Nienawiść łączy ciała

509 37 80
                                    

Jace usłyszawszy słowa brata w pierwszym momencie zamarł. Będę czekał na ciebie za równe dwadzieścia minut przy tylnym wejściu". Trudno było mu uwierzyć w to, że Alec tak po prostu wręcz zaprasza go do Instytutu, po tym jak wczoraj zabronił mu się tam pokazywać. Nie zastanawiał się jednak nad tym zbyt długo, bowiem dwadzieścia minut na przeniesienie się z domku ulokowanego na przedmieściach pod budynek nowojorskiego Instytutu, to zdecydowanie za mało czasu by pozwolić sobie jeszcze na zawahanie.

Wstał z kanapy, nie reagując na wołanie zdziwionego Simona, po czym zgarnął z parapetu kluczyki do busa, którego nie umiał prowadzić i szybkim krokiem wyszedł z mieszkania. Modlił się w duchu, by pojazd odpalił za pierwszym razem, bo w lusterku widział już postać młodego Wampira, wybiegającego przed dom, próbując go zatrzymać. Silnik zawarczał kilka razy, a potem pojazd odpalił i ruszył zdecydowanie szybciej, niż Nocny Łowca mógłby (i chciałby) się tego spodziewać. Po drodze blondyn złamał przynajmniej kilka przepisów, o których istnieniu nie miał pojęcia, został wielokrotnie strąbiony przez innych uczestników ruchu i niewiele brakło do tego, by potrącił staruszkę, która w ostatniej sekundzie uciekła z przejścia dla pieszych, wskakując na chodnik.

Prowadzenie samochodu było zdecydowanie trudniejsze od prowadzenia demonicznego motocykla, który Jace kiedyś ukradł i przejechał się na nim z Clary po mieście. Właśnie, Clary! Chłopak szybko wyjął telefon z kieszeni i sprawdził godzinę. Zostały mu dokładnie trzy minuty do pory z góry narzuconej przez Lightwooda. Nie chcąc się spóźnić ściął ostatni zakręt, po którym wylądował maską w drzewie, nie umiejąc wcześniej wyhamować. Uderzenie było mocne, jednak nie takie rzeczy już się Jace'owi w życiu przytrafiały. Wysiadł z pojazdu i zauważył, że z maski wydobywa się dziwny dym. Machnął ręką i biegiem rzucił się w kierunku tylnego wejścia do Instytutu.

Dopadł do dobrze ukrytych drzwi idealnie trzydzieści sekund przed tym, jak zostały one otwarte przez czarnowłosego. Blondyn nie zdążył nawet uspokoić jeszcze oddechu, gdy silne dłonie zacisnęły się na jego skórzanej kurtce i wciągnęły go do ciemnego korytarza. Alec zamknął za nimi cicho drzwi, po czym przyłożył palec do ust, nakazując drugiemu by i on zachował ciszę. Przez kilka kolejnych minut kroczyli zawiłymi korytarzami, aż w końcu znaleźli się w jednej z opuszczonych komnat. Starszy nacisnął coś, co z głośnym kliknięciem uruchomiło wątłe żółte światło, rozjaśniające pomieszczenie.

Sufit i ściany były pokryte gęstymi pajęczynami i kurzem. Front pomieszczenia był obsadzony wielkimi szarymi regałami, uginającymi się pod ciężarem grubych książek w twardych, skórzanych oprawach. Przed nimi stały trzy okrągłe stoliki, a do każdego z nich było przystawione po jednym krześle obitym czerwonym pluszem. Kamienną podłogę pokrywał bordowy dywan, który miejscami miał przegnite ślady spowodowane wilgocią, starością i niewątpliwą obecnością szczurów bądź innych tego typu gryzoni.

- Tutaj jesteśmy bezpieczni- powiedział szef Instytutu konspiracyjnym szeptem.

- Dlaczego mnie tu wciągnąłeś do cholery?!

- Budynek jest pilnie strzeżony, nigdzie indziej nie możemy porozmawiać nie ryzykując, że ktoś nieproszony nas podsłucha.

- Miałeś mnie tu sprowadzić, gdy Clary będzie bezpieczna, dlaczego więc musimy się chować w jakiejś śmierdzącej piwnicy?- młodszy niewiele rozumiał z postępowania swojego brata.

- Nastąpiły pewne komplikacje, których nie dało się przewidzieć- zaczął ostrożnie starszy.

- Co? Jakie komplikacje? Gdzie jest Clary?!- blondyn doskoczył do swojego rozmówcy i zaczął nerwowo szarpać go za ramiona.

- Clary nadal przebywa na terenie Instytutu i jest pilnie strzeżona. Nie w tym problem.

- To w czym? Na Anioła, mów, zanim zwariuję!

Nowy czas || MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz