Izzy's back

291 22 12
                                    

Ulice zasnuł mrok, a deszcz siąpił bez miłosierdzia, sprawiając, że kurtki Jace'a i Izzy już po kilku minutach marszu niemal całkowicie przemokły. W oddali dał się słyszeć grzmot, a potem drugi. Cudownie, pomyślała Isabelle, właśnie tego było mi potrzeba na pierwszej misji po urlopie.

Dziewczyna podążała za blondwłosym chłopakiem, uważnie obrzucając spojrzeniem okolicę. Przemierzali przedmieścia, niemal w ogóle nie mijali ludzi, co było dosyć dziwne. Zbliżali się do celu, gdy zza rogu starego budynku przemysłowego usłyszeli nieprzyjemny świst.

— Uważaj! — krzyknął Herondale, a potem zręcznym ruchem zatopił błyszczące serafickie ostrze w jednej z oślizgłych macek, którą niegroźny demon zaatakował rozkojarzoną dziewczynę. Kilka dodatkowych cięć i kreatura została unieszkodliwiona, a jej cielsko z głuchym plaśnięciem upadło na chodnik.

— Dzięki — westchnęła brunetka.

— Jesteś rozkojarzona — Jace odwrócił się na pięcie i dalej szedł w kierunku ustalonego miejsca, nie przestając mówić — Dobrze, że nie puściłem cię samej. Ten dziwoląg mógł ci zrobić krzywdę.

— Umiem się obronić! — zaoponowała — To była tylko chwila nieuwagi! Raz by mnie trącił, a potem byłoby po nim.

— Możliwe, że by tak było — wzruszył ramionami — Nie wiem jak ty, ale ja wolałbym tego nie sprawdzać.

Od niechcenia starł lepką ciemną krew z ostrza, które potem przypiął do pasa, w którym miał też kilka innych broni.

Nie trzeba było długo czekać, na pojawienie się następnych kreatur. Najpierw natarły na nich dwa jasnozielone demony, które przypominały przerośnięte gąsienice. Szybko się z nimi rozprawili, ale to była dopiero przystawka.

— Za tobą! — krzyknął Herondale, dosłownie ułamek sekundy przed tym, jak rozwścieczone ośmiornico-coś chwyciło swoją macką za włosy Izzy i zaczęło ciągnąć ją w swoim kierunku.

— Twoje niedoczekanie! — krzyknęła dziewczyna ze złością. Bransoleta w kształcie węża zsunęła się z jej ręki i przeobraziła w bicz, który ta sprawnie okręciła wokół lepkiego ramienia potwora. Pociągnęła mocno kilka razy, aż w końcu macka została oderwana i upadła na kostkę brukową. Z rany trysnęła krew i posoka.

W mgnieniu oka od tyłu nadciągnął Jace i zadał kreaturze kilka ostatecznych ciosów.

— No i po robocie — podsumował, czujnie się rozglądając.

— Ten gnojek powinien mi zapłacić za fryzjera — brunetka splunęła w kierunku nieruchomego ciała, wykręcając z włosów resztki galretowatej substancji — Obrzydlistwo.

~~

Simon czekał na nią na łóżku przykrytym białą kołdrą. Z zawzięciem grał w jakąś grę na konsoli, którą dzień wcześniej przyniósł i zainstalował w ich sypialni. Nawet nie zauważył, kiedy weszła, mimo że zrobiła sporo hałasu, potykając się w progu i klnąc siarczyście, gdy straciła równowagę.

— Ekhem — chrząknęła dobitnie, ale nawet na to nie zareagował. Udało się dopiero za drugim razem.

— Cześć kochanie! — rzucił, nie odrywając wzroku od ekranu, na którym żółw z pomarańczową opaską na oczach masakrował jednookiego ślimaka — Jak tam skopywanie demonom tyłków?

— Świetnie — rzuciła, wywracając oczami — Coś jak ta twoja gra, tylko w prawdziwym życiu.

Wampir odwrócił się i spojrzał na nią.

— O matko! — zakrył usta dłonią — Co ci się stało?

— Och, to? — wskazała na sklejone włosy — Do czyścioszków to on nie należał. Powinien mi opłacić fryzjera, ale... została z niego tylko mokra plama.

— No cóż, jeśli o to chodzi... Mogę go wyręczyć — Lewis wzruszył ramionami.

— Słodki jesteś — zaśmiała się — Myślę, że gorący prysznic wystarczy.

Po chwili zniknęła za drzwiami małej łazienki. Wydawało jej się, że spędziła pod strumieniem wrzącej wody przynajmniej kilka godzin, nim zmyła z siebie obrzydliwą gumowatą posokę, brud i krew. Założyła czarną koronkową halkę i peniuar w podobnym kolorze, po czym wróciła do sypialni. 

Ze zdziwieniem przetarła oczy, widząc, z czym czekał na nią jej chłopak.

Na łóżku leżała taca z dużym kawałkiem ciepłej lasagne i szklanką soku winogronowego. Na komodzie paliły się świeczki o zapachu wanilii, a przy lustrze stała buteleczka z olejkiem do masażu. 

— Siadaj — powiedział z uśmiechem, który dodawał mu niesamowitego uroku. Poklepał miejsce obok siebie, a gdy je zajęła, od razu objął ją ramieniem — Jedz, na pewno jesteś głodna.

— Zorganizowałeś to wszystko — wykonała nieokreślony ruch dłonią — Kiedy brałam prysznic?

— No wiesz... Mnie skoczenie do naszej ulubionej knajpki i wzięcie dania na wynos zajmuje szybciej niż przeciętnej osobie.

— Fakt — przytaknęła, pomiędzy łapczywymi kęsami. W mgnieniu oka talerz był pusty. Sięgnęła po szklankę, którą opróżniła jednym haustem — Dziękujęęęę... 

— Proszę bardzo — pocałował ją w czubek głowy.

— Mamy jakieś winko? — spytała, splatając ich palce razem — Taki mamy miły nastrój, że nie zaszkodziłby kieliszek albo dwa...

Simon spiął się i odchrząknął nerwowo.

— Myślałem, że... No wiesz... Może nie powinnaś, jeśli staramy się... No wiesz...

— Och... — spojrzała na chłopaka, który gorączkowo zagryzał dolną wargę i patrzył wszędzie, tylko nie na nią — Hej, no weź — trąciła go w bok — To słodkie, że tak się o mnie martwisz. Poza tym... — oblizała kokieteryjnie usta — Dzisiaj też możemy spróbować.

Jeżeli wampiry nie zwykły się czerwienić, to Simon był w tamtym momencie wyjątkowym odstępstwem od reguły.


Nowy czas || MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz