(bez)nadzieja

323 28 58
                                    

Magnus wprowadził partnera do mieszkania, w którym ostatni raz byli kilka miesięcy temu.

- W końcu jesteśmy w domu- uśmiechnął się, cały czas obejmując młodszego w pasie jedną ręką.

- Czuję się jakbym wszedł do muzeum- niebieskooki powiódł spojrzeniem po meblach stylizowanych na osiemnastowieczne wyposażenie bogatego domu. W powietrzu  czuć było stęchlizną, pasowałoby wywietrzyć.

- Co pierwsze, obiad czy kąpiel?

- Chyba wszystko mi jedno...

Ciche westchnienie opuściło usta starszego. Był bardzo zmęczony, a niezdecydowanie Aleca w niczym mu nie pomagało. Przez chwilę miał wrażenie, że Łowca znów wpadł tok myśli o siostrze, które zaraz doprowadzą go albo do zupełnej obojętności, niemal wegetacji, albo do kolejnego ataku płaczu, przeradzającego się w niepohamowaną histerię

Odrzucił te uporczywe myśli na bok i pociągnął chłopaka za rękę do łazienki. Pomógł mu się rozebrać, a potem wejść do wielkiej wanny. Sam zdjął koszulę, a potem zajął się namydlaniem jego ciała, bo ten siedział jak kołek. Postanowił go jakoś skomplementować, powiedzieć, że pięknie wygląda i tylko ta smutna mina mu nie pasuje, ale nie zyskał żadnej odpowiedzi.

- Wstawaj- czarownik spłukał z niego pianę, a potem pomógł wstać i dokładnie wytarł puchatym ręcznikiem- Co byś zjadł?- spytał, ubierając go w czarny szlafrok.

- Nie jestem głodny- mruknął Lightwood- Wiesz co, chyba faktycznie się położę.

Po tych słowach młodszy szybko zniknął za drzwiami ich sypialni, a kociooki był niemal pewien, że widział łzy zbierające się w jego oczach. 

Zdezorientowany mag udał się do kuchni, gdzie przygotował posiłek dla męża, a także drobne przekąski dla Izzy oraz Simona i Luke'a, którzy nadal przebywali w szpitalu. Próbował odgonić negatywne wizje tego, co może się stać, ale w końcu poległ: Alec ma przywidzenia, pokazała to sytuacja z kwiatami przy łóżku innej pacjentki. Jak z nim teraz rozmawiać, kiedy jest taki cichy i zrezygnowany? 

~~

Maryse Lightwood stanęła przed podłużnym lustrem w dębowej ramie i przyjrzała się swojemu odbiciu. Miała wrażenie, że zmarszczki widoczne na jej twarzy stały się głębsze. Pomimo tego, że właśnie odbyła pierwszą drzemkę w bezpiecznym miejscu, w cale nie czuła się wypoczęta, a już na pewno tak nie wyglądała.

- Nad czym tak myślisz?

Nawet nie zauważyła, kiedy stanął za nią Luke. Poczuła jego silną dłoń na swoim ramieniu i od razu przybrała swój promienny uśmiech.

- Zastanawiałam się czy nie potrzebuję trochę makijażu- odparła lekko, co technicznie rzecz biorąc nie było kłamstwem.

- Jesteś piękna taka jaka jesteś- pocałował ją w czoło- Nie potrzebujesz niczego więcej.

- Ty to wiesz jak skomplementować kobietę- wtuliła się w niego- Ale myślę, że odrobina różu i tuszu do rzęs mi nie zaszkodzi.

Mężczyzna zaśmiał się.

- Skoro tak uważasz...- oparł swoje czoło o to jej- Ale najpierw chodź się jeszcze położyć, normalnie pewnie odsypiałabyś ostatnie wydarzenia przez tydzień.

Przytaknęła niechętnie.

- A co do ostatnich wydarzeń, jak trzyma się Simon? 

- Słabo- przyznał Garroway szczerze- W końcu stracił już drugie dziecko... Nie wiem, co bym zrobił na jego miejscu.

- Nie myśl o tym- wysunęła się z jego objęć i usiadła na łóżku- Ja staram się o tym nie myśleć. Aniele, dlaczego takie krzywdy muszą spotykać akurat naszą rodzinę?

Niemal od razu przysiadł się obok, a Maryse bez zastanowienia oparła głowę o jego ramię.

- Do tego Maia...- kontynuował- Nie wiem, co jej strzeliło do głowy...

