Brak planu to nie plan

1.2K 74 88
                                    

Alec spędził ponad godzinę  w gabinecie na siedzeniu w ciszy na blacie swojego biurka  z Jace'm, robiącym dokładnie to samo tuż obok. Nie myślał, nie zastanawiał się, nie zadawał sobie masy niepotrzebnych pytań... Wydawało mu się przez chwilę, że zaraz będzie płakał, ale tamto uczucie minęło. Po pewnym czasie wrócił do przeglądania raportów, mechanicznie wykonując te same czynności co zawsze. Zatrzymał się tylko przy jednym z pism sporządzonych przez Izzy, które na ostatniej stronie miało olbrzymią plamę po kawie. Nie przeszkadzała ona w odczytaniu treści dokumentu, jednak nie powinien tolerować takiego niedbalstwa. Rozważał nałożenie na dziewczynę jakiejś łagodnej kary, jednak wiedział, że nie przyjmie ona takiej decyzji dobrze biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. Myśl o rodzinie, myśl o rodzinie... Zaczął powtarzać w swojej głowie, aż zrozumiał, że nie powinien traktować siostry jak przeciętnej podwładnej. Nie tym razem. Odpuści jej kawę, tylko ten jeden raz, w końcu każdemu może się zdarzyć. 

Gdy uporał się z pracą, usiadł na szerokim parapecie i opierając bok głowy o okno, w końcu dopuścił do siebie myśli o Magnusie, zapomnianej rocznicy i skrajnej nieodpowiedzialności Jace'a. Wiedział, że na jego barkach spoczywa wielka odpowiedzialność z tytułu stanowiska jakie zajmuje, ale tak samo wielką odpowiedzialnością była jego przynależność do rodziny. Był najstarszym z rodzeństwa, więc czuł dodatkową presję, gdy jego bracia lub siostra odnosili niepowodzenia ( co nie zdarzało się często, bo Lightwoodowie byli klasą samą w sobie). Obok rodzeństwa stał jego mąż. Mąż...Mąż. Alec pieścił w myślach to słowo, bezwiednie dotykając rodowej obrączki na swoim palcu. Dla niego również musiał się starać. Magnus był wyjątkowy. Był najjaśniejszą z gwiazd na jego niebie, przewodnikiem po krętych ścieżkach życia, bratnią duszą, kochankiem, pocieszycielem... Wplątał dłoń we włosy i pociągnął za nie. Pocieszycielem. Dzisiaj nastał dzień, w którym to Czarownik potrzebował pocieszenia. A kto pospieszył mu z pomocą? Na pewno nie Alec, ponieważ Alec był tchórzem. Wolał zasłonić się poleceniem siostry "NIE POKAZUJ SIĘ W DOMU zanim nie wymyślisz jak go przeprosić", zamiast sprzeciwić się i wziąć odpowiedzialność za to, co zaszło. Błagać na kolanach o wybaczenie, spełnić każdą zachciankę ukochanego i liczyć na jego dobroduszność.

Ze złością uderzył pięścią w okno, a gdy to nie pomogło, to zeskoczył z parapetu i zaatakował blat biurka. Znowu. Czy zaczynał  powoli tracić zmysły? Dobrze, że meble nie czują bólu, bo w przeciwnym wypadku czarnowłosy już dawno straciłby renomę i stanowisko. Z każdym kolejnym uderzeniem złość ustępowała miejsca bezsilności. Zaaferowany wyżywaniem się na drewnie nie usłyszał głośnego pukania w drzwi.

- Alec?- Jace rozejrzał się po gabinecie- Alec! Alec, przestań!- blondyn szybko doskoczył do niego i odciągnął go, obejmując mocno w pasie.

- Puść mnie!- starszy szarpał się jeszcze przez kilka sekund, po czym dał za wygraną. Oddychał ciężko, opierając dłonie na udach.

- Nie mam pojęcia, co to było, ale mam nadzieję, że nie zabawiasz się tak za każdym razem, kiedy jesteś tutaj sam.

Blondynowi odpowiedziało milczenie. Nie był nawet pewien czy brat usłyszał jego słowa. Niezrażony kontynuował:

- Nie mam pojęcia czym zawiniło ci to biedne biurko, ale odpuść. Naprawdę, nie jest tego warte.

- Możesz myśleć co chcesz o tym, co zobaczyłeś, ale...

- Tak, wiem, wiem. Nikt nie może się dowiedzieć, a w szczególności Izzy, bla bla bla- wszedł mu w słowo- Problem w tym, że to nie ja mogłem tu teraz wejść, tylko ONA. Następnym razem o tym pomyśl, dobrze?

- Nie weszłaby tu- mruknął słabo czarnowłosy, próbując zdrową, nieco rozedrganą ręką podnieść swoją stelę z podłogi. Musiała upaść podczas jego ataku szału. Niech to...

Nowy czas || MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz