POV Anastazja:
Ze snu wyrwało mnie stanowcze trzaśnięcie drzwiami.
- Ana, jesteś już? - znajomy, męski głos momentalnie przywrócił mnie do rzeczywistości. - Oo, tu jesteś. Pisałem. - dodał po chwili wchodząc do salonu lekko pretensjonalnym głosem.
- Hey, zasnęłam. Mogłeś zadzwonić. - odpowiedziałam ciesząc się na widok bruneta.
- Odwoziłem Julię, niekulturalnie byłoby dzwonić w towarzystwie. - odparł uśmiechając się krzywo i całując mnie w głowę.
- Od kiedy stałeś się takim dżentelmenem? - zapytałam zaskoczona zachowaniem chłopaka spoglądając na niego podejrzliwie.
- O co Ci chodzi? - zapytał nieco ozięble wychylając się zza drzwi lodówki.
Nienawidzę tego tonu ...
- Ładna? - kontynuowałam lekko się uśmiechając.
- Ana skończ, proszę. - warknął odkładając produkty na blat. - Ty i te twoje głupie pomówienia.
- Co cię ugryzło, hmm? - powiedziałam nie rozumiejąc negatywnego nastawienia chłopaka.
- Nic. - skomentował krótko zalewając herbatę wrzątkiem. - Możemy zmienić temat? Chętnie dowiem się, gdzie spędziłaś cały weekend ... - wymamrotał siadając na kanapie, uprzednio zdejmując z niej moje nogi i kładąc je na swoje uda.
Odwróciłam się na plecy i lekko zaspanym wzrokiem spojrzałam na bruneta. Mężczyzna spojrzał na mnie swoimi ciemnoniebieskimi oczami, po czym przejechał opuszkami palców bo kilkudniowym, lecz zadbanym zaroście uśmiechając się ukradkiem.
- Hmm? Dowiem się, gdzie Anastazja Konieczna spędziła dwie ostatnie noce? - rzucił przyjemniejszym już głosem gładząc dłonią długość mojego uda.
Słucham?
- Woah kowboju, zwolnij. - wypaliłam robiąc duże ze zdziwienia oczy.
Związek z Nikodemem można zaklasyfikować do tych naprawdę udanych. Oczywiście jak każda para mamy na koncie kilka wzlotów i upadków, wiele kłótni, wypowiedzianych bądź nie słów, których już po chwili żałowaliśmy, jednak pomimo przeciwności zawsze dawaliśmy sobie radę. Czteroletni staż może wydawać się szmatem czasu, jednak nadal nie potrafię myślec o nas w kategorii małżeństwa. Niezdecydowana dwudziesto ośmio, która po długotrwałym, na ogół szczęśliwym związku może brzmieć kolokwialnie, jednak uważam, że małżeństwo to zjednoczenie dwojga ludzi bez względu na wszystko i wszystkich. Nie mówię tu o wystawnym weselu na kilkaset osób. W tym dniu liczy się tylko ta druga osoba i fakt, że chce spędzić u twojego boku resztę życia.
- Ziemia do Any. - chłopak zażartował machając dłonią przed moją twarzą, tym samym wyrywając mnie z konsternacji, w której nieświadomie tkwiłam.
- Oh, przepraszam. - wyszeptałam poprawiając włosy. - Zamyśliłam się. - dodałam po chwili uśmiechając się krzywo.
- A więc? - zapytał ponownie wywierając delikatną presję tonem głosu.
Nie zaczyna się zdania ...
- Byłam ... - urwałam zdają sobie sprawę, iż nie znam dokładnej odpowiedzi na to pytanie. - W zasadzie sama nie wiem, ale było super. - skwitowałam uśmiechając się na wspomnienie weekendu.
- Chcesz mi powiedzieć, że pojechałaś z trzema lesbami, które ledwo znasz nie wiadomo gdzie? - zadrwił upijając łyk parującego napoju uprzednio kręcąc głową z dezaprobatą.
- Słucham? - zapytałam niedowierzając w słowa, które przed kilkoma sekundami opuściły usta chłopaka.
- Nie podoba mi się to Ana. - stwierdził spoglądając na mnie stanowczo.
CZYTASZ
Color of the Ocean
ChickLit*Dawniej Woods Coffee's* Panującą pomiędzy nami ciszę, której kompletnie nie byłam świadoma przez analizowanie każdego detalu ciała szatynki, przerwał jej zachrypnięty głos, z którego barwy wywnioskowałam całkowitą powagę wypowiedzianych przez nią s...