Rozdział 31

534 22 41
                                    

Teraźniejszość.

Perspektywa Tonego.

Jebnie mnie, ten babsztyl musiał mnie uśpić? Mówiła mi to zanim założyła mi tą jebaną maskę a ja nic nie zrobiłem z tym. Ciekawe kuźwa ile znowu będę sobie bezczynnie leżał gdy Matt nawet nie wie o moich wyjeździe. Troszkę problem nie powiem, że nie. Jak zaraz zacznę widzieć jakieś jebane halucynacje czy co to kurwa jest to mnie naprawdę coś strzeli. Wezmę długopis i wbiję go sobie w szyje. Jak na razie widziałem jedynie czarną przestrzeń, położyłem się i rozłożyłem ręce i nogi na kształt rozgwiazdy. Niby jak śpisz to czas leci szybciej, ale nie w świadomym śnie. Wtedy czuję się jakby czas leciał tak samo. Godziny trwają tak jak w prawdziwej rzeczywistości. Chociaż może tylko mi się tak wydaje? Nie mam pojęcia, ale też nigdy nie rozmawiałem z nikim o śpiączce.

Nie wiem w sumie ile tak leżałem, ale nagle zamiast ciemności wylądowałem przed chatką moją i Jasona. Widziałem stojącego przed drzwiami Vincenta.

-Co tam dziadku?- zapytałem, ale on mnie nie usłyszał.

-VINCE!- Krzyknąłem podchodząc do niego. No tak, on mnie nie będzie słyszał. Czekałem aż w końcu ruszy to swoje stare dupsko i odejdzie od tych pieprzonych drzwi. Wchodzi albo spierdala stąd i tyle. Co tu dużo myśleć?

Po jakimś czasie w końcu udało mu się postawić krok w stronę lasu. Czułem się jak dumna matka gdy zaczął znowu chodzić. Ruszyłem za nim zastanawiając się co on robi. Szedł cały czas prosto gdy nagle zatrzymał się pośrodku niczego mrugał i podpierając się drzewa. Nagle zakręciło mi się w głowie i musiałem oprzeć się o drzewo tak jak Vincent. Gdy w końcu świat przywrócił się do odpowiedniej pozycji zobaczyłem jak mój najstarszy brat wpatruje się w jeden punkt. Spojrzałem tam gdzie on przez co moje serce na chwilę zamarło. Zobaczyłem matkę powieszoną za sznur. Zacząłem się rozglądać gdzie pojawiało się coraz więcej wisielców. Podbiegłem do Vince który stał przy ciele mamy. Leżała ona na ziemi i mówiła coś o jakiejś dziewczynce.

-Vince, ja widziałem jakąś dziewczynkę przebiegającą przez ulicę. Było to dawno, ale przez nią wylądowałem w rowie. Myślisz, że to mogła być ona?

-Tony?...Charlotte...-odezwała się. Czy ona mnie widziała?

Słuchałem jak Vincent stara się rozmawiać z mama, ale ona jedynie bełkotała coś o ojcu, piwnicy i jakiejś Charlotte. Nagle jej ciało przestało się ruszać i wyglądało to tak jakby zaczęła wyparowywać. Najstarszy brat po prostu wstał i szybkim krokiem zawrócił w stronę samochodu. Pobiegłem za nim nie chcąc zostawać tutaj ani chwili dłużej. Ciągle widziałem pojedynczych samobójców, którzy się powiesili i przez myśl ciągle przechodziło mi to, że ja chciałem się zabić. Wsiadłem do samochodu i czekałem aż Vincent odpali silnik. Nie trwało to długo bo już po chwili jechaliśmy drogą łamiąc połowę przepisów.

Znałem tę drogę, jechaliśmy w stronę rezydencji. Pewnie zaraz będziemy przeszukiwać piwnicę szukając kości. Minęło tyle lat, że jakby miałby być tam jakiś trup to na 100% już by się rozłożył. Po jakimś czasie zaparkowaliśmy w garażu i od razu wyskoczyłem z samochodu. Nie przejąłem się jakoś bardzo słowami matki bo wiedziałem, że nadal jestem w śpiączce i to nie dzieje się naprawdę. Wszedłem do salonu przypominając sobie jak dawno tu nie byłem. Nie zdążyłem sobie powspominać bo Vincent przeszedł jak burza i wpadł do piwnicy. Zbiegłem po schodach czując ten kurz dostający się do płuc. Zacząłem się rozglądać nawet nie wiedząc czego szukać, kuźwa jakiegoś magicznego przejścia? No chyba nie. 

A może jednak tak bo Vince nagle sobie odsunął jebany regał odkrywając jebane przejście. Czy ono zawsze tu było? Mogłem się ukrywać przed tymi zjebami w sekretnym pokoju? W następnym wcieleniu przeszukuję dokładnie mój dom aby znaleźć sekrety.

Wszedłem za Vincentem do pokoju i Boże jak tu waliło. Pomieszczenie było szczelne bez okien więc każdy zapach zostawał i nie można było tego wywietrzyć. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy to kości dziecka oparte o ścianę.

Charlotte

To była ona, nie wiem tak właściwie dlaczego od razu pomyślałem o słowach maki, ale na 100% to była...nasza siostra? Nie wiem dlaczego, ale coś we mnie pękło jak patrzyłem na podchodzącego Vincenta do kości i delikatnie gładzącego ją po policzku.

-Zostaniesz pochowana tak jak należy i obiecuję ci, że dowiem się dokładnie co się stało. Masz moje słowo.-Zwrócił się do niej po czym wyszedł z pokoju nie zasuwając regału. 

Tak szczerze to nie mam pojęcia co o tym sądzić, jest to strasznie dziwne gdy dowiadujesz się o swojej zmarłej siostrze. Przecież ona miała maksymalnie 10 lat jak i nie mniej.

Miałem już wychodzić za Vincem gdy wokół mnie znowu zapanowała ciemność.

Pierdolony Harry Potter się znalazł i czaruje pomiędzy światami.

Chuj, czekam na dalszy ciąg mojego jakże zajebistego życia.

-Tony?- Usłyszałem głos za swoimi plecami. Czy to...?
______
782 słowa

Ocena --->

Pomysły --->

Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz