Ból

375 26 19
                                    

Kolejny dzień, kolejne popołudnie, kolejny wieczór, kolejna noc... Dni mijały szybko, a sporadyczne ataki demonów w okolicy systematycznie przybierały na sile. Jace chciał oszczędzić Alecowi przykrości i nie wspominał mu o misjach, w których brał udział, jednak starszy i tak miał swoje sposoby na dowiedzenie się o wszystkim. 

Frustracja systematycznie w nim wzrastała. Nie potrafił już cieszyć się z postępów rehabilitacji, jak miało to miejsce dawniej, a zamiast tego nakładał na siebie większą presję by powrócić do pełnej sprawności. Mimo, że z początku dramatyczne prognozy lekarzy zmieniły się na bardzo optymistyczne, to jemu ciągle było mało.

— Przeforsowałeś się dzisiaj — stwierdził Magnus, rozmasowując obolałe barki męża — Powinieneś na siebie uważać.

— Mówisz to za każdym razem — westchnął zirytowany niebieskooki.

— I za każdym razem mam rację.

Lightwood nie znalazł na to żadnej riposty, więc postanowił milczeć, zatapiając się w przyjemnym dotyku dłoni starszego. Nie chciał przyznawać mu racji, ale też dawno już wyrósł z wykłócania się o błahostki z kociookim. Nigdy nie powiedział tego na głos, ale wiedział, że nie ma z nim szans.

W pewnym momencie Bane wziął go na ręce, a następnie posadził sobie na kolanach i objął mocno, opierając brodę o czubek jego głowy. Trwali tak przez kilka chwil, a potem złączyli usta w słodkim, delikatnym pocałunku. Trudno powiedzieć, kto go zainicjował, ale to nie było ważne. Po pierwszym przyszedł kolejny, a po nim jeszcze jeden... Aż obydwaj stracili rachubę

— Obiecaj, że będziesz na siebie uważał.

— Magnus...

— Obiecaj.

— No dobrze, już dobrze... Obiecuję — wymamrotał młodszy, opierając czoło o ramię partnera.

Ich romantyczny moment przerwało szuranie butów o wełniany dywan, a po chwili w salonie pojawiła się skulona, rudowłosa postać.

— Clary? — spytali jednocześnie.

Dziewczyna pierwszy raz od dawna z własnej woli opuściła zajmowany przez siebie pokój. Z jakiegoś powodu bardziej ich to zaniepokoiło niż ucieszyło.

— Czy coś się stało, słońce? — mag odezwał się pierwszy. Obrzucił dziewczynę spojrzeniem, jednak ta milczała jak zaklęta.

Alec zsunął się z jego kolan i usiadł na sofie.

— Potrzebujesz czegoś? — starszy wstał i podszedł do dziewczyny, a potem położył jej dłoń na ramieniu. Przynajmniej się nie odsunęła, pomyślał.

Clary podniosła wzrok i spojrzała na niego z przerażeniem. Potem drżącą ręką podwinęła rękaw szarego swetra, ukazując krwawiącą ranę na przedramieniu. Tę samą, którą kilka tygodni temu zrobiła sobie odłamkiem szkła z ich ślubnej fotografii.

— Dlaczego znowu sobie to zrobiłaś?

Pokręciła głową, a z jej oczu popłynęły łzy.

— Nie rozumiem, o co chodzi — kociooki smutno pokręcił głową — Musisz się do mnie odezwać, proszę.

Oblizała suche, popękane wargi, a głos dobiegający z jej gardła był dziwnym, skrzeczącym i obcym dźwiękiem:

— Samo...

Mężczyźni spojrzeli na siebie, obydwaj byli mocno zaszokowani tą informacją.

— Chcesz powiedzieć, że zabliźniona rana tak po prostu sama się odnowiła? — niebieskooki uniósł braw w wyrazie zdumienia. Odpowiedziało mu potwierdzające kiwnięcie głową.

— Podaj mi stelę, Magnus.

Bane bez słowa zniknął w ich sypialni, a po chwili wrócił, w dłoni dzierżąc stelę, którą potem podał młodszemu. Gestem polecił rudowłosej, by usiadła na sofie obok niego.

Alec bez wahania chwycił rękę dziewczyny i położył ją sobie na kolanach. Narysował na jej skórze uzdrawiający znak, iratze. To jednak na niewiele pomogło. Po chwili spróbował jeszcze raz, ale i to na niewiele się zdało.

— Chyba musimy użyć tradycyjnego opatrunku — stwierdził w końcu zrezygnowany.

Starszy pstryknięciem palców przywołał apteczkę, z której wyjął bandaż i inne potrzebne rzeczy. Oczyścił ranę, potem nałożył opatrunek i zabandażował rękę dziewczyny.

— Czy to zdarzyło się pierwszy raz? — spytał, uspokajająco głaszcząc ją po dłoni.

Zaprzeczyła.

— Za pierwszym razem sama użyłam runy i wszystko było w porządku, potem udało się zaleczyć ranę, ale nie do końca. Tym razem nie byłam w stanie nic zrobić...

— Dlaczego to przed nami ukrywałaś? — w zielono-złotych oczach mężczyzny dało się wyczuć ból i zawód.

— Nie wiem. Przepraszam...

Przytulił ją do siebie, a ona zaczęła cicho płakać.

— Już dobrze, coś na to poradzimy — wyszeptał, choć nie miał pojęcia, co.


Nowy czas || MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz