56.

2.5K 175 35
                                    


POV Alex:

Osiem, dziesięć, dwanaście, czternaście, osiemnaście. Gdzie jest ta cholerna szesnastka?

Głośno westchnęłam tłumiąc kumulującą się we mnie irytację. Od dziesięciu minut nieustannie krążyłam wokół ulicy szukając wskazanego przez niebieskooką adresu. Bacznie śledziłam mijane numery, jednakże szesnastka zdawała się zapaść pod ziemię.

- Znając moje szczęście, cały dom zdążył zniknąć z powierzchni planety! - wrzasnęłam sama do siebie uderzając w czarną kierownicę samochodu.

W zasadzie wcale by mnie to nie zdziwiło ...

Ponownie spojrzałam na leżący na fotelu telefon, po czym z bólem serca wzięłam go do ręki wybierając numer blondynki.

Wolałabym nie wychodzić na osobę z mocno zaawansowaną dyskalkulią rozwojową, ale kolejne pięć minut poszukiwań może znacząco wpłynąć na moje zdrowie psychiczne ...

Rozglądałam się wokół wyczekując zbawiennego połączenia. Czwarty sygnał wzbudził we mnie dość sporą irytację, jednak gdy tylko odsunęłam telefon od ucha, usłyszałam melodyjny głos dziewczyny.

- Już myślałam, że nigdy nie odbierzesz ... - westchnęłam teatralnie przewracając oczami.

- A ja już myślałam, że nigdy nie przyjedziesz ... - odpowiedziała tym samym wywołując uśmiech na mojej twarzy.

- Oh, nawet nie zaczynaj Anastazjo. - ostrzegłam zmieniając ton na poważny.

- Zaczęłam to odliczać minuty Twojego spóźnienia, Alex. - skomentowała zadziornie doskonale widząc, iż wypowiedziana przez nią fraza, zadziała na mnie, jak płachta na byka.

- Czyżby ktoś wytrzeźwiał? - zapytałam lekceważącym tonem.

- Bardzo śmieszne Szczęsny. - urwała stanowczo. - Lepiej się pośpiesz, zanosi się na deszcz.

- Krążę po ulicy od dziesięciu minut i ani śladu numeru szesnaście. - wyjaśniłam zgodnie z prawdą. - Aktualnie stoję koło czegoś, co przypomina letnią rezydencję Michael'a Jackson'a. - zażartowałam spoglądając na monumentalną willę w głębi lasu.

- Okay, czyli czekasz pod bramą. - skwitowała odbierając mi mowę. - Zaraz przyjdę. - dodała w pośpiechu kończąc połączenie.

Whoah.

Zamarłam próbując dojść do siebie, po wiadomości, którą przed chwilą otrzymałam. Ponownie spojrzałam na stojący przede mną budynek, tym razem skupiając uwagę na jego szczegółach. Duże, odbijające promienie słoneczne okna nadawały posiadłości ekstrawaganckiego charakteru, jednocześnie unowocześniając wiekowe budownictwo. Wysoka, kamienna brama sprawiała wrażenie zapory nie do przejścia, dla przypadkowych przechodniów, którzy zainteresowani domem, mogliby ciekawsko zaglądać do wnętrza ogrodu. Moją uwagę przyciągnął ledwo widoczny podjazd, na którym dumnie stały zaparkowane trzy czarne, sportowe Mercedes'y i mały, miętowy Fiat 500, który elegancko odbijał się na tle kolumny mrocznych pojazdów.

Wynajmowane mieszkanie z dwoma niespełna rozumu współlokatorkami, samochód kupiony za życiowe oszczędności i kilka par Nike Janoski. Muszę przyznać, że w obecnej sytuacji nie brzmi to zbyt imponująco ...

Moją wewnętrzną konsternację przerwał nagły dźwięk otwieranych drzwi samochodu, do którego w pośpiechu wbiegła roześmiana blondynka.

- Jedź, jedź, jedź! - rozkazała zapinając pasy w pośpiechu. - Dzień dobry. - powiedziała spokojnym głosem, gdy oddaliłyśmy się z miejsca zbrodni.

Color of the OceanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz