Brat numer trzy

405 34 36
                                    

Magnus dołożył wszelkich starań, by powrót do codzienności był taki jak dawniej. Usnął z dobrym nastawieniem, przytulając się do szerokich, umięśnionych pleców Alexandra i wdychając jego charakterystyczny zapach. Pierwszy raz od dawna było mu po prostu dobrze.

Niestety, następnego dnia obudził się sam. Miejsce na łóżku obok niego było puste, a białe prześcieradło pomięte – jedyny znak tego, że wcześniej ktoś na nim leżał. Z rozczarowanym westchnieniem odrzucił z siebie kołdrę i wstał. Przetarł zmęczoną twarz dłońmi i podszedł do okna.

Dawno już nie spędzał nocy w instytutowym pokoju Aleca, niemal zapomniał widoku, jaki rozciąga się na miasto. Ludzie idący zatłoczonymi ulicami, śmiejący się i plotkujący na rozmaite tematy nie mieli pojęcia o tym, że Mag ich widzi. Byli zajęci swoimi sprawami, beztroskim życiem, które ulatywało im przez palce, mimo, że wydawało im się, że są panami swojego losu. On sam czasem też chciałby pogrążyć się w tej beztrosce. Jakie miałby wtedy problemy? Co ugotować na obiad? Rzucić pracę z powodu natrętnego szefa czy włazić mu do tyłka, licząc na awans? A może w tym wieku powinien już spisywać testament i zastanowić się, między kogo rozdzielić swój majątek?

Jednak jego życie wyglądało zupełnie inaczej. Był Czarownikiem, miał wielką moc i nieśmiertelność. Obiad przygotowywał pstryknięciem palców, był szefem samemu sobie oraz pozostałym Czarownikom i Czarownicom Brooklynu, a na dokładkę nie musiał nikomu nic zapisywać, bo nie mógł umrzeć ze starości. Ale jakim kosztem pozyskał te małe ułatwienia? Musiał unicestwić własnego ojca, największego demona. Jego matka... Jego matka nie zniosła widoku tego, czym był jej syn.

Pokręcił głową, odganiając natrętne myśli. W końcu miał nastawić się pozytywnie, wrócić do normalności i nie martwić się czasem przeszłym. Z nieco zbyt wymuszonym uśmiechem otworzył szafę i wyjął z niej jedną z czarnych koszul. Nie była zbyt szykowna, ale nabrał ochoty, by znów poczuć na sobie zapach Aleca. Ubrał się szybko, materiał był luźny, ale nie przeszkadzało mu to. Stylizację uzupełnił fioletowymi rurkami, mocno opinającymi jego nogi i pośladki. Na stopy ubrał czarne mokasyny, a na twarz nałożył standardowy makijaż. Trochę różu na policzki i czarny eyeliner tuż przy linii rzęs. Tak wyszykowany mógł podbijać świat.

Zerknął na czarny zegarek stojący na szafce nocnej. Było już prawie wpół do ósmej, więc zdecydował się skierować swoje kroki do gabinetu, licząc, że spotka w nim swojego męża.

~~

Słysząc pukanie w mocne, dębowe drzwi, Aline rzuciła zdawkowe „Proszę", a po chwili po drugiej stronie jej biurka stał Magnus Bane.

- Dzień dobry, słoneczko- przywitał się grzecznie- Wiesz może, gdzie jest Alec?- zapytał, wskazując dłonią na puste krzesło obok dziewczyny.

- W lochach- odpowiedziała zdawkowo.

- W lochach?- zdziwił się- A co takiego robi tam o tak wczesnej porze?

- Pewnie przesłuchuje Clary- wzruszyła ramionami- Albo pilnuje jej podczas śniadania, nie wiem, ile zajmie mu dzisiejsze przesłuchanie.

- Codziennie ją przesłuchujecie?

- Tak, chyba, że ma jakieś epizody, w których traci przytomność albo nie reaguje na innych ludzi- mówiła bez emocji- Mogłaby w końcu dać nam jakiś trop, w końcu coś z niej sama wycisnę.

Starszy zamyślił się, a potem wysnuł pewien wniosek. Nie chciał wypowiadać go wprost, więc zamiast tego zadał pytanie.

- Czy to nie ty przesłuchiwałaś ją do tej pory? Wiesz, w trakcie naszej nieobecności.

- Rzeczywiście, tak było.

- Więc dlaczego nie robisz tego dzisiaj.

- Alec uznał, że sam zrobi to lepiej. Nie dyskutuję ze swoim szefem.

Nowy czas || MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz