Ocknąłem się w szkolnym kiblu. Nie do końca wiedziałem co się stało gdy przypomniałem sobie Liama.
Kurwa
Sięgnąłem do kieszeni po telefon i sprawdziłem godzinę.
18:42
Japierdole, jak nikt mnie tu nie znalazł prze tyle czasu!? Wszedłem w powiadomienia i sprawdziłem nieodczytane wiadomości.50 nieodebranych połączeń od Shane
46 nieodebranych połączeń od Will
30 nieodebranych połączeń od Hailie
29 nieodebranych połączeń od Dylan
10 nieodebranych połączeń od VincentKaplica. Przecież jak ja wrócę do domu to chyba oni mnie uduszą. Chociaż nie, najpierw Vincent zaprosi mnie do gabinetu. Spróbowałem wstać, ale brzuch mnie tak nawalał że byłem 100% pewny o wyglądzie jego. Podwinąłem koszulę od mundurka i spojrzałem na swoje ciało. Na brzuchu miałem jednego wielkiego siniaka o barwach czerwono-fioletowych.
Doczołagłem się do plecaka zostawionego w kabinie i wyjąłem z niego tabletki przeciwbólowe. Połknąłem dwie bez popijania i usiadłem opierając się o ścianę. Po jakiś 15 minutach czułem że leki zaczynają działać. Ponowiłem próbę wstania tym razem z sukcesem. Zabrałem ze sobą plecak i wyszedłem z łazienki. Na korytarzu kręciło się tylko paru uczniów którzy mieli jakieś zajęcia dodatkowe. Udałem się w kierunku wyjścia po czym poszedłem na parking. Wsiadłem do samochodu a gdy już miałem wyjeżdżać z terenu szkoły zatrzymała mnie myśl.Po co ja mam tam wracać?
Postanowiłem przenocować dzisiaj w hotelu. Nie chciałem słuchać kazań Vincenta i darcia mordy Dylana. Po za tym nie miałem jeszcze wymówki dlaczego nie wróciłem do domu ale to się jeszcze ogarnie. Skręciłem w stronę miasta i jechałem tak z 10 minut. Zatrzymałem się przy stacji benzynowej. Podszedłem do bankomatu i wypłaciłem trochę pieniędzy aby mieć na hotel i żarcie. Wsiadłem znowu do auta i ruszyłem dalej w drogę. Wiedziałem już, że Vincent wie gdzie ostatnio byłem dlatego starałem się odjechać jak najdalej. Po dojechaniu do miasta kręciłem się trochę po nim gdy w końcu zdecydowałem się pójść do hotelu. Przywitała mnie w nim miła recepcjonistka która nie powiem była niezła sztuką.
-Dzień dobry, w czym mogę Panu pomóc?- zapytała blondynka miło się uśmiechając.
-Dzień dobry, chciałbym zarezerwować pokój na jedną noc.-odpowiedziałem patrząc jej głęboko w oczy.
-Oczywiście, proszę o imię i nazwisko.- powiedziała po czym zaczęła coś klikać w komputerze.
-Oliver Villin- przedstawiłem się tak jak w moim fałszywym dokumencie.
-Czarny charakter- zaśmiała się rececjonistka gdy ja patrzyłem na nią pytającym wzrokiem.
-Słucham?- zapytałem nie rozumiejąc o co chodzi.
-nazwisko Villin pochodzące z regionu Norfolk w Anglii. Odnosił się do zwykłego człowieka zwanego „czarnym charakterem”. -Wytłumaczyła gdy ja patrzyłem na nią jak na kosmitkę. Nie odzywając się już więcej zapłaciłem za pokój po czym wszedłem do windy.
Wcisnąłem 4 piętro po czym drzwi zamknęły się. W tle leciała jakąś melodyjka gdy mój telefon znowu zaczął dzwonić. Spojrzałem na imię wyświetlane i jak się mogłem spodziewać dzwonił Vincent. Odrzuciłem połączenie idealnie gdy winda dotarła na odpowiednie piętro. Otworzyłem pokój numer 462 i wszedłem do środka. Wnętrze przezentowało się ładnie i schludnie. Mały korytarz prowadził do głównego pomieszczenia z drzwiami do łazienki z boku. Łóżko było dwuosobowe, stały po dwóch stronach szafki nocne i lampy. Padłem na miękki materac przymykając oczy. Nie wiedziałem nawet kiedy zasnąłem.Budziłem się parę razy w nocy czując czyjąś obecność. Nikogo jednak nie zastawałem więc w niepewności kładłem się spowrotem spać.
Rano obudziło mnie nic innego jak dzwonek mojego telefonu. Dzwonił Shane, ciągle zaspany odebrałem połączenie dopiero po chwili zdając sobie sprawę co zrobiłem.
-Tony!?- usłyszałem w słuchawce głos mojego bliźniaka.
-Hm?- Nie chciałem rozmawiać z moim rodzeństwem dopóki nie wrócę ale mleko się rozlało.
-Gdzie ty jesteś!? Dzwoniliśmy do ciebie cały dzień!- A ten znowu drze mordę. Jakby tak darł się na Vincenta to ciekawe co by się stało. (Trafiłby do grobu) (Śmierć na miejscu) (Poprawka, kazanie Vincenta przed śmiercią)
-Wracam za jakieś dwie godziny. Nie martw się zdążę do szkoły.- wywróciłem oczami i rozłączyłem się.
Czy oni nie mogą mi dać trochę spokoju? Mam 17 lat i nie pamiętam jak to już mieć spokój od rodzeństwa.
Wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki. Załatwiłem się i przepłukałem twarz wodą. Nie miałem ciuchów na zmianę więc jedynie zdjąłem marynarkę od mundurka zostając w koszuli i czarnych spodniach.( Sexiak)
Zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem z pokoju zamykając drzwi. Oddałem kartę i poszedłem do auta. Wiedziałem że muszę już wracać ale miło było choć przez chwilę nie budzić się z rodzeństwem w domu. Odpaliłem samochód i odjechałem spod hotelu.Dojeżdżając pod rezydencję zastanawiałem się jak bardzo mam przejebane. Zastanówmy się jestem trzeźwy, nic nie brałem, nie było że mną kontaktu przez cały wczorajszy dzień, wątpię że zdążę do szkoły. Mogło być gorzej, nawet nie mam kaca więc na imprezie nie byłem. Wjechałem do garażu gdzie jak posąg stał Vincent. Zero emocji, zero mrugania czy innego nawet najmniejszego ruchu. P o s ą g.
Wysiadłem i nawet jednego kroku bym nie postawił bo przed moją twarzą znalazł się mój najstarszy brat.(zjawa)
-Cześć Vincent, jak ci życie mija?- zaśmiałem się nerwowo. Na pewno mam przejebane.
-Czy możesz mi wytłumaczyć dlaczego nie było cię wczoraj w domu, nie odbierałeś telefonu i na dodatek masz siniaka na twarzy?
No tak, Liam i jego bucior.
-No nie wiem jak ci to wytłumaczyć...-myśl Tony, myśl.
-Będziesz się tłumaczył w gabinecie. Czekam na ciebie, za 5 minut mam cię tam widzieć. Nie odezwałem się tylko go wyminąłem wchodząc do salonu. Na szczęście tak jak kuchnia był pusty. Wziąłem z lodówki wodę i się z niej napiłem. Patrzyłem jak brat wchodzi na górę nie patrząc na mnie. Wiedziałem, że będzie zły ale aż tak? Jakby to tylko cały dzień bez wiedzy gdzie jestem. Nic nowego. Po napiciu się sprawdziłem godzinę.
9:07
No cóż, do szkoły raczej dzisiaj nie pójdę. Chociaż w sumie to nawet lepiej bo nie spotkam Liama. Poszedłem na górę i skręciłem do zakazanego korytarza. Przy drzwiach gabinetu jak zwykle stał ochroniarz. Gotowy byłem na kłótnię aby mnie wpuścił ale on jedynie się przesunął. Weszłem do środka i stanąłem przed biurkiem.
-siadaj-powiedział Vincent. Patrzył na mnie tym swoim lodowatym spojrzeniem nawet nie mrugając. Zająłem miejsce na przeciw niego i czekałem aż zacznie zadawać te swoje głupie pytania.
-Tony, rozumiem że potrzebujesz zaspokoić swoją potrzebę stosunków seksualnych ale masz mnie informować kiedy nie będziesz wracał do domu.- Co kurwa? W sumie to dla mnie na korzyść, nie trzeba wymyślać wymówki.
-Dobrze, sorry Vince ale wyciszyłem telefon i nie było słychać.-oczywiście że tak nie było ale chuj.
-Wiem, że masz już 17 lat i wybacz że o to zapytam ale zabezpieczyliście się?- skąd to pytanie wtf.
-No jasne, ale dlaczego pytasz?-Coś dziwnie się zachowuje.
-Ponieważ dziewczyna Shane zaszła w ciążę.- Słucham!?
-Co?!-Nie było mnie jeden dzień!
-Gówno, żartuję przecież.- Nie pytam co tu się stało. Patrzyłem na niego jak na debila a on jedynie patrzył na mnie z uśmieszkiem.
-Możesz wyjść, dzisiaj odpuszczę ci kary ale następnym razem nie licz na to.- Cały czas w szoku pokiwałem głową po czym wstałem. Wyszedłem z gabinetu I udałem się do swojego pokoju. Tam przebrałem się w normalne ciuchy i położyłem się na łóżku. Zabrałem szkicownik z szafki nocnej i zacząłem rysować. Wyszła mi czaszka z różami w oczodołach. Nie wiedząc co dalej robić wyszedłem na balkon i zapaliłem. Moje cudowne cienkie Malboro. Zaciągnąłem się i znowu przyszłe te myśli. Jak by się żyło mojemu rodzeństwu beze mnie, czy byliby szczęśliwy na moim pogrzebie, jaką śmierć byłaby najlepsza i najważniejsze za ile mógłbym sprzedać nerkę?
__________
1226 słów.Ocena ---->
Pomysły ---->
CZYTASZ
Tony Monet-przegrał życie?
Teen FictionHistoria jednego z barci Monet. Opowiada o jego ciężkim życiu i problemach związanych z życiem jako Monet. (tagi)