- Daj jej czas, na pewno bardzo to wszystko przeżywa.

- Nie mam innego wyjścia, zamknęła się w mieszkaniu i nie chce z nikim rozmawiać.

- Fakt, kazała Jace'owi się wynosić. Chyba nadal nie dotarło do niego, co się tak właściwie stało- chwyciła partnera za dłoń- Zamartwia się, choć mam nadzieję, że udało mi się go trochę uspokoić. Zasnął w swoim pokoju nim wróciłeś ze szpitala.

- Cholernie dużo przeszedł w Idrysie- podsunął Łowca- Dobrze, że może spać, gdy kolejna bomba spadła mu na głowę już tutaj.

- Nie nakręcaj się...- zaoponowała, widząc groźny błysk w jego oczach- Boję się tego twojego spojrzenia.

Lucian natychmiast złagodniał. Pomógł jej wygodnie się ułożyć, a potem przykrył kołdrą i zajął miejsce obok. Chyba setny raz tego popołudnia pocałował ją w czoło, a potem zamilkł na chwilę, próbując uspokoić kłębiące się w nim emocje. Nie powinien niepotrzebnie stresować swojej kobiety, w końcu i tak wiele przeszła.

- Przepraszam- wyszeptał- Nie chcę, żebyś się mnie bała.

- Nie boję się- umościła głowę na jego klatce piersiowej- Po prostu czasami... Czasami twoje spojrzenie mnie przeraża. Nie wiem dlaczego, w końcu przecież nic mi nie zrobisz.

- To prawda, nic ci nie zrobię- potwierdził, a potem na czole kobiety wylądował kolejny buziak, numer sto pierwszy.

~~

Magnus przygotował łazienkę na kąpiel dla Simona, a potem przyniósł mu nowe ubrania: czarne jeansy, golf i marynarkę, która była dla nastolatka trochę za duża. 

- Pij- powiedział, podając mu fiolkę z krwią, którą przechowywał w swoich domowych zbiorach.

- Dziękuję- blada twarz wampira pozostawała bez wyrazu. Wypił wszystko jednym haustem, a potem oddał niewielki szklany pojemniczek gospodarzowi.

- Chcesz się uhm... położyć?-starszy nie wiedział, co może zaproponować, wiedząc, że słoneczny raczej spał nie będzie. Przetarł rękami zmęczoną twarz i z przestrachem wyczuł na twarzy kiełkujący zarost. Kiedy on się aż tak zapuścił?

- Nie trzeba- głos Lewisa przerwał te rozmyślania- Muszę wrócić do Izzy- wychrypiał, wstając z krzesła.

Bane jednym ruchem usadził go z powrotem na miejscu.

- Nigdzie nie idziesz, kochany- powiedział, jak do pięciolatka, który uparł się na wyjście na plac zabaw, kiedy na dworze jest już ciemno- Isabelle teraz śpi, jest wycieńczona- nawet nie wiedział już, ile razy powtarzał to dzisiaj najpierw Alecowi, a potem Simonowi- Musi odpocząć i ty tak samo. Zmęczony nie będziesz w stanie jej wspierać, gdy obudzi się i będzie tego potrzebowała. Musisz zregenerować siły, odświeżyć się, dobrze ubrać. Zmusić się do uśmiechu. Kiedy zobaczy, że jakoś próbujesz sobie poradzić z tą całą sytuacją, to i ona poczuje się lepiej. 

- Już jest mi dobrze. Mogę wyjść?

- Och, słoneczko... Jeśli nie pozwolisz sobie pomóc, to jej też nie pomożesz.

- Ale... Ale...- jego usta zaczęły drżeć, a potem rozpłakał się na dobre- Magnus, dlaczego one obydwie umarły?

No i zaczynamy od nowa... - Mag sam miał ochotę się rozpłakać, ale musiał być silny. Musiał być silny dla tego zagubionego chłopca, który właśnie stracił dwie ważne dla siebie osoby. Musiał być silny dla dziewczyny, która przeszła dwa ciężkie porody i przez wiele miesięcy jej życie było zagrożone. Musiał być silny dla swojego męża, który znów pogrążał się w bardzo mrocznych, groźnych wspomnieniach. Wreszcie: musiał być silny dla samego siebie, bo jeśli on, kilkusetletni Wielki Czarownik, tego nie udźwignie, to te dzieciaki same też nie dadzą rady.

Nowy czas || MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz