Święta, święta...

346 29 91
                                    

W ten Wielki Dzień Magnus obudził się równo ze wschodem słońca. Stary zegar ze złoconą tarczą wskazywał godzinę 4:30. Wcześnie, ale to dobrze. Jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia...

Wysunął się spod kołdry cichutko, by nie zbudzić Alexandra. Wyglądał tak słodko, kiedy spał... Wachlarz ciemnych rzęs kontrastował z bladą skórą, teraz pooraną małym bliznami, które jednak w końcu się zagoją. Czarownik miał ochotę pocałować każdą z nich, jakby to mogło sprawić, że szybciej znikną. Pokręcił jednak głową i nakrył męża dodatkowym kocem, po czym ruszył w kierunku szafy.

Dobranie garderoby zajęło mu kilka minut. Zdecydował się na obcisłe, błyszczące spodnie z czarnej skóry i tego samego koloru koszulę, a na szyi zawiesił obsydian na złotym łańcuszku. Umalował usta burgundową szminką, a powieki pokrył granatowym brokatem. Przydługą grzywkę zaczesał na bok i popsikał niewielką ilością lakieru do włosów. Wyglądał naprawdę dobrze i był zadowolony z otrzymanego efektu.

W drodze do kuchni wstąpił do małego pokoiku, który od podłogi po sufit wypełniony był przedmiotami w rozmaitych odcieniach różu. Jedynym nieróżowym elementem była Madzie, która spała z Prezesem Miau w objęciach. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, a potem na palcach przeszedł przez salon, w którym na kanapie w pozycji horyzontalnej leżała Clary. Podniósł kołdrę zrzuconą na ziemię i przykrył dziewczynę. Nie przypominał sobie, by miała spać tutaj, ba, był niemal pewien, że przyszykował dla niej jeden z gościnnych pokoi. Machnął jednak ręką i w kilku krokach znalazł się w kuchni, gdzie rozpoczął odgrzewanie barszczu ugotowanego wczoraj przez... w zasadzie nie miał pojęcia przez kogo, bo w kuchni przez cały dzień roiło się od ludzi.

- Mmm... Magnus?- podskoczył nagle, nie spodziewając się towarzystwa o tak wczesnej porze.

- Isabelle?- rozłożył ręce i objął dziewczynę- Co się dzieje? Nie możesz spać, pączuszku?

- Mhm...- kiwnęła głową. 

Łowczyni wyglądała jak siedem nieszczęść- czarne włosy przed snem upięte w luźny kok, teraz były splątane i pokołtunione, czerwona szminka rozmazana w kąciku ust, a niedbale związany w pasie peniuar odsłaniał niemal cały jej biust.

- Może zaparzyć ci jakieś zioła? Mam przepis na bardzo dobry napar nasenny, potrzebuję mniej niż pięciu minut, by go przyrządzić... och- dopiero teraz przyjrzał się jej uważnie- Płakałaś?

- Nie.

- Isabelle...

- No... może troszkę- przyznała w końcu, patrząc wszędzie, tylko nie w uważne oczy maga.

- Co się stało?- spytał niemal z ojcowską czułością.

- To nic takiego, zaraz mi przejdzie.

- Isabelle...

- Po prostu... To głupie.

Bane chwycił jej dłonie i zmusił do spojrzenia sobie w oczy.

- Nic, co spowodowało twój smutek nie jest głupie, słońce. Możesz mi o wszystkim powiedzieć.

- Ale... To naprawdę nic takiego- przygryzła usta, a jej broda zaczęła ledwie zauważalnie drżeć.

Stali tak przez chwilę, a cisza ciążył między nimi. W końcu dziewczyna otwarła usta, a słowa zaczęły płynąć jedno po drugim, a gdy już skończyła mówić, słowa zastąpiły płynące po jej policzkach łzy.

- Obudziłam się w środku nocy. Tchnięta jakimś dziwnym przeczuciem poszłam do łazienki. Zrobiłam test... Wynik był pozytywny. Bardzo się ucieszyłam. Przybiegłam do pokoju i zachwycona rzuciłam się na łóżko obok Simona. Na początku był zdezorientowany, ale kiedy zobaczył o co chodzi... Ucieszył się, był bardzo szczęśliwy. Przytulił mnie mocno, pocałował... Znowu zaczynaliśmy od zera z naszą małą rodzinką, ale potem... Potem pionowa kreska zniknęła, zostawiając tylko poziomą, tę oznaczającą negatywny wynik. Nie wiedziałam, co się stało. Nagle w pokoju zgasło światło. Poczułam jak krew cieknie mi między nogami, zupełnie jak wtedy, gdy trafiłam do szpitala, a potem niespodziewanie zaczęłam rodzić.
Nagle Simon jakby... odsunął się ode mnie. Usłyszałam upiorny, kobiecy głos: Nigdy nie będziesz godna zostania matką. Nie jesteś wystarczająco dobra. Już straciłaś swoją szansę... Potem widziałam tylko jego smutną, rozczarowaną twarz. Spakował kilka rzeczy do walizki i w milczeniu opuścił mieszkanie. Upuściłam test, ale krew nie przestała skapywać na podłogę. Nie mogłam dosięgnąć telefonu leżącego na szafce nocnej, by wezwać pomoc. Upadłam, czując okropny ból, a w głowie słyszałam tylko przeraźliwy śmiech. Ta kobieta... Ona nagle stanęła przede mną. Nie widziałam jej twarzy, tylko czubki butów i dłoń, którą... Którą r-rozsunęła mi nogi i...- brunetka była wyraźnie wyczerpana zdawaniem okropnej relacji- I podniosła coś, malutką, różową kuleczkę. Nie wiedziałam, co to, aż nie powiedziała... Nigdy nie dasz mu nic więcej. To dziecko jest tak samo martwe jak poprzednie i każde następne.
Potem obudziłam się i... Nie wiem, co dalej.

Nowy czas || MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz