Teraz siedzę u siebie w pracowni i przygotowuje wszystko do przyjazdu Barnesa. Ten cały gość, który załatwił mi tomograf załatwił mi też całą resztę (oczywiście nie za darmo). Od odkrycia pomysłu na wypędzenie Hydry z mózgu Barnesa minął już tydzień a ja przygotowuje się do trzeciego już spotkania z Buckym w celu wykonania elektrowstrząsów. Z moich wyliczeń wynikało, że sześć zabiegów powinno wystarczyć. To trochę pokrzyżowało mi plany bo rodzice wracają za tydzień więc nie zdąże zrobić wszystkich sześciu przed ich przyjazdem ale może jakoś po kryjomu uda się tutaj przemycić Barnesa.
F.R.I.D.A.Y. poinformowała mnie o przyjeździe gości. Poszłam i otworzyłam im drzwi, zawsze przyjeżdżali wszyscy czyli, Barnes, Steve, Nat i Sam. Tak samo było też tym razem. Weszli do środka i przywitaliśmy się ze sobą po czym poszliśmy do pracowni w moim pokoju. O dziwo ja i Barnes nie mieliśmy złej krwi nawet za zabicie moich dziadków.
Barnes jak zwykle usiadł na fotelu a ja zaczęłam rozmowę.
Dobra Bucky...- przerwałam i usiadła na krześle obok niego.- F.R.I.D.A.Y. zapisujesz?
- Oczywiście.
- Więc powiedz czy czujesz się jakoś inaczej.
- Lekko zmęczony i po elektrowstrząsach boli mnie trochę głowa.
- Ból głowy może wystąpić tak samo jak zmęczenie ale to normalne. W ciągu 24 godzin objawy znikają?
- Tak
- Więc to normalne, tak się czasami dzieje. Więc zaczynamy. - zaczęłam zapinać elektrody na jego głowie i klatce piersiowej po czym zaczęliśmy a ja monitorowałam prace mózgu i serca.
Wszystko poszło dobrze. Już trzeci raz mamy za sobą.
- Dobra jesteśmy już w połowie. Teraz będzie z górki.- powiedziałam zdejmując elektrody z jego głowy a on odetchnął i wstał z fotela. Natomiast Steve i reszta już się do tego przyzwyczaili i nie siedzieli z nami podczas zabiegu tylko byli na dole.
- Wiesz nie podziękowałem ci jeszcze. Naprawdę dziękuje za wszystko.
- Nie powiem nie ma za co bo jest. Ale mogę pomóc i przyczynić się do tego żebyś więcej nie zabijał. Więc pomagam.- Nie chciałam, żeby kogoś zabił ZNOWU, ale szczerze mówiąc nie miałam już mu za złe śmierci Howarda i Marii.
- Nie chciałem ich zabić. Ani nawet nie pamiętam tego wszystkiego.- wyczułam w jego głosie skruchę.
- Ja nie potrzebuje przeprosin, sam dobrze wiesz kto ich potrzebuje. - powiedziałam i odeszłam w stronę wyjścia z pracowni.- Ale obydwoje chcemy żyć więc chyba lepiej będzie jak będziesz się ciągle ukrywał.- już chciałam wyjść ale Bucky się odezwał.
- Czemu jesteś obrażona na Steve'a?- obróciłam się w jego stronę.
- Czy to ważne? Z resztą co cię to obchodzi?
- Steve to mój przyjaciel, chce wiedzieć czemu jest przygnębiony.
- Przygnębiony.- prychnęłam.- Jasne.
- To powiesz?- i tak mam gdzieś czy Steve się o tym dowie, a jak nawet to dobrze niech wie dlaczego mam do niego problem.
- Przed tym całym cholernym protokołem wszystko było okej... avengers byli moją rodziną.- zaczęłam się zastanawiać czy dobrze robię mówiąc mu to ale muszę w końcu to z siebie wyrzucić.- Moja matka uznała, że jestem jej życiową porażką i wyrzuciła mnie z domu a wtedy dowiedziałam się o tym że Tony to mój ojciec, z resztą tak samo jak on, że jestem jego córką... miałam wtedy pięć lat. - Bucky przysłuchiwał się z uwagą każdemu mojemu słowu, więc kontynuowałam.- Najpierw matka mnie zostawiła, chociaż tego nie żałuje... ale oni wszyscy byli moją rodziną a teraz po prostu zniknęli, kontakt z ojcem zaczął trochę podupadać bo byłam zajęta siedzeniem tutaj. Zostałam sama tak samo jak byłam sama przez pierwsze pięć lat mojego życia... Taka odpowiedz wystarczy?
- Nie wiedziałem...
- Nikt nie wie. I niech tak zostanie. Nie potrzebuje łaski, sama daje sobie rade i jest świetnie... - z tym, że jest świetnie skłamałam. Jedyna osoba z jaką utrzymywałam fajny kontakt był Peter ale też nie powiedziałam mu co mnie gryzie, ale jak już mówiłam nie potrzebuje łaski. - Zejdźmy do nich.
Jak powiedziałam tak po paru minutach zeszliśmy do salonu a tam na kanapie zastaliśmy resztę.
- Już?- zaczął Steve gdy weszliśmy do do salonu.
- Już. Jest po trzecim więc jeszcze tylko trzy, teraz będzie tylko lepiej.- spojrzałam katem oka na Bucky'ego stojącego obok mnie. Lekko się uśmiechnął.
Już mieli wychodzić ale ktoś wszedł do salonu. Ten ktoś to był Parker.- Hej jestem mam żelki i...- zaczął ale gdy zobaczył kto jest w salonie stanął jak wryty i wypuścił z rąk siatki z zakupami (którymi były tylko słodycze na nasz dzisiejszy maraton filmowy ale mniejsza o to).- CO TUTAJ ROBI KAPITAN AMERYKA?! I ZIMOWY ŻOŁNIEŻ, CZARNA WDOWA!- wykrzyknął z ekscytacji. Peter tak jak ja podzielał to, że niesłusznie są poszukiwani za zdradę kraju. Nic nie zrobili.
- Peter ciszej cała okolica nie musi o tym wiedzieć.-uspokoiłam go a on się ściszył.
- Co to za dzieciak?- zapytał Barnes.
- Jestem Peter Parker. Spotkaliśmy się w Lipsku.- mówił mając na myśli akcje z lotniska.
- Że jak? Wtedy na lotnisku to ty byłeś w tej czerwonej piżamce?- zapytał tym razem Rogers.
- To nie piżamka ale tak to byłem ja, j-jestem fanem kapitanie.- Parker cały czas się jąkał. - Co wy tutaj robicie przecież jesteście poszukiwani.
- Peter wytłumaczę ale usiądź dobra?
- Ta, to dobry pomysł.- Peter usiadł na kanapie za nami, no to się porobiło...
Powiedziałam Rogersowi i reszcie, że się tym zajmę a oni wyszli z domu a ja zostałam sama z Parkerem.
- Powiesz jakim cudem oni tutaj byli?
- To długa historia...
- No to mów, darujmy sobie maraton.- mówił jednak nie był zły za to, że nic mu nie powiedziałam.
Wytłumaczyłam mu wszystko a on z zaintrygowaniem chłonął każde wypowiedziane przeze mnie słowo. Zaczęłam od listu aż do dzisiejszego spotkania.
- To takie... nieprawdopodobne. I ty serio odkryłaś jak to z niego wypędzić?
- No tak. Wiem, a ty nie mów o tym nikomu. Specjalnie nie pojechałam z rodzicami żeby mu pomóc.
- Spokojnie nic nie powiem. Możesz mi ufać.
- Ufam.- chwile przyglądaliśmy się sobie w milczeniu.
- To co z tym maratonem?- zapytał po dłuższej chwili.
- Wybierasz film. Tylko nie gwiezdne wojny.
- Gwiezdne wojny to życie co ty chcesz?!- zapytał udając oburzonego na co lekko się zaśmiałam.
- Coś normalnego. Pierwszy lepszy filmy jaki wypadnie.- powiedziałam siadając wygodnie na kanapie.
- Oby gwiezdne wojny, oby gwiezdne wojny...- powtarzał pod nosem gdy włączał telewizor. Jego wyraz twarzy gdy wylosował się film ,,To" druga część to było po prostu cudo.
- Przykro mi ale nie tym razem panie Parker.
- Trudno przeżyje. Tylko nie krzycz gdy się wystraszysz bo nie chcę ogłuchnąć.
- Ja się nie boje filmów. Nie jestem typową laską.
- Właśnie wiem.- powiedział pod nosem tak żebym nie usłyszała ale usłyszałam.
Spędziliśmy miło czas oglądając film, który był horrorem ale dla nas był komedią. Oglądaliśmy film a gdy jedno z nas komentowało go drugie od razu się śmiało. Tak potem obejrzeliśmy jeszcze parę filmów a Peter musiał iść. Widziałam, że chciałby jeszcze zostać ale ktoś musiał zajmować się ulicami Queens. Coraz bardziej go lubiłam, był jakiś inny. Czuliśmy się przy sobie swobodnie. Ja wróciłam do swoich zajęć czyli do pracy nad eksperymentem M.S-15, zasnęłam jakoś gdy zaczęło się robić jasno na zewnątrz. Oczywiście jak zasnęłam? Pewnie, że twarzą na biurku.