━━ 57. ZAPACH SZPITALA

884 99 55
                                    


                Wzięłam głęboki oddech, przygotowując się na możliwy atak paniki, jednak on nie nastąpił. O dziwo, byłam bardzo spokojna i opanowana. Od razu zaczęłam myśleć nad każdym możliwym scenariuszem, jaki mógł czekać na mnie w szpitalu.

Kobieta, z którą rozmawiałam przez telefon, okazała się pracownicą biurową placówki i została poproszona przez policję o zadzwonienie do mnie. Podała mi adres szpitala, więc zapisałam go na czystej kartce zabranej z biurka.

Kiedy się rozłączyłam i na chwilę zamknęłam oczy, Damiano wstał. Jego czoło zmarszczyło się ze zmartwienia, ale ze względu na to, że nie byłam ani trochę smutna, nie wydawał się być zaalarmowany.

– Kto to był? – zapytał mimo wszystko, dotykając mojego ramienia.

– Pracownica szpitala. Mój ojciec miał wypadek. Poprosiła, żebym przyjechała – wytłumaczyłam spokojnie.

Damiano szeroko otworzył oczy.

– Wypadek samochodowy? – upewnił się zszokowany. – Co z nim?

Wzruszyłam ramionami.

– Powiedziała, że nie jest z nim najlepiej. Chyba umiera.

Chłopak wyglądał, jakby nie wiedział, co powiedzieć. To mnie zaskoczyło, ponieważ zazwyczaj idealnie dobierał słowa do sytuacji, ale może teraz, po raz pierwszy, to ja zachowałam zdrowy rozsądek.

– Muszę tam jechać. Zachowałabym się beznadziejnie, gdybym go nie odwiedziła, nawet pomimo tego, że jest skończonym kutasem. Poza tym policja pewnie będzie chciała ze mną porozmawiać, jeśli umrze – powiedziałam szybko, na co Damiano kiwnął głową.

– Wiesz, że nie jesteś nic winna swojemu ojcu, prawda? Nie musisz tam jechać.

– Wiem, ale chcę.

David wiedział, iż nie było sensu się kłócić. Miałam na sobie jeden ze swetrów Damiano i legginsy, więc pozostało mi jedynie włożyć buty stojące na korytarzu.

– Mogę wziąć twój samochód, co nie? Napiszę do ciebie, kiedy dotrę do szpitala – zapewniłam bruneta i już miałam pocałować go w policzek na pożegnanie, ale on mnie zatrzymał.

– O czym ty mówisz? Przecież nie pozwolę ci jechać samej do szpitala. – Brzmiał na zdeterminowanego.

Będę ogniem i chłodem
Schronieniem przed zimą
Będę tym, czym oddychasz
Zrozumiem, co jest w tobie

– Kocham cię – wyznałam cicho, składając pocałunek na jego policzku.

Sięgnął po moją dłoń i splótł nasze palce.

– Kocham cię, Coraline.

Uśmiechnęłam się, po czym wyszliśmy z domu, udając się do placówki medycznej. Przez całą drogę milczeliśmy, radio było wyłączone, gdy Damiano pędził autostradą. Względnie mówiąc, byłam bardzo spokojna i opanowana, ale im bardziej zbliżaliśmy się do szpitala, tym bardziej się stresowałam.

Co tam zastanę? Czy mój ojciec będzie przytomny i będę musiała wejść do jego sali? A może będzie w tak złym stanie, że nawet nie będzie przytomny? Przez telefon nie podano mi zbyt wiele informacji dotyczących stanu jego zdrowia.

Prawie przez całe moje życie bałam się tego mężczyzny, nienawidziłam go i często marzyłam, by przytrafiło mu się coś złego, lecz teraz, kiedy był w szpitalu i mógł nie przeżyć, czułam się dziwnie. W końcu zawsze był częścią mojego życia, choć nie pozytywną, to zawsze tam był.

CORALINE ━ DAMIANO DAVIDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz