39.

3.7K 190 52
                                    

POV Anastazja:

Ze snu wyrwało mnie stanowcze trzaśnięcie drzwiami.

- Ana, jesteś już? - znajomy, męski głos momentalnie przywrócił mnie do rzeczywistości. - Oo, tu jesteś. Pisałem. - dodał po chwili wchodząc do salonu lekko pretensjonalnym głosem.

- Hey, zasnęłam. Mogłeś zadzwonić. - odpowiedziałam ciesząc się na widok bruneta.

- Odwoziłem Julię, niekulturalnie byłoby dzwonić w towarzystwie. - odparł uśmiechając się krzywo i całując mnie w głowę.

- Od kiedy stałeś się takim dżentelmenem? - zapytałam zaskoczona zachowaniem chłopaka spoglądając na niego podejrzliwie.

- O co Ci chodzi? - zapytał nieco ozięble wychylając się zza drzwi lodówki.

Nienawidzę tego tonu ...

- Ładna? - kontynuowałam lekko się uśmiechając.

- Ana skończ, proszę. - warknął odkładając produkty na blat. - Ty i te twoje głupie pomówienia.

- Co cię ugryzło, hmm? - powiedziałam nie rozumiejąc negatywnego nastawienia chłopaka.

- Nic. - skomentował krótko zalewając herbatę wrzątkiem. - Możemy zmienić temat? Chętnie dowiem się, gdzie spędziłaś cały weekend ... - wymamrotał siadając na kanapie, uprzednio zdejmując z niej moje nogi i kładąc je na swoje uda.

Odwróciłam się na plecy i lekko zaspanym wzrokiem spojrzałam na bruneta. Mężczyzna spojrzał na mnie swoimi ciemnoniebieskimi oczami, po czym przejechał opuszkami palców bo kilkudniowym, lecz zadbanym zaroście uśmiechając się ukradkiem.

- Hmm? Dowiem się, gdzie Anastazja Konieczna spędziła dwie ostatnie noce? - rzucił przyjemniejszym już głosem gładząc dłonią długość mojego uda.

Słucham?

- Woah kowboju, zwolnij. - wypaliłam robiąc duże ze zdziwienia oczy.

Związek z Nikodemem można zaklasyfikować do tych naprawdę udanych. Oczywiście jak każda para mamy na koncie kilka wzlotów i upadków, wiele kłótni, wypowiedzianych bądź nie słów, których już po chwili żałowaliśmy, jednak pomimo przeciwności zawsze dawaliśmy sobie radę. Czteroletni staż może wydawać się szmatem czasu, jednak nadal nie potrafię myślec o nas w kategorii małżeństwa. Niezdecydowana dwudziesto ośmio, która po długotrwałym, na ogół szczęśliwym związku może brzmieć kolokwialnie, jednak uważam, że małżeństwo to zjednoczenie dwojga ludzi bez względu na wszystko i wszystkich. Nie mówię tu o wystawnym weselu na kilkaset osób. W tym dniu liczy się tylko ta druga osoba i fakt, że chce spędzić u twojego boku resztę życia.

- Ziemia do Any. - chłopak zażartował machając dłonią przed moją twarzą, tym samym wyrywając mnie z konsternacji, w której nieświadomie tkwiłam.

- Oh, przepraszam. - wyszeptałam poprawiając włosy. - Zamyśliłam się. - dodałam po chwili uśmiechając się krzywo.

- A więc? - zapytał ponownie wywierając delikatną presję tonem głosu.

Nie zaczyna się zdania ...

- Byłam ... - urwałam zdają sobie sprawę, iż nie znam dokładnej odpowiedzi na to pytanie. - W zasadzie sama nie wiem, ale było super. - skwitowałam uśmiechając się na wspomnienie weekendu.

- Chcesz mi powiedzieć, że pojechałaś z trzema lesbami, które ledwo znasz nie wiadomo gdzie? - zadrwił upijając łyk parującego napoju uprzednio kręcąc głową z dezaprobatą.

- Słucham? - zapytałam niedowierzając w słowa, które przed kilkoma sekundami opuściły usta chłopaka.

- Nie podoba mi się to Ana. - stwierdził spoglądając na mnie stanowczo.

Color of the OceanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz