zawsze zaprowadził do pracowni. Jak zawsze ekspert już tam był. Strażnik odkuł mnie i wyszedł za drzwi natomiast ja podeszłam do wentylacji i wyjęłam z niej naszą albo raczej broń tego eksperta.
- Dzisiaj to skończymy.- powiedział gdy ja przyglądałam się prawie skończonej pracy.
- Ile potrzebujesz czasu?
- Myślę, że dwie godziny wystarczą.- zabrał mi z rąk karton z może trzydziestoma nadajnikami i zaczął w nich grzebać.
- Jest dopiero rano, ale może zrealizujemy ten plan jutro? - zapytałam wpatrując się w podłogę.
- Czemu chcesz czekać?
- Pamiętasz gdy pytałeś co oni mi robią gdy stąd wychodzę?- zapytałam patrząc na niego a on na chwilę oderwał wzrok od nadajników żeby spojrzeć na mnie.
- No tak, więc powiesz?
- Chcą wiedzieć jak najwięcej ode mnie ale nic im nie mówię.- wzięłam głębszy wdech i mówiłam dalej.- Ja nie mogę im nic powiedzieć. Jak Strucker widzi, że nic ze mnie nie wyciągnie wtedy łamie moje kości a potem wstrzykuje mi coś. Chcę wiedzieć co to. - Spojrzał na mnie a ja w końcu uświadomiłam sobie skąd znam to spojrzenie. Zawsze gdy tata się o mnie martwił tak na mnie patrzył. Dopiero teraz to zauważyłam.
- Więc czemu nic nie powiedziałaś?
- Bo to mój problem. Poradzę sobie.- on wrócił wzrokiem do swojej pracy i dalej grzebał. Podeszłam do biurka i oparłam się o nie.- W sumie się sobie nie przedstawiliśmy. Maya.- wyciągnęłam rękę w jego stronę a on znowu podniósł na mnie wzrok i ją uścisnął.
- Howard.- Pamiętam to imię. Tylko skąd?- Wszystko dobrze?- Przecież mój dziadek miał na imię Howard. Zaczęłam łączyć fakty, wypadek, jego podobieństwo do taty... ale przecież to niemożliwe... Gdy mówiłam mu o avengers nic nie wspominałam o tym, że twórcą Iron mana jest Tony Stark więc nie mógł tego skojarzyć.
- A nazwisko?- zapytałam patrząc na niego z niedowierzaniem a on na mnie jak na wariatkę.
- Howard Stark. Możliwe, że mnie kojarzysz budowałem broń, byłem wynalazcą to nie dziwne...- zaczął ale mu przerwałam.
- Twój syn, on to Tony Stark?- popatrzył na mnie przez chwile w milczeniu i z lekkim zdziwieniem na twarzy.
- Tak. Znasz go?- zapytał nadal zdziwiony.
- Chyba powinnam coś powiedzieć ale to... przecież to niemożliwe...
- Co jest niemożliwe?
Wyciągnęłam ponownie rękę w jego kierunku co spotkało się z jego zdezorientowaniem.- Maya Stark. Córka Anthony'ego Edwarda Starka.- Milczał i przypatrywał mi się zszokowany tak jak ja.
- To dlatego mi go tak przypominałaś.- powiedział sam do siebie.- Wybacz, nie mam pojęcia co powiedzieć.
- Ja też nie... - Nie wiem co wtedy czułam. Jakby niedowierzanie z wiadomo jakiego powodu, złość za to, że olewał tatę przez praktycznie całe jego życie i nie wiem co jeszcze... wszystko w jednym.
- Ustatkował się?- z moich myśli wyrwał mnie głos mężczyzny.
- Nie do końca. Nie wiem jak to powiedzieć... chyba wy powinniście o tym porozmawiać.
- Jeżeli stąd wyjdziemy a ja nikogo nie zabije.
- Nikogo nie zabijesz. Gdy stąd wyjdziemy zajmę się zimowym ale teraz musimy się skupić na ucieczce. Dopiero potem wyjaśnienia.
- Masz rację. Wracajmy do pracy.
Nie wiem jak ani dlaczego ale rozmawialiśmy normalnie, tak jak wcześniej. Było... normalnie? Chyba tak można to ująć.
Pracowaliśmy dopóki wszedł strażnik i znów mnie zakuł, widziałam jak... właśnie, kto? Mam go teraz nazywać dziadkiem? Czy po imieniu? Nie mam pojęcia ale w każdym razie Howard spojrzał na mnie jakby chciał uzyskać gwarancje na to, że nic mi nie będzie. Ledwo zauważalnie kiwnęłam głową po czym weszłam ze strażnikiem do gabinetu, w którym już czekał Strucker. Nawet nie chciałam pytać jakim cudem sprawił, że właśnie rozmawiałam z osobą, która powinna być martwa. Kolejne ,,przesłuchanie" się zaczęło...
********
( godzinę później)
Zobaczyłam jak strażnik już sięga do walizki po strzykawkę a Strucker cały w nerwach z powodu mojego milczenia wychodzi z pomieszczenia a ten strażnik podszedł do mnie i wstrzyknął mi zawartość strzykawki. Tym razem był łaskawy i złamał mi tylko prawą rękę.
- Co ty właściwie trenujesz? Albo nie, wiem. Też dał ci jakieś płyny i teraz jesteś napakowany zgadza się?- zapytałam i zaczęłam czuć działanie tego czegoś co mi wstrzykiwali.
- Dobranoc.- zamknęłam na chwilę oczy bo moje powieki stawały się coraz cięższe. Usłyszałam zamykające się drzwi, wstałam z krzesła i chwiejnym krokiem podeszłam do walizki *kretyn, nawet jej nie wziął* Otworzyłam ją uważając na rękę jak tylko mogłam i wyjęłam jedną z naprwdę wielu strzykawek. Szybko wróciłam na krzesło i ostatkiem sił włożyłam strzykawkę do kieszeni spodni, potem już nic nie pamiętam...