57.

3.1K 169 39
                                    

POV Anastazja:

Niechętnie uniosłam wzrok zza zagraconego biurka próbując złapać choć chwilowy kontakt z rzeczywistością. Ostatnie tygodnie mojego życia skupiały się wyłącznie na pracy, która mimo braku wolnego czasu, budowała moje listopadowe samopoczucie nadając mojemu istnieniu sens. Ogarnęło mnie zdziwienie,gdy spojrzałam na wiszący na jasnej ścianie kalendarz.

Niemożliwe, że mamy ostatni dzień listopada ...

Rozejrzałam się wokół nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

- Rafał, błagam powiedz mi, że to się kiedyś skończy ... - wymamrotałam zakrywając twarz dłońmi.

- Mówiąc „to" masz na myśli swoje życie czy to diabelskie biuro, w którym razem tkwimy? - zapytał żartobliwie robiąc zamyśloną minę.

- Mam na myśli ten stos artykułów do zredagowania. - doprecyzowałam niechętnie wskazując na piramidę papierów z czerwonymi karteczkami „na wczoraj".

- W takim razie muszę Cię zmartwić, ale nie. - skomentował infantylnie kładąc nogi na ciemne, drewniane biurko.

- No i po co Ci to było Ana? - warknęłam z bezsilności zadając sobie pytanie retoryczne.

- Witaj w klubie ... - odpowiedział upijając łyk zimnej już kawy. - Na domiar złego zmienili ziarna w ekspresie. Ostrzegam, nie pij tej lury, już woda jest bardziej aromatyczna ... - dodał po chwili w popłochu się prostując.

- Panie Rafale, bardzo dziękuje za recenzje kawy. Sam wybierałem. - niski, męski głos wypełnił całe pomieszczenie kompletnie mnie zaskakując. - Na przyszłość, rekomenduję wybór innego sposobu, aby pochwalić się nowym obuwiem. Biurko to nie catwalk, służy do pracy. - dodał uśmiechając się szyderczo.

- Naturalnie Panie prezesie, ja po prostu ... - urwał widząc uniesione brwi mężczyzny.

- Tak myślałem. - skomentował oschle zawieszając spojrzenie na mojej osobie.

Okay, w zasadzie mam tu tylko kubek i laptopa, pakowanie pójdzie sprawnie ...

- Pani Anastazjo, mógłbym prosić na słówko? - zapytał enigmatycznie wskazując na przeszklone drzwi biura.

- Oczywiście. - przytaknęłam słysząc głośne bicie mojego serca.

- Panie prezesie, w gabinecie czeka dyrektor NextStage, gdyż przyszedł szybciej. - niska sekretarka wyszeptała siląc się na sztuczny uśmiech.

- W takim razie jestem zmuszony powiedzieć to prosto z mostu ... - przerwał powodując u mnie chwilowe zatrzymanie krążenia. - Proszę się jak najszybciej pakować, już jutro wylatuje Pani na trzytygodniowy staż. Gratuluję. - powiedział szybko klaszcząc w dłonie, po czym bez słowa pożegnania opuścił pomieszczenie.

Czyżbym się przesłyszała?

Nie mogąc wypowiedzieć gramatycznie poprawnego zdania oparłam się o drewniane biurko, dokładnie analizując wypowiedziane przez mężczyznę słowa. Kiedy pierwszy szok odszedł w niepamięć, spojrzałam na kolegę, który z niedowierzaniem przeszywał mnie wzrokiem.

- Przepraszam, ale co się właśnie stało? - wyszeptał pochylając się z otwartymi, ze zdziwienia ustami.

- Z ust mi to wyjąłeś ... - wymamrotałam powoli uświadamiając sobie zaistniałą sytuację. - Jak to możliwe, przecież nasi sławni „trzej muszkieterowie" urzędują w Londynie od prawie tygodnia. - dodałam analizując obecny stan rzeczy.

- Najwidoczniej nie są taki dobrzy, jak wszystkim się wydawało! - chłopak krzyknął podbierając i unosząc mnie ku górze. - Czy Ty w ogóle wiesz co to znaczy? Spędzisz trzy tygodnie w stolicy popijając nowobogackie drinki z zagranicznymi przedstawicielami, a to wszystko na koszt tej zapyziałej dziury! - wykrzyczał podskakując radośnie ze mną w ramionach.

Color of the OceanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz