Rozdział #28

220 7 1
                                    

Jest już 11:00 stwierdziłam, że pójdę na dół po jakieś śniadanie. Weszłam do windy i zjechałam na piętro, na którym jest kuchnia. Przy wyspie kuchennej siedziała Nat ubrana w swój czarny kombinezon i tata popijający wodę ze szklanki ( chyba już czuł konsekwencje wczorajszego picia). Mieli miny jakby coś się stało.

- Stało się coś?- podeszłam do niech i oparłam się o wyspę plecami patrząc na nich z boku. 

- Peggy Carter umarła. Steve to przeżywa.- Odpowiedziała Nat. Było mi szkoda Steve'a. Gdy się obudził ona była jedyną osobą, która przeżyła.- A my jedziemy do Wiednia podpisać protokół

- MY w sensie, że WY? Czy MY w sensie MY?- Zobaczyłam ich spojrzenia na mnie. Wiedziałam już co się świeci. Chcą żebym podpisała.- Nie ma nawet takiej opcji. Nie podpisze... i nie chodzi o to, że nie chce tylko to zbyt poważne. To są sprawy o tle światowym a nie jakaś zabawa więc nie podpisze.

- Nie będę cię zmuszał. Ale my musimy go podpisać a ty nie zostaniesz tutaj sama więc musisz jechać z nami. Przebierz się i musimy się zbierać. - Tata w końcu się odezwał. Odwróciłam się i poszłam się przebrać. 

Stoję przed szafą już dobre parę minut i nadal nie wiem co na siebie włożyć. Niby normalny problem każdej dziewczyny ale ja nigdy tak nie miałam. Czułam, że coś się stanie ale nie wiedziałam co, coś kazało mi zabrać ze sobą kombinezon. Możliwe, że nie bez powodu czuje, że coś się stanie, ale przecież ostrożności nigdy nie za wiele. Założyłam na siebie najpierw strój a na niego białą koszulkę a na dół niebieskie jeansy. Czyli zaczynamy przedstawienie...

Tony pov.

Jeszcze tydzień temu wszystko grało, a teraz? Wszystko zaczęło się walić. Pepper stwierdziła, że musimy odpocząć od siebie a ona od tych wszystkich... jak to ona ujęła ,, bohaterskich problemów" bo potrzebuje teraz normalności. Avengers się podzielili przez ten protokół. Gdyby nie Maya to już bym się załamał, gdy oni mnie zostawili ona została. Została mimo tego że jestem jaki jestem. Z mojego wewnętrznego monologu wyrwał mnie dzwonek telefonu, jakiś nieznany numer. Stwierdziłem, że pewnie coś związanego z protokołem więc odebrałem..

- Tak?

- Stark?- usłyszałem w słuchawce głos jakieś kobiety. Nie wiedziałem kto to ale miałem przeczucie, że skądś znam ten głos.

- Skoro się do kogoś dzwoni to chyba zwykle się wie do kogo prawda?- rzuciłem najbardziej oschle jak tylko się dało. Nie miałem ochoty na gadanie z jakimiś dziewczynami. jeszcze brakowało mi tych wszystkich pytań w stylu ,,pamiętasz mnie?" albo ,, czemu nie zadzwoniłeś?".

- Cały czas taki sam... Nie wiesz kim jestem?- Wiedziałem.

- Nie za bardzo. A tak dla twojej wiadomości to zmieniłem się ale nie, nie pamiętam cię kimkolwiek jesteś.

- Mamy razem dziecko.- Dobra, no to zamarłem... Siedziałem jakiś czas z szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia. Nadal skądś pamiętałem ten głos ale za cholerę nie wiem skąd.

- Jeżeli chcesz alimentów to umówmy się jakoś później mam sporo...

- Nie chce od ciebie żadnych alimentów idioto. Chce zobaczyć swoją córkę, daj mi się z nią spotkać.- przerwała mi moją wypowiedź. Przecież to niemożliwe. Matka Mayi ją zostawiła i wyjechała do Europy.

- Rose?- Tylko jej imię w tamtej chwili mogłem wypowiedzieć. Moje zdziwienie w tamtym momencie było ogromne.

- Tak... wiem, że minęło sporo czasu ale...

- Sporo czasu?! Kobieto minęło dziesięć lat, ty ją biłaś i niszczyłaś psychicznie a teraz chcesz się z nią zobaczyć?! Co ty sobie myślisz bo chyba nie, że dam ci się z nią spotkać, po moim trupie!

- Myślisz, że nie pamiętam?! Żałuje tego każdego dnia. Byłam wtedy za młoda na dziecko, Stark ja miałam tylko 20 lat chciałam się rozwinąć...

