Od dnia, w którym dostałam paczkę minął tydzień. Sporo się przez ten tydzień zmieniło, ja tata i Pepper przeprowadziliśmy się. Nadal mieszkamy w NY ale już nie w siedzibie. Nadal nie wiedziałam co zrobić. Chciałam ich chociaż zobaczyć, Nat stwierdziła, że będzie pomagać Rogersowi więc zostaliśmy tylko ja tata Rhodey, Vision i Peter. Bardzo mi brakowało ich wszystkich. Treningów z Nat, porannego biegania ze Stevem.
Siedziałam sama w pracowni a przed sobą miałam telefon od Steve'a i list. Głowiłam się od tygodnia czy zadzwonić ale co mi tam najwyżej odmówię na razie chciałam z nim tylko porozmawiać. Wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer po czym przyłożyłam telefon do ucha. Był raz gdy zawahałam się i prawie rozłączyłam ale w porę z tego zrezygnowałam jednak bardzo się stresowałam tym co teraz robię. Mój wewnętrzny monolog przerwał głos Steve'a.
- Cześć.- zaczął, jak wyczułam z jego tonu głosu z nutą niepewności w głosie.
- Cześć.
- Podjęłaś decyzje?
- Chyba... znaczy tak, tylko jest jeden warunek.
- Słucham
- Muszę go zobaczyć i ogólnie przebadać u nas żeby zobaczyć jak reaguje jego mózg, mam tutaj cały potrzebny sprzęt ale to potrwa.
- Tak, zdaje sobie sprawę.
- Poczekaj daj mi dokończyć. Przebadam go i jeżeli znajdę sposób na to jak od naprawić to będę musiała pomyśleć nad tym czy chce.
- Czyli spróbujesz?
- Postaram się.
- Masz jakiś pomysł żeby wywabić Starka z domu?
- On i Pepper wyjeżdżają dzisiaj w nocy na dwa tygodnie na wakacje, może uda mi się wykręcić.
- Dziękuje.
- Powiesz co u Nat?- chciałam wiedzieć jak się czuje i czy w ogóle żyje.
- Wszystko u niej dobrze.
- To dobrze... to do zobaczenia. Dam ci znać
- Jasne, do zobaczenia.
Teraz ta trudniejsza część planu, przekonanie ojca do zostawienia mnie tutaj samej na dwa tygodnie. Ale co mnie nie zabije to wzmocni, idziemy. Weszłam do salonu mama i tata siedzieli na kanapie i oglądali film.
- Tatoooooooo... - zaczęłam przesłodzonym głosem a on od razu wiedział, że coś chce.
- Nie mam, nie pożyczam. Przykro mi.- powiedział nie odrywając wzroku od telewizora. Pepper lekko się zaśmiała
- Nie chce pieniędzy.
- Jesteś za młoda na prowadzenie auta.- ciągle na mnie nie patrzył.
- A, jeszcze lepiej i BEZPIECZNIEJ niż ty ( wcale nie ale to mniejsza), B o auto też nie chodzi.
- Nie słuchaj go, o co chodzi?- tym razem odezwała się Pepper.
- No bo w nocy wyjeżdżamy i tak sobie myślałam... może zostanę. Wy będziecie mieli czas dla siebie a ja dla siebie.
- Wykluczone.- niemalże od razu tata mi odpowiedział tym razem patrząc na mnie.
- Mama mówiła, że mam cię nie słuchać.
- No nie wiem... dasz sobie radę?- powiedziała z troską w głosie a ja już wiedziałam, że mogę zacząć świętować bo to zwiastowało z jej strony zgodę
- Pewnie, ze dam! Dam radę na bank.
- Czy moje słowo się tutaj w ogóle liczy? Nie zgadzam się.
- Czemuuuuuuuuu...
- Bo temuuuuu, że chce wrócić do domu a nie do ruiny.
- Obiecuje, że nic nie zrobię z resztą cały czas będę pracować w pracowni.
- Właśnie. Musimy o tym pogadać.- powiedział poważniejszym tonem a Pepper jakby już wiedziała o co chodzi. Podeszłam do nich i usiadłam naprzeciwko na kanapie.
- Więc co chcecie powiedzieć?
- Martwimy się o ciebie.- Super.- Cały czas tam siedzisz a my nawet nie wiemy co robisz.- powiedziała Pepper
- Nic mi nie jest serio.
- Świadczą po tym wory po oczami czy to, że jesteś blada jak ściana?- Tym razem odezwał się tata.
- Obydwa.- widząc ich spojrzenia zaczęłam mój monolog.- Na prawdę nic mi nie jest. Pamiętasz jak mówiłeś, że mogę to robić? Skoro tak powiedziałeś to chyba mogę.
- Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będziesz dla tego zarywać nocki.- spojrzałam na niego niezrozumiale, specjalnie w nocy byłam cicho żeby nie wiedzieli o tym.- Wiesz słychać jak tam myszkujesz.
- Ty też tak robiłeś i było dobrze.
- Po prostu się o ciebie martwimy. Ogranicz to chociaż trochę. - akurat gdy już zaczynałam pracę na trzecią funkcją leku mam przyhamować? Na pewno nie teraz.
- Nie mogę, to jest dla mnie serio ważne.- na poje słowa tata przetarł twarz dłońmi i westchnął.
- Jeżeli trochę zwolnisz, zgodzę się na to żebyś została. Stoi?
- To szantaż.
- A żebyś wiedziała. Czyli stoi czy leży?- powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę. Zastanawiałam się czy się zgodzić ale dobra, i tak z resztą nie będzie ich dwa tygodnie więc nie będą wiedzieć co robi i o której godzinie.
- Stoi.- podałam mu rękę po czym ją puściłam.
- Tylko nie wysadź domu w powietrze jasne?- powiedział wskazując na mnie wskazującym palcem.
- Jak słońce szefie.
- No to super. Komu ciasta?- odezwała się Pepper wstając z kanapy.
- Ja chce.- powiedział tata.
- Ja nie mogę muszę wracać do pracowni.- wstałam i chciał iść ale zobaczyłam jak tata patrzy na mnie wymownie, zrozumiałam nawet bez słów, że przed chwila zwarliśmy umowę i mam zacząć się jej trzymać. Usiadłam z powrotem na kanapę.- Zrozumiałam aluzje spokojnie, ale nie chce ciasta.
Posiedzieliśmy razem do wieczora. Nie rozmawiałam tak z nimi już długo, przyznam, że brakowało mi tego. Może mają rację i powinnam przystopować z tym całym eksperymentowaniem?