- Tylko czego w tym wszystkim była winna Maya?! No proszę oświeć mnie bo nie wiem!

- Niczego nie była winna!- Odetchnąłem chwilę żeby chociaż trochę się uspokoić. Trochę pomogło ale tylko trochę.

- Nie dam ci się z nią spotkać. Ona cię nienawidzi.

- Kłamiesz. Daj mi z nią tylko spotkać jeżeli też mi to powie to uwierzę. Ja chce wszystko naprawić.

- Myślisz, że za tobą płakała? Błąd. Ona płakała bo była mała i nie rozumiała dlaczego własna matka jej nienawidzi i wyrzuciła ją z domu. Teraz chcesz wrócić? Gdzie byłaś gdy bała się zasnąć bo cały czas gdy zamykała oczy widziała jak ją bijesz? No powiedz gdzie byłaś?!

- Przestań! Chce to usłyszeć od niej. Nie wierze w ani jedno twoje słowo.

- Dobra widzę, że nie rozumiesz więc ci powiem...- zacząłem ale Maya weszła do warsztatu gdzie siedziałem, a raczej gdzie stałem i wydzierałem się do telefonu.

- Wszystko okej?- zapytała stając przede mną.

- To ona? Daj mi z nią porozmawiać.

- To nie możliwe. Do widzenia. - Rozłączyłem się żeby Maya nic nie podejrzewała. Nie chciałem żeby znowu to wszystko przeżywała.

- Kto to był? Słyszałam jak coś krzyczałeś.

- Nikt ważny. Gotowa?

- Ta, jedziemy?- Na szczęście udało mi się wybrnąć. 

- Jedziemy tylko się przebiorę. - Prawda. Musiałem wyglądać jak człowiek bo teraz to byłem co najmniej jego wrakiem.

- Miałeś tyle czasu co ty w tym czasie robiłeś?

- Rozmawiałem. Daj mi pół godziny. - zacząłem iść w kierunku drzwi.

- Że pół czego?!- krzyknęła za mną. Jej mina była po prostu bezcenna.

- GODZINY.- skończyłem i poszedłem się przebrać.

Maya pov.

Pół godziny? Nieźle to ja się uwinęłam ze wszystkim w 15 minut a on potrzebuje pół godziny. Ale dobra jakoś przeżyje. Wzięłam pierwsze lepsze kluczyki i podeszłam do tych wszystkich stojących aut. No to teraz zobaczymy które wylosowałam. Czarne, matowe ferrari 458 Italia. Usiadłam i zaczekałam na tatę te PÓŁ GODZINY. Po jakiś piętnastu minutach zaczęło mi się nudzić więc wyjęłam telefon i zaczęłam przeglądać instagrama. 

Moja całkowita uwaga była skupiona na ekranie telefonu. Nie miałam pojęcia ile czasu minęło. Nagle otworzyły się drzwi auta i wsiadł do niego tata w garniturze, czyli klasycznie jak wyjeżdżał gdzieś gdzie musi zachować pozory poważnego człowieka. 

- Dłużej się nie dało?- powiedziałam gdy tata poprawiał się w fotelu i w międzyczasie zakładał okulary przeciwsłoneczne. 

On tylko westchnął i spojrzał na mnie spod okularów.- Świetnie wyglądasz tato i nic nie szkodzi, że trochę się spóźniłeś. Nie takie trudne sama spróbuj. 

- Powiedziałabym tak gdybym tak myślała.- Powiedziałam wracając do telefonu. 

- A nie myślisz, że dobrze wyglądam? 

- Jak powiem, że tak to w końcu ruszymy?

- Tak.

Wróciłam do niego wzrokiem i założyłam na twarz najbardziej sztuczny uśmiech jaki tylko mogłam.- Świetnie wyglądasz tato. Już możemy jechać?

- Teraz tak.

 W KOŃCU ruszyliśmy, jak zwykle z piskiem opon. Czasami myślę, że jeździmy za szybko aleeeee fajnie się jeździ tak szybko. Ta adrenalina i w ogóle. Tata nigdy nie dał mi prowadzić bo mówi, że nie mam prawka bla bla bla. Chociaż sam jedzie jak nienormalny a ja bynajmniej bym nas nie zabiła... no dobra PRAWDOPODOBNIE...


Sorki za lekką przerwę ale miałam bardzoooo dużo sprawdzianów i nie wyrabiałam. Teraz wchodzimy do wydarzeń z civil war więc będzie jakaś akcja. 


Jedna z nas || Maya StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz